piątek, 9 maja 2014

V - Oh, no, no you can't disguise

Rozplanowałam sobie systematykę rozdziałów, w maju powinny być najwyżej co dwa tygodnie, potem lecimy już pięknie jeden na tydzień. 
A ten opowiada tylko Veronica, żeby nie było wątpliwości.

* *** *
***

- No aż nie mogę w to uwierzyć! – Śmiała się, ja też, ale tak naprawdę do tej pory nie wiem, dlaczego. Z moralnego i logicznego punktu widzenia, to sytuacja prezentowała się niezwykle bardzo żałośnie, dziecinnie i niedojrzale. – Powinnam ci gratulować?
- Powinnaś się i ty pośpieszyć !   
- Może już się pośpieszyłam, ale trzymam to dla siebie?
- Nie…jesteś za spokojna. – Pokazałam jej język i dopiłam swoje piwo.
- Może po prostu spełniona? – powiedziała tajemniczo.
- Nie-e!
- Oj no…mniejsza z tym. Ty ze swoim spałaś!
 Spałam ze swoim.
 Ze swoim spałam.
 Ze swoim. Moim. Z moim spałam.
 Do tej pory dzwonią mi w uszach jej słowa, słyszę je wciąż, słyszę jej z lekka podniecony ton i widzę dyskretny błysk w jej ciemnych brązowych oczach. Lubiła rewelacje i dobrze o tym wiedziałam, ale nie bałam jej się o tym opowiadać nie tylko dlatego, że była, jest moją siostrą i osobą, której ufam. Wiedziałam po prostu, że nie pójdzie to dalej. Poza tym – nie miałoby nawet do kogo pójść.
 To był bardzo pamiętny dzień. Pamiętny dzień, który poprzedzała pamiętna noc, bez wątpienia jedyna taka w moim życiu. Patrzę teraz w szklany blat stolika i widzę w nim dokładnie tę samą twarz, którą miałam tamtego czasu, to X lat wstecz. Nie zmieniłam się, mam tylko więcej zmarszczek, które i tak mnie nie szpecą szczególnie bardzo. W moich zielonych oczach wciąż tli się to samo światełko, co tamtego styczniowego wieczoru w ’81.
 Dopijałam właśnie drugi kieliszek wina, rzucając Nikki'emu co chwile krótkie spojrzenia, z których nieszczególnie coś sobie robił. Rozglądał się po moim niewielkim mieszkaniu, ale jak na jedną osobą było w porządku.
- Sama mieszkasz? – spytał w końcu i spojrzał na mnie.
- Nie mam z kim, sama jestem, sama żyję – odparłam i odstawiłam kieliszek na stolik, wsparłam łokieć na oparciu kanapy.
- To ile masz lat?
- W marcu skończę dwadzieścia jeden. – Niewychowany, kobiety się o wiek nie pyta, ha. – A ty?
- Dwadzieścia trzy w grudniu.
- Stary – zaśmiałam się, a on tak nagle objął mnie znów. Znów nie protestowałam, nie widziałam już sensu w zgrywaniu wielce niedostępnej. Wiedziałam, że przeszył mnie wzrokiem już tyle razy i tyle razy widział moją reakcję na to wszystko, że zorientował się, że wpadł mi w oko. Sądzę, że to akurat był w stanie zauważyć bez problemu. Wyglądał na doświadczonego, niestety.
- Zajebiście stary, pewnie. – Uśmiechnął się wrednie.
 Rozmawiałam z nim tak o niczym, piłam kolejny kieliszek wina, za którym w zasadzie średnio przepadałam. Patrzyłam co jakiś czas na niego, co jakiś czas nasze oczy się spotykały. Czułam wciąż na ramieniu jego dłoń i zapadło mi to uczucie w pamięci tak bardzo, że kiedy miewam w życiu jakieś chujowe sytuacje, że tak dobitnie powiem, to mam wrażenie, że wciąż czuję tam to ciepło. Bawiłam się jego czarnymi włosami, które muskały moją skórę raz po raz. Nie pamiętam, co mu wtedy powiedziałam, nie pamiętam, co powiedział mi on, nie było to istotne. Pamiętam tylko to, co robiliśmy.
 Aż w pewnym momencie wziął swoją rękę i wstał, mówiąc, że będzie już się zbierał. Zamarłam na chwilę, patrzyłam jak stawia nieuważnie kieliszek z resztą alkoholu na moim starym stoliku, jak zabiera swoją skórzaną kurtkę.
- Daj mi swój numer.
- Pewnie. – Ocknęłam się nagle i zapisałam w nierównym rządku kilka cyfr, po czym podałam mu poszarpany skrawek papieru. – Doczytasz się, chyba. W odpowiedzi posłał mi szarmancki uśmiech, a do mnie wróciła pewna niedostępność, bo zachowałam kamienną twarz, zarzuciłam tylko włosy na plecy i udawałam, że nie widziałam jego zalotnego gestu.
- Doczytam, dostawałem gorsze. Trzymaj się, piękna. – I wyszedł, pozwalając przeciągowi z korytarza zamknąć drzwi.
 Poszedł. Ja cicho westchnęłam, pozbierałam kieliszki, przepłukałam je i poszłam się wymyć. Prawdopodobnie była to najdłuższa (samotna...) kąpiel mojego życia, łączyłam wszystkie wątki, a wtedy miałam ich w głowie wyjątkowo dużo.
 Miałam już jakieś swoje wyobrażenie o nim, mogłam się domyślać tylko, jaki jest naprawdę, ile jest w nim prawdy, szczerości, a zakłamania i zwykłego bajeranctwa. W ciągu dwudziestu jeden lat kochałam tylko jedną osobę z zewnątrz i był nią Danny, który nie odgrywał już w moim życiu żywej roli, chociaż pozostał we mnie i pozostanie pewnie do końca. Odkąd się dla mnie skończył – nie chciałam kochać. Nie potrzebowałam tego i broniłam się przed takim uczuciem jak tylko mogłam. Może i się go bałam, unikałam go. Wydawało mi się wtedy dziwnie złudne, nieprawdziwe, głupie i fałszywe, to przede wszystkim. Ale że jestem tylko człowiekiem, wtedy - co więcej - bardzo młodym, to nie kontrolowałam swoich popędów i uczuć, bo przecież nie byłam w stanie. Da się w ogóle?
 Nie wiem, trudno powiedzieć. Siedziałam w wannie i patrzyłam tępo w swoje kolana, wystające ponad taflą parującej wody. Biłam się z myślami, kłamałam się i wodziłam. Bo chyba się zakochałam. Kurwa, zakochałam się w jakimś niesfornym chłopaczku o hipnotyzującym mnie spojrzeniu i powalającym uśmiechu, z burzą czarnych włosów, które pewnie były już nie do rozczesania. Zauroczył mnie ktoś, kogo znałam nie więcej jak trzy, cztery godziny. Trzy, cztery godziny. Byłam na siebie zła, wściekła i przede wszystkim wkurwiona.
 Wyszłam z łazienki chwilę po dwudziestej trzeciej i poszłam prosto do kuchni, po kolejny kieliszek wina. Z nim się dobrze myślało. Pijąc tak, przeszyła mnie jedna myśl, bardzo ważna. Miłość to domena młodości, jedna z wielu. Ja miałam dwadzieścia jeden lat. Pytanie za moją wolność:
 Kiedy miałam być niby młoda, jak nie, kurwa, wtedy?
 Odpowiedział mi mój obiekt zainteresowania dosłownie z piętnaście minut później, kiedy zadzwonił. Odczytał się, haha.
- Już tęsknisz? – Byłam pewna siebie, darowałam sobie swoje tradycyjne ‘halo?!’, bo wiedziałam, że w taki dzień i o tej porze tylko on już może do mnie dzwonić.
- Ja? Przecież minąłem tyle ładnych kobiet po drodze… - zaśmiał się.
- A pierdol się, debil.
- To była zamierzona gra słów z jakimś przekazem?
- Na pewno nieumyślna – powiedziałam po chwili, unosząc brew. Zagiął mnie w pewnym sensie. – Czego chcesz jeszcze?
- Ciebie. To znaczy pogadać! – Śmiał się. Niesamowicie był irytujący, ale to było dla mnie w nim wtedy fascynujące. Może zrozumiałe na swój sposób.
- Jak chcesz gadać – było ci nie iść.
- Inaczej sobie wszystko w głowie rozplanowałem, piękna.
- Plany się pozmieniały?
- Pozmieniałaś mi je.
- Czyli to moja wina?
- Twoja, sam sobie nie namieszałem, tym razem to nie ja się upiłem w dodatku.
- Słabą masz głowę, skarbie. – Nie mogłam mu się dać.
- Dziś wyjątkowo bardzo.
- To leki ci zostają. Chociaż już na leki trochę za późno.
- Nie na wszystkie.
- Farmaceuto, nie dam ci się zwieść.
- Tak myślisz? – Czułam, że się uśmiechał, mówił takim głosem, jaki miał, kiedy posyłał mi te swoje uśmieszki.
- Jestem przekonana.
- Zawzięta panna z ciebie. Ja jednak trzymam się swojej wersji.
- To chodź się przekonać. – Kurwa, co ja powiedziałam.
- Daj mi chwilę. – Rozłączył się. Boże drogi, kurwa, no.
 ,,Daj mi chwilę’’. Chciałam krzyczeć, chciałam cofnąć czas, pogubiłam się. Nie można zakochać się w tak krótkim czasie, można się najwyżej zauroczyć. Nie byłam zakochana, nie chciałam go, mijałam już dziesiątki, setki chłopaków jak on, podobnych do niego. Codziennie w Whisky ktoś ze mną rozmawiał, ktoś się uśmiechał, ktoś komplementował. Nie miał w sobie nic wyjątkowego. Nie był nikim wyjątkowym, był tanim muzykiem, basistą, szlajającym się po klubach i dymającym dziesiątki lasek w kiblach. Nie był nikim godnym, wartym mojej uwagi. Nie byłam dla niego, byłam stanowczo za wysoko, nie ta półka, nie ta liga, nie ten wymiar. Nie byłam tanią panną, nie byłam do jasnej cholery nikim dla niego, mogłabym być co najwyżej NIEOSIĄGALNYM jego celem. Ruchomym celem.
 Trzy, cztery jebane godziny.
 Ktoś zapukał do drzwi. Nie, nie.
- Otwarte jest – rzuciłam niedbale i dopiłam na raz wino, odrzucając do zlewu kieliszek, który musiał się ukruszyć. Wszystko było nie tak jak powinno.
- Dawno się z taką pogardą i nienawiścią w głosie nie spotkałem, zwłaszcza u kobiety. – Usłyszałam jego głos, potem go zobaczyłam po raz kolejny, siadał na kanapie i patrzył na mnie. To chyba był głodny wzrok.
 I momentalnie we mnie pękło wszystko to, co przed chwilą sobie uświadomiłam. Chociaż dobra, jesteśmy szczerzy. Wmówiłam to sobie. Czułam się jak głupia desperatka. Podobał mi się niesamowicie bardzo. Pociągał mnie nic nie mniej jak ja pociągałam jego. Mijałam takich setki, ale żaden z tamtych nie zwrócił mojej uwagi. Rozmawiałam z wieloma i wielu mnie komplementowało, ale żadne słowo na mnie nie podziałało, a jego tak. Żaden, który ze mną rozmawiał mnie nigdzie nie wyciągnął, a jeśli już próbował – to mega nieudolnie, a ja z ciotami się widywać nie będę. A jemu się udało. Siedział przede mną, co więcej. Mógł być tanim nieudacznikiem, basistą, o którym nie wiedział nikt i możliwe, że nikt nie miał dowiedzieć się nigdy. Mógł być zwykłym zbuntowanym psem. Był u mnie, bo ja chciałam. Chyba musiał coś w sobie mieć.
- Zwątpiłeś, co? – Usiadłam obok niego. Czułam jego wzrok, na swych odsłoniętych nogach, żałowałam, że nie są bardziej opalone. – Wiem, że zwątpiłeś.
- Zbiłaś mnie z tropu na chwilę, ale sobie poradziłem.
- Prowokacją, to jest chwyt poniżej pasa. – Haha, gra słów?
- Wszystkie chwyty dozwolone w takich grach. – Gra słów! – Zaskoczyłaś mnie.
- Lubię to. – Tym razem ja się uśmiechnęłam.
- Zadziorna jesteś, mówiłem ci chyba. Ale pozytywnie.
- Mam ciężki i zabełtany charakter, którego nie rozumiem dobrze. – Pochyliłam się lekko i odgarnęłam mu włosy z czoła, spojrzałam znów w jego oczy. Głód. Bałam się, że widać to może i w moim spojrzeniu. W odpowiedzi położył swoją dłoń na moim nagim udzie. Miałam na sobie tylko koszulkę i majtki, prowokacyjnie, wiem.
- Widać, że się odrywasz od rzeczywistości. Ale nie tylko ty jedna.
- Ludzie z natury są popierdoleni, z tym, że bardziej albo mniej.
- Natury nie zmienisz, a ich nie wybijesz. – Uśmiechnął się znów, milczeliśmy chwilę. I pocałował mnie.
 Umarłam na chwilę. Nie wiedziałam, czy chcę tego, ale odwzajemniłam. Po fakcie byłam otumaniona jak nigdy. Ale uznałam, że niech się dzieje co chce, przecież i tak kiedyś umrę. Jak my wszyscy zresztą, więc pocałowałam go tym razem ja. Przewaliłam go na kanapę i położyłam się na nim, całując bez wytchnienia. A on odwzajemniał, czułam te ciepłe dłonie na swoich plecach, czułam jak w końcu muskają moją skórę, jak wsuwa je pod poniszczoną koszulkę. Kontynuowałam dosłownie wpychając mu do ust swój język – nie było mnie wtedy stać na romantyzm, chyba zapomniałam już, co to znaczyło. Chyba nigdy w pełni tego nie rozumiałam, ale było mi tak kurewsko dobrze.
- Można się zakochać w kimś w kilka godzin? – spytałam go, kiedy w końcu skończyliśmy z tym jednym.
- Tak myślę. – Pokiwał głową i podniósł się, spojrzał w głąb mieszkania.
- Drugie na lewo. – Wiedziałam, czego szukał. Nie miałam już nic na obronę swojego sumienia i przekonań, każdy popełnia błędy i ewentualnie się na nich uczy.
 Wziął mnie na ręce i zaniósł do niewielkiej sypialni, wciąż całując. Opadłam bezwładnie na łóżko, a on przygniótł mnie sobą, całując po szyi i wsuwając rękę pod moją koszulkę. Wilk rzucił się na zwalczoną owieczkę. Zdjęłam mu koszulkę, on całował nadal.
 Inaczej – wilk rzucił się na wilczycę alfa.
 Zamknęłam oczy, nie chciałam nic widzieć. Czułam tylko jego oddech i usta na swojej szyi, jego dłonie na swoim ciele. Prawdopodobnie postradałam zmysły. Rozpięłam mu spodnie, kiedy on całował mnie namiętnie, był niesamowity.
 Rozebrał mnie do końca, rozebrał i siebie, nachylił się nade mną i całował po obojczykach, potem i po dekolcie. Ja byłam wtedy w stanie tylko wplatać palce w jego burzę nastroszonych, czarnych włosów.
- Masz piękne ciało. – Popatrzył na mnie.
- Dziękuję. – Uśmiechnęłam się lekko. Czułam pewien wstyd, ale po tych słowach on zmalał. Teraz czułam się już tylko zdezorientowana, bo przytłaczał mnie fakt utraty dziewictwa z kimś, kogo nie znam. Nie oszukujmy się, jak wspominałam przedtem.
 Całował mnie tak - niby nic - aż nagle po prostu we mnie wszedł. Znowu poczułam, że umieram, zaskoczył mnie – on tym razem. Pogubiłam się doszczętnie, miałam wrażenie, że moje życie toczy się za szybko, ZA SZYBKO. Ale ja za wolno reagowałam na to wszystko. Nie chciałam tak myśleć o tym, co czułam, bo czułam się nieszczególnie wspaniale, przynajmniej na początku. Zamknęłam znów oczy, zagryzłam wargę, kładąc mu ręce na plecach. On kontynuował, całując mnie po szyi z zapałem.
 Ewidentnie starał się bardziej, a mój pierwszy ból minął. Nie myślałam już o tym, myślałam o Nikki’m. Poczułam ból znów i odruchowo wbiłam mu mocno paznokcie w plecy, miałam wrażenie, że przeszedł go dreszcz, co mnie dziwnie usatysfakcjonowało. Też miałam drobną władzę i udział w tym wszystkim.
 Odchyliłam głowię, czując jego dłoń na swojej piersi, zostałam tamtej nocy boginią w swojej umyśle i liczyłam się tylko z tym, że on powiedział mi, że mam piękne ciało. A ja tego wcześniej w ogóle nie doceniałam, ha!
 Chwilę potem nastał ten przełomowy moment, kiedy to pierwszy raz w życiu jęczałam przy facecie, w dodatku podczas stosunku. Jednak kiedy byliśmy już u szczytu, ja nie czułam się ani źle ze swoim czynem, było mi dobrze, byłam szczęśliwa, nie byłam sama. Miałam go i nie myślałam o tym, co będzie następnej nocy, gdzie będzie on. Z kim będzie… Nie chciałam się przejmować, żyłam chwilą, naprawdę. Kochałam go, powiedziałam mu, że chyba kocham i on odpowiedział mi tym samym, ale liczyłam się z tym, że to uczucie może być tylko na jedną noc. Wzięłam to pod uwagę i mimo wszystko czułam się dobrze. Kochałam wtedy go i kochałam się z nim.
 Po wszystkim wypiliśmy symbolicznie po szklaneczce whisky. Przelizaliśmy się po raz kolejny. I zasnęliśmy tak, wtuleni w siebie. Nie chciałam końca tej nocy, nie chciałam utraty. Nie potrafię w spokoju tracić, wiedziałam, że mogłabym zwariować. Oplotłam go rękami i nogami, głowę trzymałam na jego torsie. Spaliśmy tak, by czuł na sobie moje nagie ciało na sobie. Chciałam go tym w jakiś sposób utrzymać przy sobie, śmieszne. Gdzie zniknęła moja zaciętość i niedostępność? Poszły się jebać wraz z moim dziewictwem, co?
 I następnego dnia wstałam, porzuciłam brudne myśli, które przeszły mi przez głowę, gdy spojrzałam na śpiącego nieznanego ukochanego. Ubrałam się i dość szybko opuściłam swoje mieszkanie z nadzieją, że gdy wrócę z powrotem po osiemnastej – on tam będzie. I będzie na mnie czekał.

Tyle lat temu byliśmy beznadziejnie młodzi i głupi, ale ja nie żałuję. Teraz jestem już tylko młoda, to on pozostał głupi, ha. 
***

Naturalnie proszę Was bardzo o wciskanie tych pięknych kwadratów z reakcjami, komentarze też lubię, ale chyba nikomu się nie chce już ich pisać, co świetnie rozumiem. 
Dostałam pytania od ludu, ile rozdziałów planuję opublikować i uznałam, że wspomnę o tym tutaj. Otóż, wyliczyłam sobie na fizyce, że Another Day In Paradise będzie miało XX rozdziałów + epilog. Mniej-więcej, oczywiście.
Dziękuję za uwagę, zapraszam TUTAJ i pozdrawiam!
Jeśli kogoś interesują moje nominacje bloggerowe - zapraszam TU.

5 komentarzy:

  1. Cześć. Odpowiedzi na pytania i krótkie wyjaśnienia wreszcie u mnie na blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to nikomu się nie chce komentarzy pisać, mi się chce xD xD i zawsze mi się będzie chciało, będziesz miała ode mnie komentarz pod każdym rozdziałem, bo uwielbiam to co piszesz <3
    No więc tak. Chciałam napisać, że ten rozdział jest "świetny", ale to w pełni tego nie oddaje... "niesamowity"? "Cudowny"? Po polsku nie ma takiego słowa, nie ma słowa które zawierałoby w sobie to co angielskie "amazing" i "awesome". Te dwa słowa niosą tyle treści, są takie majestatyczne, gdy się je wypowiada... :D
    Czytałam już wiele opowiadań o różnych zespołach rockowych, wiele dziesiątek rozdziałów...
    TEN rozdział TEGO opowiadania to jest najlepszy rozdział, jaki kiedykolwiek czytałam (och, dlaczego po polsku nie da się tego tak dobrze wyrazić? ;o). Najlepszy, definitywnie! :D
    Więc, pisz dalej.

    A co do Veroniki, to się biedna dziwi, a przecież wiadomo, że w Nikkim każda dziewczyna się zakocha <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, dla mnie jedno polskie zdanie może znaczyć, w zasadzie znaczy i wyraża, więcej niż połowa (jak nie cały, w sumie) angielskojęzycznego bestselleru, więc uważaj, haha!
      Niemniej - bardzo Ci dziękuję za taki długi komentarz, za wszystkie chęci, za to, że jako jedyna chyba zawsze coś mi napiszesz. Bardzo mnie to dowartościowuje pod względem pisania tutaj.
      Cieszę się, że jak jak jest i bardzo, naprawdę bardzo, dziękuję!

      Usuń
    2. Nie ma za co :D ty świetnie i cudownie piszesz, więc dlaczego mi by się miało nie chcieć napisać, co o tym myślę?
      Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D

      Usuń
  3. Serdecznie zapraszam na rozdział 14 i przepraszam za opóźnienie ;)
    http://one-rainy-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń