Zbliżamy się nieuchronnie do końca, a ja Was zostawiam z siedemnastym - zapraszam!
* *** *
***
Trzy na cztery historie miłosne w moim życiu skończyły się niemalże tak szybko jak się zaczęły, za wyjątkiem tej ostatniej, która trwa po dziś dzień, a jej oficjalny początek miał miejsce szesnastego sierpnia 1985 roku.
- Alice, to jest naprawdę ważne. - Pamiętam, kiedy szarpnął mnie za ramię, widząc, że chcę już pójść. Pokłóciliśmy wtedy o to, co ja robię ze swoim życiem, zupełnie jakby sam żył zgodnie z przykazaniami bożymi i nigdy ich nie łamał.
- Co? Co jeszcze? Już mi powiedziałeś, że nie panuję nad swoimi emocjami i podejmuję nienormalne decyzje, czyli jestem z facetem, który mnie zdradza i gram, że nic nie wiem, potem śpię z innym, zachodzę z nim w ciążę i w końcu mówię o tym swojemu mężowi, a rezultat jest taki, że z pierwszym nareszcie się rozwodzę, a z drugim w pokoju rozstaję. Zrozumiałam, jestem niestabilna emocjonalnie, Mark, nie każdy ma w sobie tyle opanowania i rozwiązań co ty.
- Ale nawet nie o to chodzi! Mnie nie obchodzi to, jak radzisz sobie z problemami, skoro wiem, że w rezultacie wychodzi dobrze, ale chodzi mi o to, że nie możesz wciąż spotykać się bez celu z różnymi ludźmi, podczas gdy sama wciąż masz doła, że nie trafiasz na tego, który by cię kochał naprawdę i z wzajemnością!
- No i co ja mam z tym zrobić, może jeszcze nie czas dla mnie na prawdziwą miłość! W ogóle przepraszam, ale chciałabym już pójść do domu.
- Alice, ty nie rozumiesz, że ja cię, kurwa, kocham?!
Nie. Kurwa, nie rozumiałam tego. Obrzuciłam go tylko przerażonym spojrzeniem, wiem, że w oczach malował mi się wtedy przeogromny strach, zdezorientowanie. Byłam jak mały kundelek w brudnym, szarym mieście. Porzuconym wśród deszczu. Czy to było możliwe, by Mark Daniels kochał mnie? On? Mnie? Właśnie mnie? Taki on? Stałam chwile i oddaliłam się szybko, za dużo na raz. Musiałam odebrać małą od Veroniki.
Spotkałam się z nim dopiero po tygodniu, zakochał się w '81 i od tamtej pory modlił się, bym w końcu odeszła od Tommy'ego. To było niesamowite, kiedy opowiadał mi o tym wszystkim, o sobie. Kochałam go odkąd go poznałam, ale czy taka miłość mogła się u mnie przerodzić z dnia na dzień? Nie. Ale z czasem - owszem. Uznałam, że zacznę się z nim spotykać jako z partnerem. Im dłużej z nim byłam, tym bardziej mnie fascynował, poznawałam go z innej strony. Zakochałam się. Patrzcie narody, zakochałam się w ,,zwykłym człowieku'' i to był przełomowy moment, patrzcie narody, związałam się z kimś, kto stał na takiej samej płaszczyźnie jak ja. Pierwszy raz od '78 udało mi się podjąć odpowiedzialną i właściwą decyzję.
Wszystko się ułożyło i ja w tym momencie pozwolę sobie zakończyć w imieniu moim i siostry rozdział miłości w naszych życiach. Przeszłyśmy naprawdę mordercza drogę.
***
Z jednej strony myślałam, że już wszystko będzie tak jak powinno być od dawna. Siostra mi się w końcu ustatkowała (taką miałam nadzieję i tak rzeczywiście się stało). Ja od roku żyłam spokojnie w domu, który stał się dla mnie o wiele piękniejszy, odkąd w nim zamieszkał Danny Newton, mój cudowny mąż. Mój synek miał już blisko cztery latka, w krew weszło mu mówienie do mojego ukochanego per wujku, ponieważ ,,tato'' był tylko jeden i Richie był jednak za duży, kiedy stała się ta nasza prywatna tragedia i nie był w stanie o Nikki'm zapomnieć. Ja zresztą też, cokolwiek by się nie działo i nie stało, to za sprawą syna byłam już z nim związana do końca życia. Chciał mieć z młodym kontakt, a ja nie miałam nic przeciwko, przecież jemu nic nie zrobił. Co więcej, przyznam, że utrzymywałam nie najgorszy kontakt z byłym mężem. Długo myślałam nad tym, o czym kiedyś wspominała Alice. ,,Same wepchałyśmy się do podłego świata, w którym zdrady są wszędzie i nie można się przed nimi w stu procentach uchronić''. Panowie są śmiesznymi istotami, które polecą wszędzie, gdzie wyda im się lepiej. Zawsze polecą tam, gdzie towar piękny, zastosowanie proste, cena niewysoka, ale tego, co drobnym drukiem dopisane już nie przeczytają, bo po co sobie tym głowę zawracać? Nie ma co! Artyści stają się zaślepieni w pewnym momencie swojej kariery, wydaje im się, że są bogami i czegokolwiek by nie zrobili - lud będzie ich wielbił na klęczkach, a rodzina za ładne oczy zapomni o wszystkim, co złe. Otóż nie, moi mili - to tak nie działa. Jeżeli nie zdadzą sobie z tego sprawy w odpowiednim momencie, spadną ze szczytu w takie miejsce, z którego już nie ma wyjścia. Na pewno nie w tej dekadzie.
Jednak wracając do tego, że myślałam, że będzie spokojnie. Pomyliłam się, chociaż to, co działo się w drugiej połowie '85 i dalej po nim nie równa się temu, co już było, rzecz jasna. Incydenty to dla nas już był chleb powszedni, jednak wkurwiać wkurwiały zawsze. Czy to przez nie zaczęłam siwieć?
To był zwykły wrześniowy weekend, sobota, okolice dziesiątej rano, leżałam w łóżku z całą moją rodziną, integrując się z nią, kiedy nagle intensywne walenie do drzwi frontowych zakłóciło nasz spokój. Gdyby nie to, że nie byłam w domu sama i był jasny dzień, zemdlałabym ze strachu, jestem pewna. Spojrzałam pytająco na Danny'ego.
- Czy ty się kogoś spodziewasz?
Potwierdził przecząco głową i spojrzał na mnie równie zaskoczonym wzrokiem. Richie bardzo zaintrygowany zaistniałą sytuacją, złapał mnie za rękę i szarpnął za nią.
- A moze to tata?
- Nawet twój tata nie jest aż tak psychiczny, by się zachować w taki sposób - mruknęłam, podnosząc się z łóżka, po czym narzuciłam na siebie długi szlafrok z białego, cienkiego materiału i zaczesałam włosy za ucho. - Zobaczę, kto to.
Miałam rację, twierdząc, że to nie tata Richie'go, ale o mało się nie przewróciłam, kiedy okazało się, że to mój tata. Ojciec. Philip?
- Czyś ty zwariował do reszty?! - krzyknęłam, kiedy tylko udało mi się pozbierać po szokującej wizycie i próbie doprowadzenia do niej. - Jest dziesiąta rano, czy ty nawet nie mógłbyś zadzwonić, że się postanawiasz wybrać w odwiedziny do dzieci?!
- Gdzie jest Alice?! - ryknął, rozglądając się dookoła. Miałam wrażenie, że od ostatnich kilku miesięcy posiwiał o jakieś dziewięćdziesiąt procent. W zasadzie ostatnio podobnie zachowywał się, kiedy prawił nam kazanie na temat papierosów, dlatego poczułam się przez chwilę taka mała.
- A gdzie ona może być w sobotę rano? No nie wiem, może u siebie w domu!
- Na pewno?
- Tato, o co ci, do cholery, chodzi? Nie ma jej tam? W ogóle na co ci ona i dlaczego to mi urządzasz takie przedstawienie w domu?!
- Nie wiem, czy jest, bo jeszcze u niej nie byłem, ale chciałem się ciebie spytać, żeby nie tracić czasu, jeśli jednak jej by tam nie było.
Zapadła grobowa cisza, starałam się skupić myśli. Dlaczego on zachowywał się jakbyśmy z Alice doprowadziły do upadku stanu? Dlaczego nachodził mnie w taki piękny weekend, pierdoląc go nieodwracalnie? W ogóle dlaczego człowiek, który kłamał swoje dzieci przez całe życie teraz do nas przychodzi? Spojrzałam bezradnie w stronę schodów, na których szczycie stał Danny z Richie'm na rękach i patrzył na mnie dokładnie tak jak ja na niego.
- Jej matka wczoraj do mnie zadzwoniła, mówiąc, że mogę spodziewać się dzisiaj spotkania ze znajomą z dawnych lat... - wyrzucił z siebie po chwili i oparł się bezwładnie o ścianę, przykładając dłoń do czoła w wyrazie rozpaczy. Och, co za tragedia go spotkała...
- No i co mi do tego? Na co ci do tego Alice? Ty namieszałeś lata temu, ty będziesz się teraz tłumaczył. Wiem o wszystkim, co zrobiłeś Astrid, wiążąc się równocześnie z moją matką albo, jak wolisz, Donną. Jest mi wstyd za takich rodziców, w zasadzie do ciebie jest mi się wstyd nawet przyznać. Wiesz jak to się nazywa? Zwykłe skurwysyństwo. Jesteś jeszcze większym skurwysynem od Nikki'ego, tatusiu.
- Veronica, ale nie możesz wierzyć wszystkiemu, co powiedziała o mnie Astrid, ona jest zdespe...
- Och, zamknij się już. Nie chcę tego słuchać, wynoś się i chociaż raz zachowaj jak facet.
- Nie sądziłem, że własna córka mnie tak potraktuje - powiedział oschle i spojrzał na mnie swoimi zimnymi, zielonymi oczami. Kiedyś wzbudzały we mnie respekt, niestety, te czasy bezpowrotnie minęły. Patrzyłam jak wlecze się w stronę drzwi i pokręciłam z politowaniem głową. - Ona też nie była święta, jakbyś chciała wiedzieć.
- Tak, tak tato. Nikt nie jest święty, ale teraz już naprawdę stąd idź, bo takie tanie bajki możesz sprzedawać kolejnym pannom, które będziesz bajerował - warknęłam i wypchnęłam go za drzwi, po czym zamknęłam je z hukiem tuż przed jego twarzą. - No co za, kurwa, człowiek!
Poszłam do kuchni nalałam sobie szklankę wody, po chwili dołączył do mnie Danny, wciąż trzymający mojego synka na rękach. Popatrzyłam na nich, na twarzy nadal miałam wyraz zgorszenie. Absolutnie nie wiedziałam, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Dlaczego on bał się dawnej kochanki aż do takiego stopnia? Danny postawił Richie'go na podłodze i ten stał chwilę w milczeniu pomiędzy nami, przenosząc swoje bystre oczka z jednego na drugie.
- Cemu dziadek był zły?
- Dziadek jest za bardzo roztrzepany i głupi, Richie - rzuciłam tę zgryźliwą uwagę i wrzuciłam kubek po wodzie do zlewu. - Idź do salonu, pobaw się chwilę, co?
- Co on takiego zrobił matce twojej siostry, że unika jej jak ognia? - Danny objął mnie, kiedy tylko Richie był już w bezpiecznej odległości i nie mógł nic usłyszeć.
- W skrócie: spotykał się z nią, zaszła z nim w ciążę i nagle okazało się, że w ciąży jest jego włoska kochanka, czyli moja matka, z którą się później ożenił, odprawiając Astrid z kwitkiem i dając jej w twarz, a odbierając dziecko i ucinając ich kontakt na dwadzieścia cztery lata. Dwa lata temu Alice po raz pierwszy zobaczyła się z matką w Szwecji, bo ta tam mieszka, a ja dowiedziałam się o wszystkim i dość skutecznie pokłóciłam się najpierw z ojcem a potem z matką, bo w głowie nie mieści mi się, jak można być aż tak pierońsko pozbawionym jakichkolwiek uczuć. Matce jeszcze jestem jakoś w stanie to wybaczyć, bo z początku nie wiedziała, że Philip jest już z kimś, ale kiedy się o tym dowiedziała...no mogła jakoś zareagować, nie wiem, czy oni wszyscy, kurwa, myśleli, że nic się nie wyda? Ojciec chciał do końca życia grać na dwa fronty?
- Czy on nie myślał kiedyś o podpisaniu jakiegoś kontraktu z Harlequinem? Poważnie pytam, bo mógłby dorobić się bardziej niż na byciu prawnikiem przez te wszystkie lata. Jeszcze jakby napisać na neonowym tle ,,PRAWDZIWA HISTORIA'' to już w ogóle.
- Nigdy z nim o tym nie rozmawiałam...
- Ale patrz, to nie jest głupie... - Wyciągnął jedną rękę przed siebie w teatralnym geście i zmrużył oczy. - Szokujące zeznania ojca Veroniki i Alice Harrison: ,,Pobijałem niepostrzeżenie serca Europejek''...sprzedałoby się, nie powiesz mi, że nie!
- Powiedziałam ci kiedyś, że jesteś głupi? - zaśmiałam się i dając mu kuksańca między żebra, poszłam do salonu. - Richie, chodź, będziemy robić śniadanie.
Z drugiej strony, gdyby ktoś napisał takiego harlequina za plecami ojca, wyszłaby z tego całkiem zabawna sprawa. Zawsze wciąż można to zrobić, gdybym tak przysiadła z Alice i z moim drugim synem, który całkiem nieźle pisze, to...czy ja nie powiedziałam czasem za dużo?
***
- Halo? - powiedziałam ze znużeniem do słuchawki telefonu, który dzwonił już od dobrych kilku minut, przeszkadzając mi tylko. No litości, w sobotę przed dwunastą? W południe w dodatku.
- Alice, nie przeszkadzam ci? - Tylko rodzona siostra była zdolna do wydzwaniania w takiej chwili, mogłam się tego spodziewać.
- Trochę tak, o co chodzi?
- Masz gościa może?
- Mam, a skąd wiesz?
- Kiedy przyleciała?
Ogłupiałam na jakieś piętnaście sekund. Przyleciała? Do mnie? Tak nagle? Że niby...
- Chwila, Veronica, o kim ty mówisz?
- O Astrid! A ty?
- Joe! Przyszedł do młodej, dosłownie trzy minuty temu go wpuściłam. - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że moja siostra była święcie przekonana, że jest u mnie mama. Skąd mogło jej to przyjść? - Dlaczego Astrid miałaby u mnie być? - spytałam ją głosem, który zaskoczył nawet mnie, czyżbym osiągnęła nowe stadium zaszokowania?
- Alice, dwie godziny temu nasz ojciec dobijał się pięściami do moich drzwi, po czym wpadł wściekły do środka, zaczął krzyczeć, gdzie ty jesteś i okazało się, że wczoraj dzwoniła do niego twoja matka i powiedziała mu, ze dzisiaj ma przylecieć do Los Angeles. On się jej boi jak ognia, był taki przerażony, kiedy o niej mówił, myślałam, ze serce mu stanie, dosłownie. Paranoja, ja zadzwoniłam z myślą, ze może ty wiesz i ona jest już u ciebie, ale skoro nie, to wypada mi powiedzieć, żebyś uważała, bo ojciec jest w takim stanie, że jak zapuka do twoich drzwi i nie otworzysz mu przez dłuższą chwilę, wyważy je. On jest niezrównoważony psychicznie, teraz jestem pewna.
- Ale...co to ma ze mną wspólnego? Ja nic nie wiedziałam o żadnym zjawieniu się Astrid u nas, pierwsze słyszę!
- Ale on jest pewnie święcie przekonany, że ty to uknułaś!
- Tego jest za dużo... - Miałam coś dodać, ale poczułam, że serce podchodzi mi do gardła, istotnie, ktoś pukał do drzwi. - Muszę kończyć, wieczorem zadzwonię. - I cisnęłam słuchawkę na widełki, po czym pognałam do drzwi, rzucając po drodze Joe'mu zagubione spojrzenie. Na szczęście zrozumiał, jak się potem okazało.
Mieliście kiedyś wrażenie, ze wasz dom przeistoczył się w szpital psychiatryczny?
Dwa razy musiałam wszystko przeczytać, by to 'przetrawić', ale dalej nie mam pomysłu na żaden komentarz, chociaż bardzo bym chciała, więc pewnie będę pieprzyć bez ładu i składu, jak zawsze zresztą.
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, jak bardzo mi przykro, gdy widzę tę siedemnastkę, szkoda mi tego opowiadania, jest jednym z lepszych, jakie czytałam(a nie było ich mało, naprawdę). A ja kocham to, jak piszesz, piszesz tak pięknie(jak to się skończy, biorę się za Twoje drugie opowiadanie, przyrzekam, daj mi tylko trochę czasu, łatwo się mnie nie pozbędziesz).
I tak, jak wiedziałam, co będzie z Markiem, akcja z ojcem dziewczyn trochę mnie... przeraziła? Nie wiem, ale czuję się lekko, jakbym dostała w twarz, pozytywnie oczywiście. Nie potrafię wymyślić, czego powinnam się spodziewać i chyba umrę z ciekawości, zanim pojawi się następny rozdział, którego już nie mogę się doczekać, chociaż byłoby lepiej, gdyby był później, bo wtedy później opowiadanie się skończy i sama rozumiesz. No.
Ja nie wiem. Jestem trochę wstrząśnięta, więc wybacz mi brak jakiegokolwiek sensu. W każdym razie - dziękuję Ci za ten szok i niecierpliwie czekam na następny rozdział ♥
Lejesz miodem po moim serduszku, pisząc takie ładne komplementy, jestem dumna.
UsuńOch, ojciec dziewcząt od zawsze był człowiekiem dość...hm, wybuchowym? Ale sama uznałam, że tutaj sam siebie przeszedł, nie ma się co oszukiwać.
Czekam na Ciebie przy Until [...]! I pozdrawiam, jej ♥
Jestem i przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie pozwoliło mi na skomentowanie moje (kochane, drogie...) lenistwo. ;__; A na dodatek ktoś podwyższył mi krzesło i dziwnie się czuję. ;__; Te problemy, kurwa. Teraz już przejdę do rozdziału, obiecuję!
OdpowiedzUsuńCzekaj, okazało się, że mój (również kochany i uwielbiany przeze mnie) mózg nie przetwarza informacji od jakiś dwóch dni i rozdział Twój zrozumiany został w połowie. Boże, zacznę od tego, co pamiętam, potem może mi się przypomni. - Ojciec dziewczyn... Nie pamiętam jak się nazywał, ale zawsze taki był, prawda? Pamiętam, jeszcze z wcześniejszych rozdziałów, i wcale inny nie był, więc jeśli chodzi o 'akcje' z nim, to było to raczej do przewidzenia. Gdzie on się pojawi, to i dobrze być nie może. Zastanawia mnie, tylko to, co się stanie, kiedy on wpadnie do domu Alice, a tam Joe. Może Perry obroni matkę swojego dziecka? Jest jeszcze jedna możliwość - wcale nie musi być to jej ojciec. Przecież Astrid miała przyjechać, więc może to ona? Sama nie wiem, w każdym razie czekam ze zniecierpliwieniem na następny, bo dowiedzieć się muszę. Ja muszę.
Również jest mi jakoś smutno, ponieważ Another Day In Paradise się kończy. To jest jakoś mi bliższe i... Ulubione...? Nie wiem. Z tych dwóch Twoich, które przeczytałam, właśnie to najbardziej lubię, dlatego będę rozpaczać, kiedy pojawi się tu post o nazwie 'Epilog'.
Cóż, idę już, bo jeszcze dwa (?) blogi, mam do nadrobienia.
Weny, Alicjo!
Wiesz co...czuję się szczęśliwa, czytając to. Czytając, że szkoda Another day [...], ja również się przywiązałam. Ono mnie powróciło do życia tutaj.
UsuńDziękuję, kochana ♥
Chwili wytchnienia w tym tygodniu nie mam, i do czwartkowego popołudnia mieć nie będę, ale, naprawdę, źle się czuję z myślą, że dodałaś tutaj nowy, a ja jeszcze nie skomentowałam! Bo ogólnie, to maraton z zaległościami urządziłam sobie w niedzielną noc, i wtedy go przeczytałam. Ale jestem teraz, choć jutro mam jakąś cholerną kartkówkę z chemii (posłucham Dire Straits, to się może znów samo nauczy, haha!).
OdpowiedzUsuńDobra, bo ja jak zwykle Ci historię życia opowiadam, a nie po to tu jestem przecież. Także 'Money For Nothing' mi się powoli w słuchawkach rozkręca, a ja, no, piszę, co mi się w głowie lęgnie od przeczytania tego rozdziału, o tak!
Ojca dziewczyn na początku traktowałam jak kogoś zupełnie obojętnego, po tej pogadance o papierosach też. No bo co, czy każdy rodzic nie zareagowałby podobnie? Oczywiście, że tak. No, ale jak Astrid powiedziała, jak mniemam, prawdę na temat całego tego zamieszania z Philipem i dwoma Europejskimi młodymi kobietami, którym w jednym niemalże czasie zrobił brzuszek. I wtedy, to już wiadomo co pomyślałam 'zwykły chuj'. A teraz? Teraz to po prostu trzeba być naprawdę niezrównoważonym psychicznie, bo kto do cholery z wrzaskiem wpada w sobotni poranek do własnej córki, w poszukiwaniu drugiej córki, a tak naprawdę chodzi o cholerną Astrid, która nie wiadomo gdzie się właściwie podziała!? No, własnie, pomyleniec. Dobra, nie, bez przesady. Facet się zestresował, poważnie. Ale wiadomo dlaczego, i to czyni go jeszcze większym chujem! Tak! Bo Astrid miała rację, bo powiedziała prawdę i Philip pragnie pewnie o niej raz na zawsze zapomnieć! Ona zbuntuje mu córki, i dobrze! Się martwi, że jak mu już ta włoska żona umrze, a on sam będzie starym zgrzybiałym staruszkiem, to nie będzie mu miał kto wytrzeć twarzy jak się opluje! Bo jego własne dzieci się go wyprą, i... Jak już mówiłam: i dobrze! Zachował się źle, po prostu niemoralnie, a karma wraca :') Niech wróci.
Dobra, bo ja tak o tym ojcu ich, a powinnam najpierw o Marku. O Jezu, ten facet jest zajebisty w swoim... stylu bycia, o tak. Jego troska o Alice, i jednocześnie taki luz w stosunku do wszystkiego tworzy taką mieszankę, że wychodzi po prostu... Mark :'). I fakt, że ją kochał o 81' i, że czekał aż w końcu da sobie spokój z Tommy'm, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to świetny człowiek. I niech się, cholera, kochają. Niech się kochają ile wlezie, byle bez zdrad, bez dzieci z gwiazdami rocka, bez kłótni... Niech się kochają. Bo pasują do siebie, i ponadto, znają się przecież bardzo dobrze. Byli przyjaciółmi przez tyle lat... Więc znają się nawzajem bardzo dobrze, rozumieją się, wiedzą, że mogą ze sobą wytrzymać, porozmawiać... Więc to jest chyba wreszcie to, dla Alice w szczególności. Po nieszczęśliwie zakończonych dwóch miłościach, jednej większej, drugiej mniejszej, ma prawo być kochaną i szczęśliwą, oczywiście, że ma. I niech będzie, o.
I ta rozmowa dziewczyn pod koniec, to mnie tak normalnie, wiesz, trzepła. Że Alice, cholera, nie wie, że Astrid jest w Ameryce! No to, to jest już zupełnie dziwne, że ona nie wie, a Philip wie. Ale cóż, na pewno Astrid miała swoje powody, których zresztą jestem ciekawa. Zemsta? Po tylu latach? Czy może... Nie no, nie będę spekulować, bo ostatnio coś za często to robię, haha!
A, jeszcze wspomnę, że Danny razem z Veronicą tworzą parę wręcz ze snów, naprawdę. Jestem nimi zauroczona, zauroczona ich miłością, która przetrwała tyle czasu. To jest piękne.
Kochana Alicjo, rozdział cudowny i przepraszam Cię za to opóźnienie i za to, że ten komentarz trochę mi nie wyszedł, bo tak jakoś czuję.
Trzymaj się! ♥
Hugs, Rocky.
Nienawidzę, z drugiej strony, tych Twoich komentarzy, ponieważ one są niesamowicie wylewne i pozwalasz mi dzięki nim poznać swoje dokładne odczucia, tyczące się tego, co piszę. Nie umiem Ci na nie odpowiadać czasami. Ale wiedz, że jestem dumna. Dumna, że ktoś taki zostawia mi takie słowa.
UsuńMark jest cudowny, to fakt, a ojciec...cóż. Jest pyszny i wstyd mu się przyznać do dawnych błędów. Typowe?
Dziękuję bardzo, jak zawsze ♥