czwartek, 14 sierpnia 2014

XIII - She loved him yesterday

Chryste Panie, w pierwszej kolejności chciałam gorąco podziękować za wszystkie piękne komentarze w poprzednim rozdziale i za życzenia dla mnie, dotyczące pobytu za granicą. Było mi źle, a miłe chwilę - Wam zawdzięczam, haha. Bardzo dziękuję i zapraszam.
Wreszcie dobiliśmy do punktu kulminacyjnego tego opowiadanie, sądzę, że to najlepsze określenie. Liczę na pozostawienie po sobie śladu, hm?

* *** *
***

 - Alice, dotter! Här! - Machała do mnie kobieta będąca pewnie blisko pięćdziesiątki, na co w zasadzie wskazywać mogło tylko to, że wołała do mnie ,,córeczko'' i ,,tutaj''. - Dotter...
 W zasadzie czułam się bardzo dziwnie i nieswojo, nie sądziłam, że tak zadziała na mnie nagła zmiana strefy czasowej. Spędziłam czternaście godzin i równo trzydzieści osiem minut na pokładzie lecącego samolotu, chociaż odnosiłam wrażenie, że minęła cała wieczność. Trzy czwarte podróży udało mi się ''przespać'' i mimo to byłam zmęczona tak jak nigdy, zupełnie jakby ktoś spuścił ze mnie całe powietrze i chęci do życia. Po raz pierwszy poczułam strach i drobną panikę, zdałam sobie sprawę, że naprawdę jestem w obcym mi miejscu, w innym świecie. Wyrwałam się spod amerykańskiego klosza i znalazłam się właśnie innym świecie. W innym społeczeństwie. Wśród innej mentalności. 
 Byłam w Europie. 
- Cześć...Astrid... - Postawiłam jednak na angielski, byłam chyba za bardzo zestresowana i zmordowana, by łamać sobie język na twardej szwedzkiej mowie.
- Wiesz - zaczęła i spojrzała na mnie. Widziałam, że jej oczy bacznie czegoś we mnie szukały i istotnie, znalazły. Chciałam zamaskować swoje zagubienie, ale ona rozpracowała mnie prawie tak szybko jak ja to robiłam z Tommy'm. Przynajmniej już wiedziałam, kto mnie obdarował tym cennym darem. - Nie sądzę, żeby lotnisko było dobrym miejscem na rozmowę, na pewno nie dla nas. Do mieszkania mamy jakąś godzinę, jak nie więcej, jazdy, a ty na pewno jesteś zmęczona, dlatego teraz zaproponuję ci, że wezmę twój bagaż i pojedziemy do mnie. Jestem ci sporo winna, co?
 Jej bezpośredniość, pewność siebie i spokój zupełnie zbiły mnie z tropu. Co więcej - uroda. Astrid była naprawdę piękną kobietą, najbardziej chciałam wtedy spytać, ile lat miała, kiedy mnie urodziła, ale postanowiłam z tym poczekać na bardziej stosowną chwilę. Posłusznie oddałam jej swoją czarną walizkę, wzięła ją bez najmniejszego wysiłku i ruszyła w stronę wyjścia, a ja potulnie poszłam za nią. Jak posłuszna córeczka za swoją przykładną mamusią. O ironio. 
- Powiesz mi, która tu jest godzina?
- Zaraz wybije dziesiąta. Rano, żebyś nie miała wątpliwości, pierwsze dwa dni będzie cię pewnie bolała bez przerwy głowa, przeniosłaś się trochę do przodu, jeśli chodzi o czas. - Zaśmiała się, a mnie znowu zaskoczyła jej niepozorna natura i pewna...beztroska? Cóż, jednak miała rację. 
 Czułam, że mój organizm zdychał, straciłam dziewięć godzin życia? O Boże.


***

 Astrid mieszkała (zasadniczo nadal mieszka) w jednej z wielu kolorowych kamienic, które otaczały Stortorget, czyli sztokholmski rynek. Było to pierwszą rzeczą, która zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, wystarczyło, że wyszłam z budynku i już byłam w centrum - czegóż więcej mogła chcieć kobieta w moim wieku i z pełnym portfelem, w dodatku za granicą? Ale mniejsza z tym, mieszkanie matki nie było jakoś specjalnie wielkie, ale biorąc pod uwagę fakt, że mieszkała sama było idealne. Poza tym, jeżeli byłoby jej tam źle - spokojnie kupiłaby mieszkanie, dom gdzie indziej, skoro stać ją na rynek w stolicy...
- Pokój po lewej będzie twój, jest z widokiem na plac, także powinno być w porządku - oznajmiła, kiedy tylko weszłyśmy do środka i rzuciła klucze na szafkę obok drzwi frontowych. Zawiesiła swój płaszcz na jednym z pięciu kołków wystających ze ściany i udała się do kuchni. - Napijesz się czegoś?
- Herbaty... - odpowiedziałam po chwili, wchodząc z walizką do wskazanego mi wcześniej pokoju. Praktycznie wszędzie stały jakieś roślinki, na wysokich żółtych ścianach wisiały wielkie obrazy w masywnych i pozłacanych ramach, dwuosobowe łóżko nakryte było kapą z białego futra, coś bardzo podobnego leżało zresztą na środku podłogi, spore okno przysłaniała ciężka, bordowa stora, za którą zaś krył się szeroki parapet, wyłożony miękką matą i poduszkami, opierającymi się o ścianę oraz szybę. Nie chciałam się stamtąd ruszać do końca życia, tak szczerze powiedziawszy. 
- Mogę wejść? - Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam w drzwiach matkę z dwoma parującymi kubkami w dłoniach. 
- Jasne, to...to twój dom.
- Twój też, Alice. 
 Przeszedł mnie dreszcz, dlatego uznałam, że nie powiem nic. Astrid weszła do pokoju, zamykając ostrożnie drzwi biodrem i usiadła na miękkiej futrzanej kapie, leniwie leżącej na łóżku. Odstawiła kubki na stojący obok stoliczek i ruchem głowy dała mi do zrozumienia, że lepiej będzie, kiedy i ja usiądę. Tak też zrobiłam, nadal bez słowa, na litość boską, no bo co ja niby miałam mówić?
- Pewnie chciałabyś wiedzieć, dlaczego cię zostawiłam, kiedy tylko wyszłam ze szpitala i tydzień później byłam już tutaj, znikając z twojego życia na ponad dwadzieścia lat, hm?
- Tak, w zasadzie to jest jedyne pytanie, które teraz mogłabym ci zadać. 
- Wiesz, to jest w zasadzie bardzo krótka i żałosna historia. W '57 skończyłam szkołę średnią w Sztokholmie i rok później wyleciałam do Los Angeles, miałam tam znajomą i chciałam zarobić trochę pieniędzy, by móc studiować, ponieważ moich rodziców niestety nie było stać na opłacanie mi takich studiów...oraz chciałam spotykać się z Philipem, twoim ojcem, którego zresztą bardzo kochałam. Poznałam go tutaj, kiedy ze znajomymi przyleciał na miesiąc do Szwecji, ale musiał wracać, niestety. Wszystko układało się idealnie, ja odkładałam pieniądze, romansowałam z twoim tatą. I w 1959 okazało się, że jestem z nim w ciąży, on się ucieszył, więc cieszyłam się i ja. Pracowałam nadal, on zaczął już pracować jako prawnik, także wspierał mnie finansowo. Dostawałam od niego naprawdę dużo pieniędzy, w zasadzie bez niego pewnie nie skończyłabym wymarzonych studiów tutaj. Ale pieniądze były tylko przykrywką, żebym się niczego nie dowiedziała. On miał kochankę, tę włoską dziwkę, która doskonale wiedziała o moim istnieniu. Okazało się, że i ona jest w nim w ciąży! Wtedy ja zaczęłam go nienawidzić bardziej niż jej, zaczęłam i nienawidzić siebie samej. Nie chciałam sama wychowywać dziecka, bo niby dlaczego miałabym to robić? Chciałam, by to on i ta lafirynda ponieśli konsekwencje jego wyskoku, powiedziałam mu o tym. A on się zgodził, nie usłyszałam nawet słowa przeprosin, jeszcze mi się oberwało po tym, dosłownie. Rozumiesz? Urodziłam cię w Los Angeles, po czterech dniach wyszłam z tobą ze szpitala. I w nienawiści twój ojciec po prostu mi cię zabrał i pojechał ze swoją wywłoką do domu. A ja nazajutrz poleciałam do siebie. Do domu. Nie chciał, bym miała z tobą jakikolwiek kontakt, nie chciał nawet mówić tobie o mnie i nie wiem, czy mu się to udało. Ale że o pewnej Alice Harrison zrobiło się trochę głośno w świecie wyższych sfer, gwiazd...cóż, to znacznie ułatwiło mi dostęp do ciebie. Na ojca znalazłam haka i cię mam tutaj. I w zasadzie...to wszystko. 
- Ja... - Starałam się unikać jej spojrzenia. Chciałam zasnąć i się nie budzić, to brzmiało paranoidalnie, czyżby mój ojciec okazał się być aż takim chujem? Zawsze wiedziałam, że nie jest święty, ale to by wyjaśniało wszystko, dlaczego od razu ucinał temat, kiedy zaczynałam pytać o biologiczną matkę. Tragedia. Przeniosłam wzrok na kubki z herbatą. - Przepraszam, ale czy...nie masz czegoś mocniejszego? - spytałam cicho.
 Pokiwała głową i bez słowa wstała, poszła do kuchni i wróciła z butelką wódki i jednym kieliszkiem, ustawiła go obok kubków, nalała trunek i podała mi go, a ja podziękowałam i ulżyłam nim sobie. Po fakcie zdobyłam się na spojrzenie jej w oczy i podjęłam rozmowę.
- Ojciec nigdy sam mi o tobie nie powiedział, jakby sądził, że to normalne, że Donna urodziła mnie i cztery miesiące później moją siostrę.
- Twój ojciec nie jest szczególnie bystry, jeśli mowa o takich rzeczach.
- Zawsze mówił, że...że ty byłaś zła, że...że ty go zdradzałaś, że ty mnie nie chciałaś, że chciałaś mnie usunąć, że...
- Robił z siebie bohatera i twojego wybawcę, wiem o tym. Podejrzewałam go o to, odkąd cię zabrał.
- Tak...
- On ma ciężką naturę, był bardzo przystojny, mogłam się domyślić, że będzie mydlił oczy kobietą, że bę...
- Mor...! - Mamo. To było silniejsze ode mnie. Rozpłakałam się oparłam głowę o jej ramię, przerywając jej przy tym. Nienawidziłam wtedy Philipa Harrisona z całego serca, latami izolował mnie od Astrid, licząc, że jedna i druga zapomną o sobie, nigdy się nie poznając. Cóż za dziecinada.
- Nie ma co tracić łez, nie są tego warci. - Istotnie, nie są. Donna również zawsze mówiła, że nie wiedziała, że mój tata z kimś jest, kiedy go poznała. - Powiesz mi może coś o swoim życiu?
 Przytaknęłam cicho. Uspokoiłam się, wypiłam w końcu zimną już herbatę i opowiedziałam matce, czym się zajmuje, z kim, dlaczego. Powiedziałam jej o Tommy'm, ale o problemach już nie wspominałam, za dużo na raz by było.
- A ty masz kogoś teraz?
- Tak, od stycznia.
- Jak ma na imię? - W zasadzie nie wiem, po co pytałam. I tak nic by mi to nie dało, ale któż dba?
- Viktor Hansson, jest publicystą.
 Nazwisko i zawód już do mnie nie dotarło. Dzwoniło mi w głowie tylko imię i uznałam, że los mnie jednak nienawidzi i nigdy nie da sobie odpocząć, zawsze już będzie prześladował. Astrid widziała, że coś się we mnie poruszyło, w zasadzie nawet ślepy by zauważył. To imię działało na mnie jak prąd. Siedziałam jak ten kołek i patrzyłam tępo w ścianę, aż przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Veroniki, kiedy tylko wyląduję i będę miała dostęp do telefonu. Poderwałam się nagle z łóżka i powiedziałam matce, że muszę tylko zdać siostrze relacje, że jestem żywa. Pokiwała głową, mówiąc, że telefon wisi w hallu.
 Wybrałam szybko numer domowy Veroniki i czekałam, aż podniesie słuchawkę, chociaż u nich było już grubo po północy. Sama sobie tego życzyła, cóż.
- Alice?! - Nie minęły nawet trzy sygnały, jak ryknęła zachrypniętym głosem do słuchawki, a ja dosłownie zostałam sparaliżowana. To nie było normalne, nawiedziły mnie same najgorsze myśli.
- Veronica? Co się stało?
- Sukinsyn! Pierdolony sukinsyn!
- Co się stało, hej!
- Zdradził mnie! - wrzasnęła niewiarygodnie głośno, a było w tym słychać niewyobrażalny ból. Upuściłam słuchawkę, a Astrid powiedziała potem, że byłam blada jak ściana.

***

 Nie wiem, czego się spodziewałam. Wróciłam z lotniska do domu po dziewiątej. Weszłam spokojnie do środka, było dziwnie cicho. Nikogo nie było na parterze, zaniepokoiło mnie to. Poszłam do kuchni, napiłam się wody, słuchałam. Cisza. Nie, nie cisza. Ktoś brał prysznic. Poszłam na górę, istotnie, ktoś był w łazience. Nikki. Skoro nie było go w pokoju Richie'go, który dziwnym trafem jeszcze spał, skoro nie było go w sypialni, bo była tam tylko, kurwa, pewna czarnowłosa pizda, to kto mógłby być w łazience, jak nie on? Ach, no racja. Mogła być to jeszcze jakaś inna, kto powiedział, że zaprosił sobie tylko jedną koleżankę? Dla mnie było to już bez znaczenia. Widząc w sypialni kogoś jeszcze doznałam za dużego szoku termicznego by krzyczeć, ale za małego by mdleć. Poczekałam aż Nikki wyjdzie z łazienki. Wyszedł, spojrzał na mnie jak na obcą. Ja pokręciłam głową i kazałam mu spokojnie wypierdalać z tego domu i nigdy więcej nie mówić do mnie per kochanie. ,,Kochanie, ja ci wszystko wyjaśnię, to był impuls, zrozum, one same pchają mi się do łóżka!'' - ,,Nie mam nastroju na słuchanie tego, zrób przysługę mi i dziecku i się stąd, kurwa, wynoś zanim puszczą mi nerwy, rozumiesz, do chuja pana?''. Potem poszłam do sypialni, siadłam na łóżku obok leżącej na nim szmaty i dyskretnie (dyskretnie) pociągnęłam ją za włosy. ,,Wygrałaś, miałaś rację. A teraz wynoś się razem z nim, remis, Claudia. Dostałaś, co chciałaś, udowodniłaś, że miałaś rację.'' - ,,Nie był ciebie wart, to też jest prawdą. Nie ja go uwiodłam, ja tylko przystałam na jego propozycję sprzed tygodnia...''. Patrzyłam na nią, kiedy rzucała Sixx'owi triumfalne spojrzenie, a on jej mordercze. I wyszli. 
 A ja płakałam. A on wracał, przepraszając. A ja ryczałam. On znów wracał. A ja łkałam. On pojawiał się po raz kolejny. A ja zawodziłam, on chciał wracać. A mi dzwoniły w głowie słowa Claudii. Była inna, naprawdę. 
 Szóstego marca cisnęłam w Nikki'ego obrączką. Do dziesiątego wynosiłam z domu woreczki z białym proszkiem, które przywędrowały tam tydzień wcześniej. Dzięki tacie i jego znajomością dwudziestego kwietnia byłam już rozwódką. A...
- ...trzydziestego kwietnia lecę z Richie'm do Las Vegas, pewnie na miesiąc... - wyłkałam Alice na sam koniec naszej pierwszej telefonicznej rozmowy, kiedy ona była tak daleko. Ja wtedy tak bardzo chciałam, by była ze mną...
 I poleciałam. To była najlepsza decyzja w moim życiu, z kolei najbardziej spontaniczną była ta, że zostawiłam sobie nazwisko po byłym mężu. Nie wiem sama, dlaczego. 
 Cóż, moja droga krzyżowa skończyła się po dwóch latach z hakiem. Nigdy więcej.
 Wyzwolona? Och, życie jest śmieszne, w Mieście Aniołów spotkał mnie diabeł, w Mieście Grzechu miałam spotkać anioła. 
***
Ach, życie jest skomplikowane, prawda? Jak zawsze proszę o reakcję, ewentualnie komentarz. To motywuje, haha.

13 komentarzy:

  1. No to jestem. Wiesz, jak ja się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam nowy rozdział u Ciebie? Ha, uśmiech mi z twarzy nie schodził a potem chciałam zabić Nikki'ego... Ale zacznę od początku. :D Po pierwsze - jak było w Turcji? Było Ci źle (tak napisałaś)? Po drugie - przejdę już do rozdziału.
    Astrid, hmm... Od razu wiedziałam, że ta kobieta nie będzie zła. Tylko te dwa tygodnie temu, zastanawiało mnie to, dlaczego zostawiła Alice. Teraz jest już wszystko jasne, to wina Philipa (chyba tak to się pisało...). Dobra, nie myślałam, że będzie dobra. Bardziej podejrzewałam, że będzie taka... nieprzyjemna, ale wiedziałam również, że możesz mnie zaskoczyć. Choć w końcu gdyby nie była przyjaźnie nastawiona, to po co by chciała się spotkać...
    A teraz sprawa Veroniki i Nikki'ego. Sixx... Tu to akurat wiedziałam, że ona wejdzie a on z jakąś dziwką. No i się nie myliłam, był z Claudią. Przepraszał ją... Było trzeba jej nie zdradzać tylko pomyśleć! Biedny Richie, to on przecież najbardziej na tym ucierpi. Stracił ojca... Ale kogo spotka w Las Vegas? "w Mieście Grzechu miałam spotkać anioła". Tylko kogo?
    Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kreując Astrid w zasadzie sama nie wiem, czym się kierowałam, chyba niczym, ale czytając Twój komentarz wiem, że odebrano ją tak jak sobie planowałam, a co do Sixx'ów..och, wyszło szydło z worka, prawdziwe oblicze!
      A jeśli mowa o Turcji, och, męczyły mnie te dwa tygodnie niesamowicie bardzo i cieszę się, że jestem już w domu.
      Dzięki, Faith, czekaj na mnie u siebie! ❤️

      Usuń
  2. Nareszcie! Czekałam! W ostatnim czasie kilka razy dziennie wchodziłam na twojego bloga i sprawdzałam, czy nie ma rozdziału...
    Sztokholm bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji... od początku wiadomo było, że ich ojciec to kretyn. A postać Astrid i jej historia naprawdę bardzo mi się podoba.
    To było takie urocze. Alice odzyskała stracone dzieciństwo. Ten wątek na razie naprawde dobrze się zapowiada...
    ...a teraz Veronica.
    I Nikki.
    Cóż.
    Powiem tyle, że mogła się tego spodziewać.
    Nie mówię, że powinna mu wybaczyć, o nie, bardzo dobrze zrobiła.
    Al to jest NIKKI SIXX, do cholery! To normalne. I tak długo byli razem, ponad dwa lata...
    Szczerze współczuję Veronice, ale jej reakcja była chyba zbyt gwałtowna. Nikki jest typowym rockmanem. Jest, cholera, w Mötley Crüe! A ona naiwnie wierzyła, że jej nie zdradzi...
    Biedna Veronica.
    I muszę ci powiedzieć, że twoje opisy są naprawdę ujmujące. Łzy stanęły mi w oczach, gdy czytałam ten rozdział. Jest piękny, wzruszający i przygnębiający... no bo wiesz, dwa wątki. Jeden rozwiązał się szczęśliwie, drugi nie... kontrasty dobrze robią opowiadaniu.
    NO I JESTEM PEWNA, ŻE VERONICA W VEGAS SPOTKA DANNY'EGO, MAM RACJĘ??
    No tak trochę chaotycznie napisałam ten komentarz, ale po prostu było tyle rzeczy, które chciałam przekazać...

    Wstawiaj szybciej następny rozdział, no i weny ci życzę do następnego opowiadania!
    ~Kathi Veill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, bardzo mi jest miło, kiedy czytam takie wstępy, haha. I cieszę się, że i do Ciebie trafiłam z Astrid, zależało mi na takim odbiorze tej postaci.
      ,,(...) NIKKI SIXX, do cholery! To normalne.'' - dokładnie, moja Droga, ja się z tym zgadzam i cieszę się na taką reakcję!
      Aj, i chaosem się nie przejmuj, komentarz jest cudny, dziękuję Ci bardzo! ❤️

      Usuń
  3. No ale jak to??? Że co? No tego po Nikki'm można się było spodziewać, ale teraz kiedy mają dziecko. Nosz kurwa mać co za idiota..... Ale rozdział zajebisty no normalnie aż nie wiem co napisać, ale twoje rozdziały powinny być dłuższe bo bardzo wciągają i czuję niedostyt.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej kolejności ja bym chciała Ci powiedzieć, że masz piękne nazwisko w swej nazwie, jestem oczarowana, haha.
      I bardzo Ci dziękuję za ten komentarz, jestem...troszkę w szoku. Cieszę się z Twojego niedosytu, ha, postaram się coś z nim zrobić! ❤️

      Usuń
  4. Pozbierałam się z SZOKU, jaki wywołał we mnie ten rozdział i już mogę pisać.
    Po pierwsze, źle mi jest z tym, że Tobie było źle, nie lubię cholernie, gdy ktoś ma złe wakacje, to powinno być zakazane czy cokolwiek. No. Sama jestem wywożona właśnie na siłę i nie za bardzo się cieszę, więc komentarz piszę na szybko, zanim zaciągną mnie do samochodu.
    O KURWA. Alicjo. Sądziłam, że Astrid okaże się być potrzebującą pieniędzy córki, męża jej córki, zimną suką, ale (znowu) mnie zaskoczyłaś i od razu matkę Alice pokochałam, nie wiem, jak sama bohaterka, ale ja ją uwielbiam, mogłaby być moją mamą, jeszcze z takim mieszkaniem... Wspaniała jest. I jej historia. Już niewspaniała, ale wciąż wspaniała, nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli...
    Ale wiedziałam, WIEDZIAŁAM, że Nikki będzie kręcić z tą dziwką Claudią, byłam tego pewna i tylko czekałam na ten moment, chociaż sądziłam, że Veronica łatwo mu wybaczy, ale skoro w Mieście Grzechu czeka na nią anioł(czy tylko ja czuję, że to Danny? Tylko, nikt więcej?)... W takim razie dobrze postąpiła i niech wspaniały pan Sixx po prostu spierdala(chociaż ja bym mu wszystko wybaczyła...). Tylko szkoda mi małego, bo ojca stracił. Niefajna sytuacja.
    Ale no, jak zawsze cudownie, czekam na więcej, czekam na tego anioła no!
    Pozdrawiam Cię strasznie serdecznie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zooosiuuu, mi jest tak dziwnie, kiedy czytam o Twojej opinii na temat złych wakacji, co prawda się z nią zgadzam w stu procentach, ale początek mnie troszkę dobił, to jest kochane, aj.
      Ale ciąg dalszy mnie USZCZĘŚLIWIŁ BARDZO BARDZO, cholera, jestem dumna z Astrid, cieszę się, że jest tak odbierana (sama bym chciała mieć mamę z takim mieszkaniem [wybacz mamo, też cię kocham, haha]).
      Och, no i ja wiem, że Nikki'emu ciężko odmówić, aczkolwiek skurwysyństwo skurwysyństwem pozostanie i nie ma uproś, nie z Veronicą, haha!
      Dziękuję Ci bardzo, BARDZO ❤️

      Usuń
  5. Cześć! :)
    Wreszcie mogę zaprosić na 25 rozdział na ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam serdecznie i jakże uroczyście na 3 rozdział pt "Marzenia wiszą na stromych klifach." mojego opowiadania o Aerosmith. ♥
    http://living-on-the-edge-with-aerosmith.blogspot.com/2014/08/iii-marzenia-wisza-na-stromych-klifach.html

    Love,
    Chelle ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam serdecznie i jakże uroczyście na 3 rozdział pt "Marzenia wiszą na stromych klifach." mojego opowiadania o Aerosmith. ♥
    http://living-on-the-edge-with-aerosmith.blogspot.com/2014/08/iii-marzenia-wisza-na-stromych-klifach.html

    Love,
    Chelle ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowy rozdział :) http://welcome-to-my-fucking-paradise.blogspot.com/2014/08/rozdzia-10.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  9. W takich momentach, jak ten zastanawiam się kogo miałam informować, a kogo nie i o którym opowiadaniu... No, ale w razie czego poinformuję c:

    http://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/08/painted-on-my-heart-xiii.html
    Tylko napisz mi czy mam informować, bo ja już nie kojarzę.

    OdpowiedzUsuń