W pierwszej kolejności chciałam Was zaprosić na bloga, którzy urzekł mnie już od pierwszych słów prologu:
A w drugiej chciałabym poprosić wszystkich, którzy czytają moje opowiadanie o pozostawienia najmniejszego komentarza, chociażby samej kropki z anonima. Jakiś znak. To ważne.
* *** *
***
- Alice… Alice, kurwa,
podejdź no tu, chwila tylko. – Pamiętam jak dziś, kiedy tego pamiętnego dnia w końcu
czerwca 1982 roku zawiesiłam się na ladzie w Whisky i z nienaturalnie
wytrzeszczonymi gałkami ocznymi, patrzyłam, jak moja stara znajoma, ''lady
Claudia'', przemyka z wysiloną gracją poprzez klub, w którym JA, między innymi,
pracowałam. To było niesamowite, w pewnym sensie, widzieć ją znów. Minęło dobre
kilka lat a nic się nie zmieniła. Wciąż była chuda jak ten kij, jeszcze
ciemniejsza (czy to aby na pewno naturalna opalenizna?), ciuchy identyczne jak
w liceum i twarz…bardziej pusta i martwa. Nie chciałam wydawać sądu już wtedy,
widząc ją przez zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale gdzieś w podświadomości
czułam, że ćpa. Musiała sobie nieźle zwiększyć dawkę.
- Co jest? – spytała,
podchodząc do mnie i odstawiając szklankę pod ladę, dźgnęła mnie w bok. – Coś
się tak rozwaliła w miejscu pracy?
- Ty teraz nie prowadź
dochodzenia, tylko przypatrz się uważnie ludziom przed tobą.
- A co…?
- Patrz się w stronę
wyjścia, uważnie…
- Ale…no bez jaj, kurwa,
nie powiesz mi, że to jest naprawdę to, o czym myślę, myślimy? – Wisiała już na
głównym obiekcie naszego ‘’miejsca pracy’’ tak jak ja.
- A kto inny! Sądzisz, że
łatwo by nam było ją z kimkolwiek innym pomylić? Nam, które mordowały się z nią
tyle czasu?
- Wywłoka, pieprzona
wywłoka! Co ona tu robi?
- Nie wiem, ale jeśli coś
ci to da – wyszła stamtąd. – Pokiwałam głową i wskazałam palcem na lewo.
- Była u niego? Czego
chce, pracować tu? Jako kto, jeśli już? Sprzątać będzie, giąć się jak dziwka na
rurze, czego chce?
- Nie mam pojęcia,
zauważyłam ją dosłownie na chwilę przed tym jak cię zawołałam. – Nie wiedziałam
sama, dlaczego poszła do szefa. Jeśli naprawdę chciała tu pracować, to…nie
wiem. Rozsadzała mnie taka myśl, że po pięknej przerwie znów miałybyśmy ją
widzieć dzień w dzień, nie będę ukrywać, że nawet przez myśl mi nie przeszło,
iż mogłaby się zmienić. Nierealne, tacy jak ona pozostawali tacy sami zawsze.
Tak uważałam.
- Nie będzie tu pracować,
nie zgadzam się. Nikt się na to nie zgodzi, a już na pewno nie, jak się
dowiedzą o niej czegoś więcej!
- Ale ona nie nadaje się
tutaj nawet, przecież on na pewno widział jej twarz, jak bardzo jest nieobecna,
ma…dwadzieścia trzy lata? A wygląda na trzydziestkę, no proszę cię!
- Chyba, że się puści.
Ciało ma nienajgorsze, jakby na to nie patrzeć. Niestety. – Pokręciła głową i
podniosła się, nalała piwa. – Chcesz?
- Chcę, jak nalałaś już…
- A schodząc na bardziej
przyjemny temat, co u małego?
Przestałam karmić stosunkowo szybko, jakieś
problemy. Nie wiem. Napiłam się.
Bum.
Bum, bum, bum.
Tak. Tak właśnie było. Miałam dziecko. Z Nikki’m.
A on został moim mężem jeszcze w lutym ubiegłego roku. To było bardzo
spontaniczne, ale ładnie się trzymało. W zasadzie…oświadczył mi się zaraz na
początku lutego ’81. Jeszcze w styczniu wyszło, że jestem w ciąży, ucieszył
się. Z jednej strony powiedziałam mu od razu, że chce mieć z nim dziecko, co
było z kolei dziwne, z drugiej strony on się zgodził i związał ze mną w
zasadzie od razu i ja do tej pory nie wiem, czy umiał chlać tak, że ja tego nie
widziałam, czy po prostu nadal coś brał, choć ja mu powtarzałam bez przerwy, żeby
przestał, bo się zabije i zostawi mnie samą. A że on zarzekał się na wszystko,
że mnie kocha – słuchał mnie. I nie brał, przynajmniej nie przy mnie, nie na
mieszkaniu. Kamuflował się może, nie wiem, nie myślę o tym. Ważne, że ja nic
nie widziałam…nie zwracałam uwagi? Cóż, byłam tak zakochana, zaślepił mnie. A w
październiku urodził się nam synek, Richie. Urodził się w noc, w którą odbywało
się wesele mojej siostry i Tommy’ego, co również było szybką akcją. A ich
relacje były bardzo wzburzone, choć i tak zawsze kończyli w łóżku.
Ja z Sixx’em zresztą też. Byłam nawet
zaskoczona faktem, że mnie nie zdradził, kiedy ja byłam w ciąży. A może też się
dobrze krył…
Tak czy inaczej – moje małżeństwo wydawało się
przetrwać, pomimo naszego młodego wieku. Sądzę, że mały też swoje zrobił w tym
wszystkim.
- Richie ma się świetnie,
rośnie, coraz bardziej się rozwija. A ja tak na to patrzę i się cieszę.
- O, kochane. –
Uśmiechnęła się. - Przyjdźcie z nim kiedyś do nas. Tommy uwielbia to dziecko,
aż jestem zaskoczona, że do tego stopnia.
- On by nie chciał mieć
dziecka?
- On? Nie wiem, nie
rozmawiałam z nim o tym nigdy. Jest młodziutki, ale ja bym nie chciała, a na
pewno nie teraz. Zresztą sama nie wiem, czy w ogóle.
- Dzieci są kochane,
małe, własne. – Uśmiechnęłam się i wyszłam zza lady. – Tak tylko mówię, cześć. –
Nachyliłam się przez blat, całując ją w policzek. – Trzymaj się.
- Hej, hej. Do jutra.
Odkąd urodziłam, wychodziłam z pracy
wcześniej. Załatwiłam to sobie na spokojnie, nie było problemu. Szef mnie lubi,
na początku nie chciał mnie przyjąć, wiedział, że jestem siostrą Alice, która
mnie mu poleciła, a sama początkowo sprawiała niewielki problem, ze mną też tak
było. Tylko problem był większy, ale się wyrobiłam. Bardzo dużo Richie’mu
zawdzięczałam i zawdzięczam do tej pory, zmienił mnie na lepsze, czuję, że
dorosłam i dojrzałam przy nim na dobre. Nikki może też, w pewnym stopniu.
A Alice nigdy nie chciała mieć dzieci. Jako
mała, jako nastolatka, teraz. Nie wiem, dlaczego, może ona do tego akurat
jeszcze nie dojrzała? Śmiesznie wyszło, do
wszystkiego innego tak, do tego nie.
Zupełnie na odwrót jak było u mnie, haha.
- Ej, piękna, co taka
wkurwiona chodzisz? Jeszcze nam odstraszysz klientów! – Zawsze wiedział, kiedy
zagadać, ha.
- Mark, proszę cię. Nie
mam dzisiaj, teraz, nastroju. – Odwróciłam się w jego stronę i poczochrałam po
kasztanowych włosach. – Kiedy kolor zmieniasz, już z miesiąc masz ten sam.
- Nie zmieniaj tematu,
Claudia cię i Veronicę z równowagi wyprowadziła, co?
Zamarłam.
- Znasz ją?
- Chcąc nie chcąc, ale
znam. Ona…ona chodziła z moim bratem. W zasadzie to jest chyba za mocne słowo,
ja wiem, że z nim spała. To na pewno.
- Z młodszym czy
starszym?
- Nie, no z Harry’m. – Ze
starszym, mogłam w ogóle nie pytać.
- Wiesz coś o niej?
- Weź, byli razem z ponad
pół roku, ja się dużo dowiedziałem. Mam kontakty w całym mieście, kochana!
- Mam na myśli, czy wiesz
coś, co mógłbyś mi powiedzieć. Takie przyjacielskie pogaduszki, rozumiesz… -
Uśmiechnęłam się znacząco.
- Jest piętnaście po
szóstej, mąż nie będzie zły, jeśli bym cię wyciągnął gdzieś na chwilę w celu
rozmowy, przyjacielskiej?
- A czy ja wyglądam na
taką, co jest zależna od męża?
- A skąd… - Zaśmiał się.
Kochany idiota, zazdrościłam mu. On żył pełnią życia, ale tak w każdym
znaczeniu tego słowa. A z drugiej strony był cholernie szlachetny. Kochany,
dobrze, że tak się zżyliśmy, zawsze z nim chętnie gdzieś wychodziłam, czasem to
się nawet zdarzało, że bez jego kolegów, co było ciężkie, bo praktycznie każdy
w Los Angeles jego kolegą rzeczywiście był. Koleżanek ten nie było mało, hm. –
To zapraszam cię, w zasadzie możemy iść do mnie, powiem ci, co wiem.
- O, widzę, że trochę
tego jest, skoro tak kameralnie się spotkamy! Dobra, to chodź, odmienisz moje
życie.
- Będę zaszczycony. –
Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym wyszliśmy z Whisky, idąc do bardzo
artystycznego mieszkania mojego kochanego przyjaciela, Mark’a Daniels’a.
Siedziałam u niego od osiemnastej trzydzieści
do dwudziestej trzeciej i dowiedziałam się znacznie więcej niż kiedykolwiek
podejrzewałam, że będzie mi dane o niej wiedzieć. I tak największym szokiem
było to, że ta pijawka spała z bratem mojego Mark’a, to nie mogło być
przypadkiem, że akurat to ja się z nim tak zżyłam, tak czasem myślę.
Patrzyłam na obraz na ścianie, piłam wolno
piwo, myślałam o wszystkim, co usłyszałam. Analizowałam to i doszłam do
wniosku, że Claudia to bezduszna kretynka, idiotka. Ale mimo wszystko
należałoby mi jej przyznać, iż miała głowę do tego, by układać bieg sytuacji
tak, aby wyjść na tym jak najlepiej i z korzyścią. Nienawidziłam jej, ale
pomyślunek jakiś miała i to niestety bolało. Jednak…jej dobra passa nie miała
potrwać długo, jak się później okazało. Co prawda musiała ładnie spierdolić w
życiu innych kilka ISTOTNYCH spraw, ale potem sama się doszczętnie zjebała, także
niech będzie...
- Nie sądziłem, że
chodziłyście do tego samego liceum. Zawsze podejrzewałem ją o jakąś niską
szkołę, jak nie żadną – powiedział po chwili milczenia.
- Wiesz, w zasadzie to…to
była szkoła nie…no, ona nie była bardzo dobra. Zwykłe liceum. Claudia mogła
trafić do każdego, trafiła do pierwszego lepszego i takim okazało się być moje. I
tak jej się tam spodobało, że w trzeciej klasie została na dłużej.
- Czyli twoja siostra się
załapała na jeden rocznik z nią!
- Ta, ja już byłam wtedy
w Whisky, a ona na swoim dowodzie fałszywym do mnie po lekcjach przychodziła i
opowiadała mi wszystko, co ciekawego się działo.
- Fałszywe dowody to jest
złoto, nie ma co. – Zaśmiał się i otworzył sobie drugie piwo. – Ale czekaj, bo…mówiłaś,
że miała romans z nauczycielem, nie?
- Bo miała! Jeszcze jak
ja chodziłam do szkoły. Z gościem od geografii, przykładnym mężem i ojcem,
panem W. Burrows’em. To znaczy…ona miała z nim romans, ale on z nią już
niekoniecznie, sam rozumiesz. On traktował ją jako nadmiernie przymilną i głupią dziewczynkę, a ona chciała z nim pójść do łóżka, na pewno w jakimś celu. I w
zasadzie nie wiem, czy poszła. Te jej igraszki ciągnęły się długo, z tego co
wiem, ale nikt nie wychwycił nigdy jakiegoś przełomowego momentu, który mógłby
wskazywać na to, że jednak do czegoś doszło. – Pokiwałam głową i zapaliłam
papierosa. – Pozwolisz, że zapalę.
- Ależ proszę, choć myślałem,
że nie palisz. Dobra, wracając do niej…ona…Harry brał chwilę. Wiesz, ma teraz
trzydzieści pięć lat, ale jak miał dwadzieścia zaczął brać. Z kolegami. Zaczęło
się jak zawsze, ,,przecież wziąłem troszkę, przecież mam kontrolę, przecież
mogę z tym skończyć zawsze, kiedy tylko będę chciał’’. Problem w tym, że nie
było widać, by chciał. Skończył dwadzieścia pięć lat, zniknął z domu, nikt o nim
nie słyszał przez długi okres czasu, potem się okazało, że…daj jednego. –
Popatrzył na paczkę papierosów, którą mu podałam. Wziął jednego, odpalił go i
spojrzał na mnie. – Wyszło, że sprzedawał sam jakiś gówniany towar. A w końcu władował w siebie tyle tego, że wylądował w szpitalu, cudem go odratowali,
był w takim stanie, że trumnę można było już wybierać. To było sześć lat temu,
tylko ze mną utrzymywał kontakt. W końcu się odezwał. Potem z tym skończył, już
liczyłem na to, że ten wypadek przemówił mu do tej pierdolonej głowy, zwyczaju
ćpunów. I rok temu znowu się zaczęło i wtedy ja po raz pierwszy zobaczyłem tę
pannę. Kumple mi powiedzieli, że widują ich po jakichś spelunach, ładują sobie
w żyłę równo. On jej załatwiał darmowy towar, prawie że darmowy. Spała z nim za
dragi może, nie wiem. Uznałem wtedy, że nie mam brata, on wiedział, że ja go
kocham i jest dla mnie mega ważny, był długo jakimś…idolem. Aż przejrzałem na
oczy. Ja miałem takie momenty, że chciałem brać, bo myślałem, że to takie fajne
i zajebiste. Ale mniejsza z tym. Wiem, że strasznie się o coś z nią pożarł.
Phil mi powiedział. Kojarzysz go pewnie, podobał ci się. On mieszka w
nieciekawej dzielnicy, tam często nasze gołąbeczki siedziały. Było ich słychać
na całą ulicę rzekomo i od tamtej pory słuch zaginął o nich. No, przynajmniej
jako o parze. Ja z Harry’m mam jakiś kontakt. Odzywa się czasem do mnie,
rodzice się go jakby wyrzekli. A tej ciemnej pizdy nigdy nie lubiłem. Nie
miałem z nią jakiegoś kontaktu, ale kilka zdań ze sobą wymieniliśmy. I w
zasadzie tyle. Ona była wplątana w różne afery narkotykowe. Ewidentnie lubiła
robić szum wokół swoich skandali. I…w zasadzie tyle. Puszczalska narkomańska
szmata z dobrego domu, nic poza tym.
- Mhm… - Wypuściłam dym i
zgasiłam papierosa. – Nie sądziłam, że aż tyle mi o niej opowiesz. Ja się tylko
boję, że ona się nam wpieprzy do pracy i znowu będą problemy.
- Dobrze będzie, nas nie
wygryzie. Kogo jak kogo, ale nas? Kochana, my jesteśmy jak weterani w tej branży!
- Ta, a zwłaszcza ty. –
Zaśmiałam się i pokazałam mu język.
- Uważaj sobie na słowa! –
Zrobił to samo. Urocze.
- Ja uważam, mój drogi. –
Zarzuciłam włosami i podniosłam się z kanapy. – Ale że jest już…po jedenastej, to ja się będę zbierać, bo mój duży-mały syn pewnie tęskni. Nie
przywykł, że ja też mogę późno wracać do domu.
- Kiedyś trzeba, mamo.
Dobra, to…to do jutra, korzystaj mądrze z wiedzy, jaką ci przekazałem i liczę,
że niedługo znowu wyskoczymy gdzieś na piwo, czy coś.
- Ja mam do ciebie masę pytań jeszcze, ale teraz nie mam już z kolei czasu. I pójdę z tobą, jak
weźmiesz i Phila… - podpuściłam go, haha.
- Wredna jesteś, spadaj
już! – Tym razem on mnie poczochrał i dyskretnie wypchnął z mieszkania. – Leć,
bo się rano do pracy nie wyrobisz!
- A idź ty już, daj mi
spokój!
I śmiejąc się – poszłam do domu. Do siebie. W
mojej głowie bardzo dużo się działo, więcej niż bym chciała. Ale miałam teraz
znacznie więcej informacji o tamtej suce, co poprawiło mi nastrój, wszystko
stało się jaśniejsze. Spała dla narkotyków. Wciągała w to tych, co nie brali,
bo wtedy i oni by zaczęli i też chcieliby mieć towar. Łatwiej się byłoby w tym
poruszać w dwójkę, zawsze to więcej prochów. Pewno.
Ale dlaczego, po cholerę. Po cholerę sobie tak
życie pierdolić, będąc tak młodym. A może ze mną coś nie tak było?
***
Jeszcze raz chciałabym poprosić o jakikolwiek komentarz i tradycyjnie o reakcję, z góry Wam dziękuję i życzę miłego tygodnia szkoły, dla większości przynajmniej, haha.
No, Alicjo, tym rozdziałem popchnęłaś mnie wreszcie do dokończenia wszystkiego, czego nie przeczytałam. Aż wstyd się przyznać, że tyle mi to zajęło, a nawet się nie przyznałam, chociaż to tak świetnie opowiadanie jest. Jedno z lepszych, za jakie się zabrałam, serio.
OdpowiedzUsuńI właśnie to mnie boli, że takie dobre, a nikt nie komentuje, więc się zebrałam, przeczytałam, no i komentuję, w czym jestem beznadziejna, więc wybacz, że ogólnikowo tylko.
Zauroczona jestem totalnie, we wszystkim, bohaterach, MARKU i w ogóle we wszystkim. A szczególnie w stylu, w jakim piszesz, jest taki... inny, rozumiesz, o co chodzi? Pozytywnie inny. Chyba nie czytałam jeszcze kogoś, kto tak by pisał, a jeśli czytałam to na pewno nie wbił mi się wystarczająco mocno w pamięć.
No to... Kurwa, pisz tak dalej i chcę szybko się dowiedzieć, co namiesza Claudia, nie wiem, lubię ją chyba trochę, chyba taka słabość do ćpunów, chociaż nie powinnam.
Weny!
KOCHANA MOJA!
UsuńJestem Ci tak nieziemsko wdzięczna za komentarz, nie spodziewałam się go, jestem szczęśliwa, bardzo szczęśliwa, teraz jeszcze bardziej. Pięknie, dziękuję. Bardzo. Ach, kiedy ja tylko zobaczyłam zdjęcie chłopaka, który został Mark'iem - zamarłam. Jest cudny.
I dziękuję Ci jeszcze bardzo za to, że podoba Ci się mój styl pisania, pochlebia mi to.
I...i w zasadzie mogę jeszcze dodać, iż spodziewajcie się czegoś ode mnie i u siebie. Mnie też coś zmotywowałaś teraz do nadrobienia i bycia na bieżąco, ha...! ♥
zajebiste! :D claudia jest fajna calkiem nie wiem dlaczego jest taka nielubiana i w ogole ja ja lubie
OdpowiedzUsuńClaudia nam tutaj bardzo ''ładnie'' namiesza, chciałabym powiedzieć więcej, ale cierpliwość popłaca...dziękuję bardzo za odzew! ♥
UsuńKolejny świetny rozdział! /Ata
OdpowiedzUsuńAj, dziękuję Pani Bongiovi!
Usuń''Miłego tygodnia szkoły''? Ja od 15 czerwca siedzę w Turcji xD
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :D śluby i dzieci są zawsze takie słodkie, teraz okoliczności wydają się takie sielankowe... choć wnioskuję, że nie zostaną take długo, skoro pojawiła się Claudia.
I mam pytanko od strony technicznej, a mianowicie: mogłabyś wyjaśnić, na jakiej zasadzie używasz kursywy?
Och, Turcja mnie prześladuje, sama będę musiała się tam niestety udać, ech.
UsuńI dziękuję Ci, moja droga, bardzo. I...oczywiście, że coś się posypie, ostatnio w mojej głowie jest tak wiele zawirowań, nie mogę takiej okazji przepuścić, haha!
A co do kursywy - wyjaśnię w następnym rozdziale.
I dziękuję bardzo raz jeszcze! ♥
Cześć :)
OdpowiedzUsuńJuż dawno podczas moich podróży po internetach, trafiłam na Twojego bloga, ale jakoś nigdy nie zaobserwowałam i nie czytałam. Miałam to kiedyś zrobić, ale wcześniej nie miałam czasu :( Teraz, kiedy nadszedł koniec roku szkolnego, wzięłam się do roboty i postanowiłam nadrobić. Jestem już przy prologu. Tak wiem, dopiero. Ale już nie długo przeczytam całe i oczywiście będę komentować wszystko co napiszesz :) Po tych kilku zdaniach, jakie zdążyłam przeczytać, zrozumiałam co traciłam nie czytając wcześniej Twoich prac.
No, to wszystko co chciałam przekazać. Teraz zabieram się do czytania!
Ojej, jest mi niezwykle miło, że postanowiłaś jednak zacząć czytać i ujawnić mi się tak od razu, bardzo to sobie cenię i chciałabym Ci już za to podziękować, uśmiecham się, haha.
UsuńŻyczę miłej lektury i czekam na Ciebie, dziękuję bardzo za wszystkie słowa, ja w takim razie idę pisać dalej! ♥
Już jestem, nadrobiłam!
OdpowiedzUsuńTak na sam początek walnę, że uwielbiam piosenkę "Another Day In Paradise" :) Ale przechodząc do rzeczy bardziej ważniejszych... Zakochałam się w Twoim blogu. Naprawdę żałuję bardzo, że nie komentowałam i czytałam od początku, bo wiele straciłam. Od tego momentu będę komentować każdy rozdział, jaki się tu pojawi, obiecuję.
Dzieci... Ogólnie to nie przepadam za tymi stworami. Ciągle tylko drą ryje i płaczą. Ale takiego małego Richie'ego to chciałabym poznać. Wcale nie ze względu na ojca. XD Ostatnio miałam dziwny sen z Motley Crue w roli głównej... I ciastem... Upiekł je Tommy.... Tak, ja też uważam, że to dziwne. Ale przechodząc do opowiadania jest zajebiste! A mała liczba komentarzy... To przez rok szkolny. Teraz już przybędzie tych osób komentujących i będzie pięknie, mówię Ci. Nie martw się tym. Po prostu wiedz, że piszesz świetnie.
Weny!
To jest tak mega motywujące, ja Ci tak bardzo dziękuję! Miód mi w zasadzie lejesz na ego, bloga, serce i wszystko, ale to jest cudowne, czuję się nieziemsko dowartościowana!
UsuńI spokojnie, ostatnio też mam dziwnie sny, haha.
Dziękuję bardzo raz jeszcze, to jest cholernie ważne ♥