sobota, 7 czerwca 2014

VII - Sometimes it's a bitch

Cóż za żałosne skandale w nastoletnim świecie!

* *** *
***

Życie jakoś się toczyło, poukładało się. To znaczy – uznajmy, że się poukładało. Mój związek z młodszym kretynem i jej związek z kretynem nieco starszym nawet w okresie swojej największej moralności, poważności i w stosunkowo najnormalniejszym czasie...nie jest raczej godzien bycia nazywanym ,,poukładanym związkiem’’.  Ale było dobrze. Było uczucie, szczęście, wyobraźnia, namiętność, kłótnie, sprzeczki, czułość, dzikość (serca, ach) i tak dalej. Było życie, najprościej mówiąc. Zresztą, jak mogłoby być inaczej? Byliśmy młodzi i zakochani, wolni. Tak naprawdę nigdy nie zaznaliśmy prawdziwej pracy, niezbędnej odpowiedzialności, takiej wysokiego stopnia. Gdzie mieliśmy się takowej się nałapać? Chłopaki grali, niby amatorsko, a jak bardzo przyciągnęło to masy młodych. Robili wtedy świetne show, do którego przy okazji pisali mocną muzykę ze słowami dość jednoznacznymi. Śmieszny skrzek Vince’a ładnie zgrywał się z resztą, ich charakterystyczny image też bez wątpienia pomagał im piąć się w górę. Oni byli dziećmi, cały czas byli dziećmi, zamkniętymi w dorosłych ciałach. I są nimi dalej, o ironio. Jedynym miejscem, obiektywnie patrząc, które ich rzeczywiście mogło czegoś nauczyć, był dom. Dom z rodziną wewnątrz. Z jedynymi kobietami wewnątrz, choć ciągnęło ich do tak wielu. Później i z dziećmi, o których istnieniu dowiedzieli się większym lub mniejszym entuzjazmem. Albo też z nikłym. Mniejsza z tym, środowisko naturalne, tak to nazwę, nauczyło ich życia. Dom powinien być w takim wieku odskocznią, a tu był gorszym przetrwaniem, haha. Ale ktoś ich musiał wychować, skoro z domu nic nie wynieśli, poza tym, że jak coś jest źle to można komuś jebnąć. Nie o to w życiu chodzi, wbrew pozorom, nie mam racji?

***

 Ma rację. Nikki był zajebiście ciężki do utrzymania dla kogoś takiego jak ja, ale że silna była miłość – udało mi się z nim wyżyć tyle czasu. Był strasznie niezrównoważony. Nie znał czegoś takiego jak kompromis. To znaczy…może znał, ale nieszczególnie często go stosował. Granica pomiędzy śmiechem a wybuchem złości była w zasadzie nieobecna, nietrudno było go rozwścieczyć, co udało mi się zauważyć podczas obserwowania jego rozmów z kolegami, którzy w zasadzie też nie byli oazami spokoju. Ale to nie to jest akurat najistotniejszym elementem tego, co chcemy wam dziś opowiedzieć.
 Panowie nasi byli dość kochliwi, nie ukrywajmy tego, bo przecież jest oczywiste. Pojawił się u nich taki dziwny syndrom, zaraz na początku lat osiemdziesiątych. Całe dotychczasowe życie było nijakie, Nikki wyjawił mi, że w swojej młodości (jakby wtedy był stary, ale darujmy sobie) czuł się jak trędowaty, bo żadna nie chciała z nim za nic być, co dla mnie wydało się największym absurdem jaki słyszałam kiedykolwiek w życiu, w zasadzie nadal jest on w mojej ścisłej czołówce. Byłam przekonana, że robi sobie ze mnie jaja, bo…no…wystarczyło mi przecież na niego spojrzeć i uniesienie. Ale miał w sobie coś, co mnie przekonało, niewykluczone, że był to urok osobisty, nie siła argumentów, ale tak czy inaczej – uwierzyłam, co było dla niego pewnie ważne. Z kolei Alice mówiła, że z czarnej przeszłości Tommy’ego wynika, iż w szkole uchodził również za jednego z tych mniej ‘’interesujących’’, a nawet bardzo NIE – interesujących, co też było zaskoczeniem, bo nie wygląda, nie wyglądał źle i raczej na brak zainteresowania nie mógł również narzekać, co regularnie lekko wkurwiało Alice, mnie również, bo przecież w mojej sytuacji nie było nic inaczej. Zresztą, kto by nie gnił od zazdrości w środku? Młode kobiety, miałyśmy przystojnych facetów, którzy grali wówczas we wschodzącym zespole, na którego punkcie szalały dziewczyny. No, a oni byli, kurwa, niewyżyci cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc trzeba było pilnować, myśleć, być czujnym przecież. Gorzej jak z dziećmi w zasadzie, dziecku się wybaczy, bo mogło nie wiedzieć, co wolno i czego nie. Starym bykom już ciężej do rozsądku przemówić, ale nam się udawało.
 Jednak gdzieś w połowie ’82 pojawiła się pewna dziewczyna. Lafirynda, którą już znałyśmy. Chodziła ze mną i z Alice do tego samego liceum, powtarzała jedną klasę. Była z rocznika mojej siostry, ale w rezultacie skończyła ją równo ze mną. Unosiła się zawsze wokół niej dziwna aura – aura chłopaków. Wianuszek  przystojnych gości, sama nie wiem, dlaczego. Pierwszy raz powiedziała mi o niej Alice, w zasadzie…ja sama nie wiem dobrze, dlaczego ona i skąd. Ale to się wyjaśni.

***

 Przyszła do nas podczas ostatniego roku mojej nauki w tamtym liceum, zaczynałam trzecią klasę, tak się złożyło, że ona też. Jednak dziękuję Bogu do tej pory, że byłyśmy w równoległych klasach, prawdopodobnie nie wytrzymałabym z nią w jednym pomieszczeniu tyle godzin, żadna z moich koleżanek by tego nie zrobiła, więc podziwiam dziesięć dziewczyn z ,,D’’, że udało im się rok z nią pierdolić i następnie chciałabym pogratulować jednej z klas rocznika Veroniki za dokonanie tego samego.
 Od samego początku wzbudziła wielkie zainteresowanie wszystkich i zrobiła taki szum, jakiego ja jeszcze nie widziałam wśród młodych w szkole. Prowokowała i łamała wszelkie granice, wielka buntowniczka. Buntowali się prawie wszyscy, ale ona szła za daleko i traciła się w swoim samouwielbieniu. Traktowała się jako lepszą, bo miała kasę. Bardzo, bardzo dużo kasy. Nosiła się w drogich szmatach, a potem sama wyszła na tanią, ale co zrobić – to było do przewidzenia.
 Gardzili nią nauczyciele, bo nie robiła sobie absolutnie nic z ich uwag, a jej odzywki były na naprawdę niskim poziomie. Wyklinały ją dziewczyny z wszystkich trzech roczników, w czym ja, a to dlatego, iż były zazdrosne. Wszystkie byłyśmy chorobliwie zazdrosne! Ona miała na wyciągnięcie ręki każdego, ale żadna z nas nie wiedziała, dlaczego tak, skoro urodą nie grzeszyła jakoś szczególnie. Miała trudną urodę, jak dla mnie, może za trudną na kobiece oko a w sam raz na męskie, nie wiem. Ale dosłownie zawsze w jej towarzystwie był przynajmniej jeden kolega. Dusiłyśmy w sobie zazdrość i wzgardę, ale to wszystko pękło, kiedy ona zaczęła ich kraść. Nie miała w sobie krzty wstydu, ni szacunku – nic! Posądzałyśmy ją o brak uczuć i mózgu, co rzeczywiście miało sens. Nawet było udokumentowane, ale nieoficjalnie. Uczyła się naprawdę słabo, dlatego też musiała zostać w trzeciej klasie na dłużej. Nikt nie rozumiał, dlaczego jej w ogóle stamtąd nie wyrzucili, wykroczeń na pewno miała ilość wystarczającą. I tutaj z kolei pojawiła się teoria, że jej ojciec zapłacił szkole za to, by ją tu trzymali, co również wszystkim wydało się całkiem niegłupią opcją. Jednak wracając do opinii o niej wydawanych poprzez różne grupy: największym ‘’poparciem’’ cieszyła się wśród chłopaków z klas pierwszych albo drugich, panowie z trzecich na szczęście w większości byli już pozajmowani i w miarę inteligentni, także nie dali jej się sobie omotać wokół nieludzko długiego, szczupłego, ciemnego palca.
 Drogą dedukcji i nieszczególnie skomplikowanego śledztwa udało nam się dowiedzieć o niej czegoś więcej. A w zasadzie zrobiły to dwie dziewczyny z klasy Veroniki – Jane i Sandra. Nie wiem, czy same wpadły na ten pomysł, ale z opowiadań siostry wiedziałam, że obydwie uczyły się wprost świetnie, nie miały z niczym większych problemów i przede wszystkim nauczyciele ich lubili. A zwłaszcza ta starsza panna od angielskiego, to rzekomo ona im powiedziała, że Claudia, bo tak miał na imię nasz ruchomy cel, jest córką emigrantki z Francji i emigranta z Anglii, a w Ameryce mieszkają zaledwie kilka miesięcy. Prawdopodobnie miało nas to wzruszyć, ale nie wyszło. Jedyną rzeczą, która mnie wtedy poruszyła było to, że nazywała się tak pięknie, a sama była tak niesamowicie popierdolona, co niestety psuło wszystko.
 Claudia-Anne Lacroix.

***

 Wiedziałam dobrze, jaką wielką burzę wywołało zjawienie się w naszej szkole europejskiej zdziry. Wiedziałam też dobrze, dlaczego taka burza w ogóle została wywołana, nie dotyczyła mnie ona wtedy tak bardzo, bo ani nie miałam wtedy żadnego chłopaka ze swojego roku w tej szkole, ani nie byłam w trzeciej klasie, a to pomiędzy nimi wtedy było najwięcej spięć, bo tam była Claudia. Ale że sporo moich koleżanek miało już swoich cudnych kochasi, to były nieziemsko zazdrosne, bo ta suka ich sobie po prostu zabierała, a oni dla mniej tracili zmysły. Jednak o największym skandalu dowiedziałam się dzięki zasłyszanej rozmowie dwóch trzecioklasistów, nie pamiętałam, jak się nazywali, ale to nieważnie. Wstrząsnęło mną to, nie sądziłam, że jest aż tak głupia.
- Alice! – Znowu zerwałam się z wuefu i wybiegłam ze szkoły, starając się dogonić siostrę, będącą jakieś piętnaście minut przede mną. I nie omieszkam nie wspomnieć sobie, że lecąc tak za nią, zmęczyłam się bardziej niż na tym pieprzonym ‘’wychowaniu fizycznym’’ przez jakieś półtorej roku.
- A co ty tu robisz? – Odwróciła się i zatrzymała, kiedy w końcu mnie usłyszała. Była czymś poirytowana albo po prostu zmęczona, ale nie wykazała szczególnego entuzjazmu, widząc mnie obok siebie.
- Już ci powiem… - wydyszałam. – Tylko się…tylko tlen do mnie wróci…czemu taka zła?
- Nie jestem zła, ale mam dość.
- Clau…
- Nie, nie ona tym razem – powiedziała, kończąc poniekąd moją myśl. – Tym razem biologia, ale chuj, nikogo to i tak nie ruszy poza ojcem może. Co jest?
- Ta informacja zmieni twoje życie.
- Aż tak?
- No tak może nie, ale na pewno poprawi ci nastrój, ale byłabym wdzięczna, gdybyś nie mówiła tego nikomu, a przynajmniej nie wszystkim naraz, jasne?
- Nie powiem, co jest? Chodź tu na chwilę – Wskazała głową na niewysoki murek, na którym po chwili usiadłyśmy. – Także…?
- Powiesz, wiem, że powiesz, ale ja cię tylko proszę, żeby nie tak od razu. Przynajmniej nie w szkole.
- Aż tak mi nie ufasz, siostrzyczko?
- Znam cię po prostu! – Zaśmiałam się. Wiedziałam bardzo dobrze, że o tym powie, wszystko, co dotyczyło Claudii było tak gorącym tematem od dobrych kilku miesięcy, że wszyscy tylko czekali na jakieś rewelacji jej dotyczących, żeby się pośmiać, a potem coś podkręcić i ją wkopać. Zwłaszcza ci z trzecich tego chcieli, ale nie ukrywam, że moi i młodsi też. Była nikim i wyglądała jak prostytutka, a siliła się na divę. Myślała, że taką jest.
- Dobra, stopniowo porozpowiadam. – Też się śmiała i bardzo dobrze. Czyli nastrój miała już lepszy, co znaczyło, że jak jej powiem o tym, co udało mi się wychwycić – mogłaby popaść w euforię.
- Dobra, idę spokojnie na ten pierdolony wuef i nagle widzę na korytarzu dwóch chłopaków z trzeciej ,,C’’ chyba, takich dwóch blondynów. Rozmawiali o czymś, w co byli bardzo zaangażowani, więc ja sobie pomyśla…
- Ian z Ronem? – przerwała mi. – Oni w sensie?
- Co, chłopaki…tak, no bardzo możliwe. Ale słuchaj. Uznałam, że mogę dyskretnie podsłuchać. No i tak zrobiłam. I bardzo dobrze, chyba, bo wyszło, że…tak chciałam użyć jakiegoś dramatycznego słowa, ale się dowiedziałam, że ona bierze. Ćpa. I to zajebiście dużo i długo, jak na osiemnastkę. I że nosi to gówno ze sobą do szkoły, że jakaś laska ją widziała, że…no…absurd jakby… nie wiem.
- To znaczy… - Popatrzyła na mnie i nachyliła się lekko w przód. – Ona…ona jest popierdolona do tego stopnia, że wciąga jakiś pieprzony syf w szkole? Jeszcze publicznie?
- Czekaj, to nie jest wszystko! Ona się zaleca do Burrows’a!
- Pierdolisz.
- Nie! Ten…wyższy mówił, że jego laska mu powiedziała, że na lekcji ewidentnie do niego zarywa, a potem ostatnia z sali wychodzi. I pewnie leci wciągać.
- Czekaj, bo chyba za dużo na jeden raz. – Odchyliła głowię, patrząc w niebo. – Angielsko-francuska pseudo diva, będąca bajką dla napalonych chłopców, gówniarą dla tych normalnych, skaraniem boskim dla nauczycieli i pijawką dla dziewięćdziesięciu dziewięciu i pół procenta dziewczyn z naszej szkoły, wyłączając Pamelę z Angeliną, które jawnie się przyznały do swojego pierdolniętego związku i powiedziały też Claudii, że wygląda jak gówno…jest nieudolną narkomanką i nie dość, że łowi zajętych chłopaków, to jeszcze chce spać z czterdziestoletnim gościem z żoną i dwójką dzieci?
 Pokiwałam twierdząco głową. Ona coś myślała. Aż zaczęła się śmiać, znów nachylając się do przodu i chowając twarz w dłoniach.
- Nie wierzę… - Śmiech.
- I nie wiedzą, czy on jej się daje, czy po prostu nie widzi albo ignoruje te jej żałosne zaloty.
- Dlaczego ona tak robi? Nie chce mi się wierzyć, że ona ma po prostu taką naturę. Może jest chora psychicznie, może jej płacą za robienie z siebie czegoś takiego?
- Ja tam nie wiem, ale żal mi takich ludzi.
- Weź jeszcze kiedyś posłuchaj, Ian lubi plotkować bardziej jak połowa dziewczyn z mojego rocznika. –Uśmiechnęła się. – Też posłucham, skoro takie nowości wypływają. Jeszcze sobie wtyki można załatwić, żeby wiedzieć jak tam jej romans z przykładnym geografem się rozkręca!
- Ta, kurwa, gazetkę o tym zróbmy. – W sumie czemu nie?  - Ej, a mogę cię o coś spytać?
- No?
- Blondyni bardziej od ciebie lubią plotkować? – To pytanie było błędem, bo mnie zepchnęła z murku. Chociaż nie żałuję, że je zadałam. – A spieprzaj już do tego swojego!
- Ty leć z podsłuchem, ładnie ci idzie. – Śmiejąc się, zeskoczyła obok mnie i poprawiła włosy. – Pozdrowię od ciebie Victora, cześć.
- Ale ja go nie pozdrawiaaam teraz, przez ciebie – zawodziłam.
 A ona poszła. Poszłam i ja, z tym, że do domu. Chciałam do Danny’ego, ale akurat go nie było. Jemu też regularnie zdawałam relacje z tego, co dzieje się w mojej szkole.
 To było niesamowicie żałosne. Ona miała OSIEMNAŚCIE lat, dacie wiarę? I rzekomo z dobrego domu.

 Podsumowując…cała historia z Lacroix zakończyła się dość drastycznie, przynajmniej w szkole. Zniknęła z życia nas wszystkich – i super. Ale nie na długo, pojawiła się znów i była jeszcze gorsza. Chociaż do tego wrócimy jeszcze na pewno, taki mamy plan. Niektórych historii nie lubimy brać na raz. 
***

Proszę Was o reakcje, które są dla mnie ważne. Nie oczekuję komentarzy, bo nikomu prawie się ich nigdy pisać nie chce.
Zapraszam i TU.

4 komentarze:

  1. Owowow, trzy dni po czasie przeczytałam, to myślałam, że już będzie mnóstwo komentarzy, a udało mi się napisać jako pierwszej :D
    No więc tak. Rozdział jest cudowny, i tyle :D Epickie, co tu więcej mówić? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarze się tutaj nie przelewają, więc pierwsze miejsce masz raczej zawsze zarezerwowane. Za co ja Ci bardzo dziękuję, bo to jest mega miłe i kochane! :)
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Co tu dużo mówić... Super!

    OdpowiedzUsuń