niedziela, 25 maja 2014

VI - Come on now, try and understand

Tym razem tylko Alice - dla zachowana równowagi i proporcji, rzecz jasna.

* *** *
***

- Czyli jednak poszło? – Siedziała na blacie i kiwając głową, przeprowadzała ze mną osobisty wywiad, chociaż teoretycznie nie powinno jej już być w Whisky od dziesięciu minut.
- Tak poniekąd, no – odpowiedziałam, patrząc na nią niezupełnie przytomnie. Ja słusznie byłam jeszcze w pracy, ponieważ dla oczyszczenia myśli i chyba ogólnie siebie samej uznałam, że wezmę dodatkowo godzinę. Potrzebowałam się czymś zająć. Kimś. Czymś, kimś. Czymś, kurwa.
- Spałaś z nim?
- On ze mną, lepiej mi to brzmi.
- Dobra, to spał z tobą?
- Tak.
- Planowałaś to?
- Nie.
- Kochasz go?
Nie wiem.
- Jest u ciebie?
- Nie.
- Ja pierdolę, czyli podsumowując najpierw powiedziałaś mu, żeby został, ale jednak cię oświeciło i kazałaś mu dyskretnie spieprzać?
- Ale bardzo dyskretnie, bo ja go muszę zobaczyć znowu co najmniej za tydzień.
O Królowo...
Pomóż, Czarownico!
 To była prawdopodobnie najbardziej niekontrolowana rozmowa z Veronicą w całym moim życiu. Przeprowadziłyśmy ją w jakieś piętnaście minut a ja do tej pory nie wiem, jakim cudem jestem w stanie przypomnieć to sobie tak dokładnie chociażby teraz. Patrzę w resztki wody, co delikatnie kołyszą się w mojej starej szklance, przemyconej jeszcze z domu rodzinnego. Znowu nie mogę spać, znowu myślę o tym, co było i znowu dochodzę do wniosku, że naprawdę spierdoliłam sobie poniekąd życie i poszłam w złym kierunku. Znają mnie, owszem, ale chciałam, by w inny sposób. Zresztą – kogo to teraz obchodzi? Teraz będzie nas obchodzić mój młodzieńczy impuls i Królowa z Czarownicą.
 Otóż któregoś pięknego dnia w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy siedziałam z Victorem gdzieś na pustych polach przy granicy miasta, on nazwał mnie księżniczką. To było wszystko w formie droczenia się, ale przypomniało mi to o istotnym fakcie, iż kiedyś, kiedy byłam bardzo mała, lubiłam jak mówiono do mnie w taki sposób. Sama się tak nazywałam. Uznałam, że wrócimy do tego teraz, ale w wyższej randze. Zostałam w taki właśnie sposób samozwańczą Królową. I zaręczam wam wszystkim, że nikt nie zwracał się do mnie z tym tytułem tak jak robił to on. A Veronica ochrzciła się Czarownicą, bo naczytało, naoglądało się dziecię jakichś mistycznych historii i tak jakoś wyszło. Ja przyjęłam to z dużym entuzjazmem i bezproblemowo się tak do niej zwracałam, Danny też, haha. Może brzmi to śmiesznie, ale naprawdę tak było. Same nazwałyśmy się tytułami najbardziej budzących podziw i zainteresowanie postaci średniowiecza mając kilkanaście lat i to rzeczywiście przetrwało. Znajomi rozchwycili. Inni też. Teraz, mając lat NIECO więcej – to dalej istnieje. I tu akurat mogę powiedzieć, że to mi się udało, wyjątkowo. O… Litości...
  Alter ego wyjaśniłam, nie wyjaśniłam tego, dlaczego spałam z mężczyzną, który jeszcze wtedy nic dla mnie nie znaczył, a jedyne co, to zaintrygował. Boże, gdybym spała z każdym, kto mnie zainteresował – pieprzyłabym połowę kraju a ćwierć świata. Nie wiem, czemu wtedy na to poszłam. Może górę wzięła desperacja, co zdarza się czasem. Wiem tyle, że poszło szybko. Poszliśmy i doszliśmy, kurwa.  Dobra, tego nie było.
 Był bardzo znany schemat, darujemy sobie dokładny opis zdarzeń, bo to nie jest najważniejsze – a sądzę, że macie na tyle rozwiniętą wyobraźnię, że bez problemu sobie w głowie dacie radę odtworzyć to właśnie wizualnie, jeśli ktoś potrzebuje akurat -  ale skupię się na kilku kulminacyjnych wątkach. Mówiłam już, że taki powinien być tylko jeden, cholera.
- Za bardzo masz…głowę zajętą czymś. Cały czas – mówił, patrząc na mnie, wpatrzoną w okno i ciemne niebo za nim, kiedy było już po wszystkim. – Cały czas jesteś na wpół nieobecna.
- Zawsze tak mam, nie zwracaj na to uwagi, przyzwyczaj się jedynie. – Owinęłam sobie na palcu jego włosy, patrząc nadal przed siebie.
- Jeszcze będę miał jakieś wyrzuty, młoda.
- Nie krzywdzisz, jeśli o to chodzi. – Uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego stronę, co ewidentnie rozładowało powstałe napięcie.
- Tego nawet nie brałem pod uwagę, poza tym sama mnie tu zaciągnęłaś, więc co ja miałem robić, przecież bym ci się postawił, skoro tak ładnie działałaś.
 No tak, oczywiście. W zasadzie byłabym głupia, gdybym z kolei ja tak myślała. Wiedziałam, że się zgodzi, no proszę was.
- Zawsze ładnie działam, kochany.
- W to nie wątpię, chociaż aktorką też jesteś dobrą. – Uśmiechnął się, wiedziałam, o co chodzi, ale dla zasady i z odruchu spytałam, co ma na myśli.
 Bo byłam spokojna podczas stosunku. Dlaczego ja o tym wspominam? Ale mniejsza z tym, to było zabawne i wbrew mojej woli. Z jednej strony nie chciałam tego robić, z drugiej czułam, że dłużej nie wytrzymam jak nie zrobię tego ten symboliczny pierwszy raz. Wyobrażałam sobie to od dobrych kilku lat, a rzeczywistość była nieco inna, chociaż jedynym elementem, który mnie naprawdę rozczarował było to, że ja sama zaciągnęłam do sypialni kogoś, kogo nie kocham, kto nie kocha mnie i w zasadzie wiedziałam tylko tyle, jak ma na imię, że jest starszy i gra na gitarze, zajebiście.
 Ale dobra, wyszło jak wyszło, narzekać nie mam prawa, namaściłam go swoim dziewictwem, spałam z nim w każdym znaczeniu, było mi dobrze. Zarówno z nim, jak i z moją świadomą głupotą. Pogodziłam się, oddałam się mu wtedy na dwie noce, chwilowo u mnie mieszkał, co obok seksu było chyba dla niego największą korzyścią i nie sądzę, by chciał to zmieniać, ale właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że nie. Że tak dobrze nie ma. Że tak być nie będzie. Miłości nie ma. Pieniędzy nie ma. Nie ma jego, ni nas. Po jakże upojnych dwóch nocach pożegnałam się z nim, chociaż obydwoje wiedzieliśmy, że nie na zawsze, ale już nigdy nie tak. To nie dla mnie, mogę robić głupie rzeczy i nie zawsze moralne, ale ja mam granice i miałam je zawsze. Ominął mnie w rozwoju jeden etap dorastania i nigdy tępą dzidą nie byłam, że tak powiem po latach.
- Dlaczego akurat z nim? – spytała, ubierając kurtkę i przygotowując się do wyjścia z pracy dzień po tym, jak odprawiłam Micka.
- Co z nim? – Tym razem naprawdę nie wiedziałam. Albo byłam zbyt rozkojarzona.
- Spałaś. Tak po prostu, bez powodu, a teraz z lekkim żalem, jak się okazuje.
- A…nie wiem. Miałam dwóch, którym mówiłam ,,kocham cię’’ a okazałam to trzeciemu. Nie wiem, dlaczego. Jakoś mi pusto było…w sobie. No i dalej mi jest, pod względem uczuciowym.
- Aj, no wiesz – położyła mi rękę na ramieniu – do najbrzydszych nie należysz, najstarsza nie jesteś, miasto dobrych materiałów na zatkanie pustki też bogate, więc!
- Racja. – Uśmiechnęłam się do niej. – A ty leć już do tego swojego kretyna, póki go masz!
- A wal się, wasza wysokość! – I śmiejąc się, pokazała mi środkowy palec i z impetem wyszła z klubu.
 I powiedziała to za późno, bo bez dwóch zdań ja już zdążyłam się zawalić, w pewnym sensie, co więcej – już jakiś czas temu. Niedługo po niej sama wyszłam w Whisky i lekko chwiejnym krokiem, nie za szybko szłam w stronę mieszkania. Wyklinałam wtedy bardzo przesadnie buty, które zdecydowałam się ubrać równie bezmyślnie jak bezmyślnie funkcjonowałam od jakichś trzech miesięcy. Tak myślałam wtedy, a ubrałam je, bo były ładne i nic więcej, tak.
 I nagle zachwiałam się wyjątkowo bardzo, co groziła upadkiem, ale jednak nie. Ktoś mnie przytrzymał.
 Nie wierzyłam, gdy ujrzałam wybawcę.
- Co ty tu robisz? – Patrzyłam na niego z niedowierzaniem i drobnym wkurwieniem, które wtedy było już raczej bardziej wymuszane niż autentyczne.
- To samo co ty, do ciebie szedłem. – Nie zmienił się od miesiąca, bardzo bystra uwaga z mojej strony.  
- A po co?
- Bo jestem niedojebanym i głupim chłopcem, który jeszcze nie za bardzo rozumie to, co się dzieje, jak sama zauważyłaś nie tak dawno.
- Chyba nie myślisz, że… - Łączyłam wątki, analizowałam błyskawiczny, zaskakujący przebieg akcji. Zostawiłam go ponad miesiąc temu, ponieważ uznałam, że umysłowo dzieli nas co najmniej pięć lat, że jest masakrycznie nieodpowiedzialny, że się przy nim marnuję, że chodzi mu tylko o jedno (o ironio…) i że generalnie zmarnował mi blisko rok życia. Zmieszałam go wtedy z błotem i naubliżałam bardziej niż komukolwiek wcześniej, obrzuciłam go najbardziej wulgarnymi obelgami jakie znałam, miałam ochotę już nigdy nie widzieć go na oczy, chciałam go nie znać. A on właśnie stał przede mną, po tym miesiącu. Stał przede mną, patrzył na mnie, a ja na niego. Musiałam po tym wszystkim, co zrobiłam, wyglądać wyjątkowo żałośnie z wciąż wygiętą nogą, bo obcas, i z zadartą głową, by patrzeć też na niego. Łamałam się, waliłam się nadal. No kurwa, przecież ja na niego nie byłam zła. Przecież ja nie mogę mieć kogoś na innym poziomie intelektualnym, bo albo popadniemy razem w depresję, albo się pozabijamy przez jakieś wspólne dyskusje. On był bezproblemowy w swojej problematycznej naturze. I mimo wszystko był bystry, co mnie gubiło często i zgubiło wtedy znów.
- Tak myślę i nie graj już w to ze mną, bo widzę, że ci głupio, mała.
 Poczułam się wtedy troszkę upokorzona, bo mam ciężką naturę i nie lubię, kiedy ktoś widzi, że czuję popełniony przez siebie błąd, nietakt. Chociaż wtedy ogarnęłam się na tyle, by uświadomić sobie ważną rzecz. Gdyby on tego nie dostrzegł, prawdopodobnie przejebałabym sobie życie do końca. A z dwojga złego ja nie mogę powiedzieć, że teraz jest mi źle. Teraz jestem szczęśliwa. Może nie zrealizowałam się w stu procentach tak jak to sobie zaplanowałam, ale zrealizowałam w stu procentach tak jak pozwoliły mi na to moje realia, a nawet trochę więcej. Potrzebowałam kogoś głupiego, nieogarniętego i do bólu radosnego, bo inaczej bym zginęła i to wiem na pewno.
- Przepraszam – powiedziałam i stając na palcach, pocałowałam go. Cóż za ulga mnie ogarnęła, kiedy on odwzajemnił, położył mi na plecach rękę.
- Wiem. – I śmiech. Pięknie.
- Chodź do mnie, skoro już tak blisko mamy.
 Nie kazał się długo prosić, zaszliśmy szybko. Miesiąc temu wyrzuciłam go z tego mieszkania o wiele bardziej brutalnie niż Micka. Wiedziałam, że on u siebie specjalnie siedzieć nie chciał, w zasadzie nieszczególnie wierzyłam, że ta bardzo niewymiarowa kawalerka rzeczywiście należała do niego jak i jakiegoś kolegi. Dlatego żył sobie u mnie i było dobrze. Miało być znów i świetnie.
- Słyszałem, co się działo podczas, kiedy cię nie pilnowałem – powiedział mi, wyjmując z lodówki piwo. Szybko znów się zaaklimatyzował, to swoją drogą, ale mówiąc mi o tym, przeszedł mnie dreszcz. Jak to, słyszał?
- Rozwiń…? – Podeszłam do niego.
- Wiesz, koniec grudnia a początek stycznia okazały się dla mnie bardzo korzystne, bo z trójką wybitnych gości udało nam się zrobić coś, co w końcu może się udać.
- Zespół. – Od razu o tym pomyślałam, wiedziałam przecież, czego chciał.
- Dokładnie, powiem ci, jak nazywają się moi wybitni koledzy a ty znów poczujesz się głupio. – Kurwa.
- Zaskocz mnie…
- Sixx, Mars, Neil. I ja. – Uśmiech, co mnie czarował i mącił coś w głowie, bo jak kocham to bez opamiętania.
- Nie żartujesz sobie ze mnie? – Oparłam się o blat. Zaskoczył mnie, nie spodziewałam się, że tak to wyjdzie, ale pokazałam mu, że jestem obojętna. Albo raczej, że wyjdzie tak szybko. Ja już z nim w nic nie grałam, pytanie brzmiało: w co on grał ze mną?
- Wtedy może i było jeden zero dla ciebie, ale niestety już jest jeden do jednego, skarbie!
Czuję się jakby mnie znowu ojciec na fajkach przyłapał.
- Potraktowałaś mnie nie fair i ja żądam rekompensaty. – Pokiwał głową, patrząc na mnie znów.
 Widziałam już wtedy, w co on się ze mną bawi i dobrze wiem, że miał świadomość, iż nie odmówię mu teraz, bo nie mam absolutnie żadnego słusznego argumentu. Rozpracował to sobie bardzo ładnie, udało mu się. Straciłam swoją cnotę, więc co ja mu mogłam zrobić? No nic. Już nic. Ja zła, o ja grzeszna.
- Będę musiała znowu kościół odwiedzić przez was wszystkich, diabły. – Wzięłam mu piwo i odłożyłam je na bok, po czym spojrzałam mu znacząco w oczy. Odwróciłam się z wyjątkową klasą i poszłam do najbardziej szatańskiego pokoju w moim mieszkaniu. A on za mną, bardzo grzeczne stworzenie.
- Diabły? My? – pytał, całując mnie po szyi.
- Wy mnie kusicie do złego – mówiłam, odchylając głowę.
- Kochana, chodziłem z tobą rok w zasadzie i nie było dla mnie sposobu, żeby zaciągnąć cię do łóżka w takim sensie. A on po prostu się pojawił, poczarował cię tym, co mówi i sama go tu zaprosiłaś. Po jednym, pierdolonym, niecałym, w sumie, dniu.
- Wszyscy popełniamy błędy, przypomnę ci. – Uśmiechnęłam się, przygniatając go sobą.
- Ja jestem młodszy i mogę, twoim zadaniem jest mnie uczyć i prowadzić przez życie.
- Ujarzmię cię tak, że jeszcze pożałujesz, żeś do mnie tego pamiętnego wieczoru wrócił. – Usiadłam na nim okrakiem i rozpięłam sobie stanik, wyręczając go przy tym.
- Wysoko się cenisz, nie ma łatwo. – Śmiał się.
- Nie wiem, z iloma spałeś przede mną, może w trakcie mnie i po mnie, ale one szły z tobą bez zastanowienia, a ja poddałam cię próbie i ty nadal ze mną byłeś. I jesteś znów, chyba mam jakieś fory.
 Momentalnie mnie z siebie zrzucił i nachylił się nade mną, patrząc mi w oczy.
- Masz mnie, Królowo. – To było nieziemsko zajebiste, uwielbiam sobie to przypominać. To z nim chciałam być. Wiedziałam, że muszę z nim być.
 Kochałam się z nim po raz pierwszy, choć w swoim życiu już po raz trzeci. Ten trzeci właśnie był najlepszy, nie myślałam wtedy jednak, dlaczego. Ale potem już wiedziałam, znów pomyślałam o swoich wyobrażeniach co do tego. W myślach zawsze robiłam to, tworząc sobie partnera, który by mnie kochał, ja jego. Tam była miłość. I tamtej realnej nocy też ona była, to zadecydowało o satysfakcji, wiem.
 Naprawdę wiedziałam, że muszę z nim być. Jeśli chciałam nadal żyć.

 Nad poezją też myślałam, haha. 

***
Reakcje lubię być wciskane, więc dajmy im coś od siebie - wciśnij reakcję, proszę bardzo uprzejmie i życzę miłego tygodnia, jak nie dwóch.

4 komentarze:

  1. Wspaniały blog! :)
    Serdecznie zapraszam do siebie i proszę o szczere opinie -> http://myamazingworldofstories.blogspot.com -> Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś tutaj z aska, kłamco. Wysłałaś mi tam identyczny link będący z pewnością identycznym 'kopiuj - wklej' do wielu. Sio.

      Usuń
  2. Ekstra, uwielbiam to co piszesz <3

    OdpowiedzUsuń