sobota, 15 marca 2014

I - Temptation makes us fall from grace

Powiedzmy, że oficjalnie zaczęło się już to opowiadanie, zapraszam.

* *** *
***

- Ej! – Biegła za jakąś kobietą, starając się nie upuścić siatki z naszymi zatajonymi przed rodzicami ‘zasobami’. – Przepraszam, chciałam powiedzieć. – Stanęła jej na drodze. - Miałaby pani może zapałki pożyczyć? Jedna wystarczy w zasadzie.
- Na co ci zapałki? – zmierzyła ją wzrokiem i zsunęła torebkę z ramienia.
- Nic złego z nimi nie chcę zrobić, po prostu ich potrzebuję, jak pani ma, to byłabym wdzięczna jakby mi je pani dała…pożyczyła - mówiła do niej z takim przekonaniem jakby chciała jej potem taką zużytą zapałkę oddać. Ale mi jest łatwo powiedzieć może, bo tu akurat ja tylko stałam za nimi jakieś niecałe dziesięć metrów i bacznie obserwowałam jak moja siostra próbuje wyłudzić coś od starszych. 
- Zobaczę… - Pokiwała głową i wsadziła rękę do torebki, udając tylko, że ich szuka. Tak naprawdę i ja, I Veronica dobrze wiedziałyśmy, że je gdzieś tam ukrywa, bo szłyśmy za nią dobre piętnaście minut i widziałyśmy, jak przedtem z niebywałą gracją kroczyła przez park, paląc papierosa, którego jakoś zapalić musiała. Strzepywała jak dama popiół z niego, poprawiając po każdym strzepnięciu rękaw swojego niegrubego futra, sięgającego jej do kolan. Damulka powyżej pięćdziesiątki z rudymi, choć przechodzącymi w bordowy, rzadkimi włosami. Siwizna i tak widoczna po bokach. Nie zastanawiałyśmy się nigdy, kim była, ale często przechodziła przez ten park, często widywałyśmy ją w okolicach. Wystarczająco często, by wiedzieć, że pali i by wiedzieć, jak wsuwa pudełko z zapałkami do poniszczonej torebki z blaknącej, czarnej skóry. – Nie mam.
Kłamliwa suka - pomyślałam i patrzyłam na dalszy rozwój sytuacji. 
- Szkoda…a papierosów czasem pani nie ma?
- Skąd to pytanie?
- Dobra, nieważne. Dzięki…dziękuję. – Machnęła ręką i obeszła ją z boku, kierując się ku mnie.
 Była coraz bliżej, na twarzy malował się grymas, a blond włosy lekko falowały na wietrze. Pewnie też pomyślała, że suka. Kłamliwa w dodatku. 
- Nie nauczyli, że nie wolno kłamać?
- Sknera pieprzona, zapałki jednej żałuje. Mogłaby sobie z nich willę z basenem postawić jakby chciała. I z ogrodem. Jedna oddana by nie zabolała. – Zmarszczyła brwi i rzuciła przez ramię gardzące spojrzenie, ale kobiety już nie było widać. – Teraz ty do kogoś idź po nie. Albo ukradnij.
- Weźmiemy od ojca. Nie zorientuje się nawet, po szesnastej wychodzi z mamą i tak, będziemy mieć luz.
- Dlaczego ty masz, kurwa,  problem z zabraniem ze sklepiku jednego, głupiego pudełeczka, a hurtowo umiesz wynosić książki z biblioteki, bez wiedzy tych, którym za pilnowanie ich tam płacą?
- Zabrałam raptem pięć książek, czepiasz się.
- Pięć w przeciągu dwóch miesięcy.
- Nie chcę już więcej brać, ale inaczej by mi ich nie wypożyczyła.
- Bo cię nie lubi, a w sklepach ich wali to, kim jesteś i czym się fascynujesz, po prostu weźmiesz zapałki i po sprawie.
- No to jak nam się skończą te ojca, to wezmę.
- Świetnie, brałam kilka razy z rzędu i mam już dość na chwilę, irytuje mnie jak na mnie się gapią potem. Jak wychodzę bez niczego. ‘Niczego’. – Pokiwała głową.
- Dobra, powiedziałam, że pójdę – powiedziałam i zrobiłam to samo. Miała rację, mogli już zacząć ją podejrzewać. Dlatego gdybyśmy się zamieniły na jakiś czas, to by się wszystko może jakoś ułożyło, zapomnieliby o niej. Przecież codziennie dziesiątki dzieciaków przewijało się przez ten sklep, założę się też, że połowa – co najmniej! – z nich wynosiła też mniejsze lub większe ‘zło’.
- Dzięki…
- Chodźmy już.
 I obydwie zarzuciłyśmy automatycznie włosami, oddalając się w stronę domu. Zawsze chodziłyśmy tak łeb w łeb, jakbyśmy były wszystkim i najważniejszym, co to miasto miało do zaoferowania. Była pewność siebie, czasem nas i przerastała. Ściągała kłopoty, ale każdy pozytyw ma przecież w sobie wadę.
***

- Wychodzą – powiedziała cicho, wyglądając zza drzwi mojego pokoju. Spojrzałam za na zegarek, była idealnie szesnasta.
- Perfekcyjna punktualność.
- Serio, i… - Podbiegła do okna wychodzącego na ulicę przed domem. – I poszli, jesteśmy wolne!
- Zawsze jesteśmy, po prostu mniej lub bardziej jawnie… - zaśmiałam się i popatrzyłam na nią, uśmiechnęła się do mnie.
- Zastanawia mnie w nich tylko jedno.
- Hm?
- Oni naprawdę nam tak ufają ze wszystkim, co im powiemy czy po prostu uznali, że taki wiek i nic się z tym nie da zrobić? 
- Nie wiem, ojciec święty nie jest, a matka jest wyrozumiała. Ale mimo wszystko musimy jakoś…
- Pilnować się?
- Tak, no właśnie. Ale póki co jesteśmy same, więc idziemy. – Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka. Podeszłam pewnie do drzwi, otwierając je lekkim kopnięciem i wyszłam z pokoju, a za mną siostra. I zeszłyśmy na dół, do kuchni, by znów kraść zapałki. Przecież to był taki wydatek…
  O co chodziło? Był początek września roku 1975, wtedy wszystko się zaczęło tak na poważnie, choć jeszcze o tym nie wiedziałyśmy. Veronica była w ostatniej klasie przed liceum, ja już w nim, stety-niestety. Pierwszy rok się zaczynał, zapowiadało się nieźle. Nikogo tam jeszcze nie znałam, siostra mimo, że do swojej szkoły chodziła ósmy rok, o ile dobrze pamiętam, też nikogo. Nie pasowała tam, wyróżniała się czymś. Otaczała ją pewnego rodzaju tarcza, nie rozmawiała z wieloma. Ja w sumie też nie, w liceum zaczęło się to trochę zmieniać. Poznałam kilka osób, które mnie zaintrygowały. Ale teraz to nie istotne. Na samym początku ’75 również był dzień, w którym zostałyśmy w domu same. Rodzice gdzieś poszli, nigdy nie interesowało nas, dokąd chodzą. Siedziałyśmy w salonie, przed nami stał drewniany stolik a na nim leżała z kolei dopiero co zaczęta paczka papierosów ojca. Pamiętam, że równocześnie spojrzałyśmy najpierw na nią, potem na siebie. To było bardzo znaczące spojrzenie, wtedy diabelskie pragnienie tego zła w nas wstąpiło po raz pierwszy i nieostatni. Pomyślałyśmy, że nie zauważy zniknięcia dwóch papierosów, a my zobaczymy, co w tym takiego wspaniałego jest. I tego pamiętnego styczniowego dnia zniknęły właśnie owe dwa papierosy, dwie zapałki i niewinność z naszego życia. Wtedy zaczęłyśmy łgać i mamić rodziców, że wszystko jest tak, jak zawsze chcieli. Spodobało nam się to, ale nie na tyle by w wieku piętnastu i szesnastu lat tracić głowę dla jakichś fajek, o nie. Ojciec palił dziwne, niedrogie gówno, kupował je często, ale nie mogłyśmy mu cały czach ich podbierać, bo w końcu zorientowałby się, że coś jest nie tak i wiadomo, na kogo wina zostały zrzucona. Zapałek też nie mogłyśmy z domu wciąż brać, bo przecież z kolei matka by się domyśliła, że coś jest na rzeczy, dzieci nie wynoszą z reguły na okrągło takich rzeczy. I nasza przedsiębiorczość osiągnęła nowy poziom, otóż początkowo plan był taki, że będziemy kupować papierosy na spółkę, a zapałki albo pożyczać albo właśnie kraść. Miało to wtedy dla nas sens, bo nawet jakby nas przyłapali na kradzieży czegoś takiego, to co mogliby nam zrobić? Kosztowały grosze, które dla nas zawsze i tak były czymś w przód. Poza tym, to były tylko głupie zapałki. Drewniane patyczki z łatwopalnymi, kolorowymi główkami. Teraz pytanie: skąd w takim razie miałyśmy kasę na fajki? Wiodącym argumentem było, że coś w szkole trzeba zapłacić, jakieś małe pieniądze. Akurat, żeby starczyło na paczkę czy dwie. W jednej przeważnie było z dwadzieścia papierosów, starczało nam zatem na dziesięć razy. Nie paląc codziennie, udawało się z jedną przetrzymać dwa tygodnie, czyli z dwoma był już miesiąc. Podstawy matematyki jednak na coś się nam przydały, fakt.
 A potem poznałyśmy kolegów.
***

- Jak ma na imię ten chłopak? – Wypuściłam dym z ust i spojrzałam na opartą o balustradę balkonu Alice. Patrzyła przed siebie, zakładam nawet, że wtedy o nim myślała.
- Jaki chłopak? – Jaaasne…
- Ten, o którym mówiłaś kiedyś. Niedawno. Czarne włosy, blada karnacja, wysoki.
- Aha, że Victor.
- Victor…
- Właśnie, a skoro już o nim mowa – powiedziała, ożywiając się nagle i spojrzała na mnie – jest sprawa taka, całkiem dla nas korzystna, myślę.
- Już masz oferty od niego?
- Ta, trujące. – Wskazała ruchem głowy na papierosa. – Rozumiesz?
- Będzie załatwiał fajki?
- Mniej więcej. Pod warunkiem, że my będziemy po prostu siedzieć cicho.
- A co z kasą? Za dramo nam przecież nie da.
- Da nam za połowę ceny, za ładne oczy. – Odgarnęła włosy z czoła. – Nie powiesz, że zła oferta.
- Oferta sama w sobie jest dobre, ALE…
- Ale?
- Ale ty w tej ofercie sobie kręcisz z nim, okej, zajebiście, cieszę się. A co ze mną? Ma jakichś kolegów? – Oparłam rękę na biodrze i uśmiechnęłam się szeroko. Przecież chyba nie podejrzewała, że będę siedzieć cicho i mieć z tego tylko patrzenie jak ona sobie z kimś flirtuje, o nie! – Też wolę starszych.
- Ooo ty! – Zaśmiała się. Mogła się domyślić, że będzie mi o to chodziło. W zasadzie, to jestem pewna, że wiedziała, że ją o to zapytam. Kiedyś trzeba z tym zacząć. – Ma. I to sporo,  jest w czym wybierać.
- Po ile mają? Lat w sensie...
- A co innego? - Ten jej wymowny wzrok, nie myślałam tylko o jednym przecież! - Od siedemnastu w górę, o ile się nie mylę. – Wypuściła dym. – On chodzi do trzeciej klasy, z pięciu jest w drugiej, do trzeciej w sumie chodzi też taka dwójka, która powinna w zasadzie już szkołę pierdolić, zostawić. Nie wiem czemu tam siedzą, mają dziewiętnaście lat.
- Popieprzyło ich?
- Nie pytałam, dlaczego tam siedzą. Nie rozmawiałam z żadnym z nich, poza Victorem. Z nim i tak tylko dwa razy gadałam, jeszcze będą okazję.
- Jakby mieli jakiegoś takiego… - Rozmarzyłam się i starałam sobie w głowie zwizualizować taki prawdziwy ideał, kogoś, kto marzyć by mi się mógł całe życie, ach…! – Nie wiem, jak go nazwać, prawdziwego i dla mnie idealnego, aaj!
- Na pewno jest, co się martwisz. W cholerę ich jest, na pewno i jacyś z poza szkoły są.
- Aaa wyrobią po znajomościach fałszywy dowód?
- Chyba bezproblemowo. Tacy to na pewno dadzą radę.
 Milczałyśmy chwilę, analizując całą sytuację. W końcu miałam okazję zrobić jakis dobry interes z całkiem dobrym gościem i to za nic takiego, miałam nadzieję. Szanowałam się. Co jak co, ale ja bardzo, pod tym względem. Zależało mi na tym, więc przerwałam ciszę, którą i tak miasto zakłócało.
- Idziesz jutro? Do szkoły?
- Pójdę. Jak przyjdziesz po drugiej, to się wkręcimy jakoś w towarzystwo. – Spojrzała na mnie znacząco.
- Nie spieprz tylko tego – powiedziałam, kiwając głową. Nie spieprzyłaby, ale uwielbiałam się z nią droczyć. Zostało mi to, hah.
- Postaram się. – Uniosła głowę i zmarszczyła brwi. – Jeszcze sami nas będą u siebie chcieli. To są faceci, nie takie cioty z jakimi musiałyśmy się zadawać. A ty jeszcze musisz. 
- Byle do lata, do lata. No nie wyglądają na cioty, także…może być fajnie.
- Także jutro cię widzę o drugiej. Tam, gdzie zawsze. – Wyrzuciła niedopałek przez balustradę, idealnie w krzaki za ogrodzeniem. Zawsze tam kończyły, gdyby rodzice postanowiliby się kiedyś tam przejść to albo od razu daliby nam o tym jakoś znać, pewnie stosując te typowe rodzicielskie metody i mieli nadzieję, że to coś da, albo uznali, że to robota jakichś innych niewychowanych dzieci. Och…
- Kończę o drugiej akurat, więc mnie niestety zabraknie na ostatniej lekcji. – Pokręciłam głową i spojrzałam przed siebie. – Dobra, do środka. Idą.
- Co masz ostanie? – spytała, jak tylko weszłyśmy do domu.
- Wuef, nie ma się więc czym martwić.
- To spokojnie dasz radę.  
- Ja bym nie dała? Zawsze dam! – Kiwnęłam głową i zeszłam na dół. Zawsze po całej akcji z paleniem plan był taki, że jedna z nas schodzi na dół i czymś się tam zajmuje, a druga siedzi w swoim pokoju i też zawzięcie coś robi. Oczywiście robiła to cały czas pod nieobecność rodziców. Przecież byłyśmy grzeczne.
 No i tak ogółem – na co nam to wszystko było? Nie wiem, tak naprawdę. Dlaczego paliłyśmy? Byłyśmy, na litość boską, młode. Każdy palił. Nikt mi nie powie, że pierwszy raz grzecznie zapalił już jako dorosły. Wyśmiałabym go. Każdy wie, że pierwszy kontakt z alkoholem i fajkami ma się jako dzieciak. Wtedy do tego ciągnie. Bo jest zakazane, więc po co za to karcić? Nasi rodzice też na pewno robili tak jak my i chcąc nas przed tym uchronić, to nam tego bronią. Potem się zorientowali, że to złe czy jak? A historia się kołem toczy, wciąż żyli złudną nadzieją. Ale kochamy, kochałyśmy ich. Nie chciałyśmy ich ani nigdy jakoś specjalnie złościć, nic. Dlatego starałyśmy zacierać wszystkie ślady, mówiłyśmy tylko o szkole, żeby nie wywoływać wilka, nawet wilków, z lasu. Nie zawsze się udawało. Z tym naszym ukrywanym paleniem nie wyszło.
 To ojciec nas zobaczył. Dzień przed wigilią siedziałam z Alice na skrzyniach jakichś, za sklepem. To była sama końcówka naszej dzielnicy, w zasadzie nigdy tam nikt z naszej rodziny nie chodził, my też nie. Ale Harry, jeden z tych barwnych kolegów Victora, tam mieszkał, a my od niego wyjątkowo odbierałyśmy to, na co się umawiałyśmy. I jak na złość tata musiał akurat w ten dzień i o tej godzinie przejeżdżać akurat tamtą drogą. Zobaczył nas, ale pojechał dalej. Miałyśmy nadzieję, że nas nie poznał. Przecież się nie zatrzymał, więc może akurat. I tak jechał, nam włosy opadały na twarze, a w LA mieszkało wiele młodych brunetek i blondynek, no proszę was. Ale niestety nas poznał. Nie zapomnę tego nigdy, bo to był pierwszy raz, kiedy ojciec naprawdę się wkurwił i to był też pierwszy raz, kiedy jego córeczki-aniołki zgubiły w oczach rodziny skrzydła.
 I choć śmiałyśmy się po kłótni długo, to dopiero później uświadomiłyśmy sobie, że paląc publicznie i mimo wszystko na naszej dzielnicy – popełniłyśmy błąd. Zaufanie w relacji rodzic-dziecko zaczęło się kruszyć. Już nam tak nie wierzyli, zaczęli chować w domu wszystko. Trunki już nie stały w kuchni, gdzie było łatwo dostępne, przenieśli je gdzieś do garażu. Jakbyśmy je chciały wziąć, oczywiście, że nie!
 Od alkoholu też znaleźli się dostawcy, same też sobie radziłyśmy, musiałybyśmy być głupie, żeby rodzicom go podkradać. Przecież by się zorientowali, pff.
 Ale nie, nie ukryję jednej rzeczy. Zawsze unikałyśmy dwulicowości czy czegoś takiego, ale razem z pierwszym papierosem to wszystko legło w gruzach. Popsułyśmy się, ale dzięki temu mamy teraz o czym opowiadać. Wiąże się z tym jeszcze jedna sprawa, ale ona bardziej nawiązuje do wspomnianego przedtem alkoholu, który doprowadził do pierwszej kłótni. Pierwszej poważnej kłótni. Oczywiście z czasem wydało się, że dwie młodziutkie i głupiutkie dziewczynki kryją demoralizujących ich ‘starych’ zwyrodnialców. Ale powiedziałam już za dużo, dokończę następnym razem.
 Idę zapalić, już mi przecież nikt nic nie zrobi. 
* *** *

Komentarzy szczerych chyba nigdy nikomu się pisać nie chciało, a każdy chciał wiedzieć, co inny o opowiadaniu myślą. Dlatego proszę o reakcję. 
I pozdrawiam tych, którym się chciało. Doceniałam takich wtedy, doceniam i teraz.

7 komentarzy:

  1. CUDOWNE ŚWIETNE WOW PISZ DALEJ AWWW <3 xD xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pewnością będę czytać! Bardzo podoba mi się styl pisania, a mimo że to dopiero pierwszy rozdział to akcja zaczyna się rozkręcać. O postaciach jeszcze się nie wypowiem, czekam na kolejne rozdziały. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Claudio, nie wiem czy nie widziałaś, czy po prostu wolisz jeszcze nie oceniać, ale o samych postaciach już pisałam w poprzednim poście!
      Niemniej - cieszę się bardzo, że Ci się podoba. Każdy czytelnik mnie cieszy, a co dopiero czytelnik wartościowy :)

      Usuń
    2. Najwidoczniej musiałam go pominąć, co oczywiście nadrobię, ale chciałabym również zobaczyć je w "akcji" i dopiero potem ocenić.
      Tak czy siak, postaram się być na bieżąco i komentować, bo właśnie to głównie motywuje do dalszego pisania. :-)
      Życzę mnóstwo weny!

      Usuń
  3. Rozdział 10 "Znasz moją historię" gotowy - zapraszam!
    http://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/03/rozdzia-10-znasz-moja-historie.html

    +gorąco polecam: bullshit-and-lies.blogspot.com
    Wielki powrót ABC!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Nie znamy się (jeszcze), ale fajnie byłoby gdyby to się zmieniło. Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam do grupy dla wszystkich blogerek, gunerek, glamerek i wszystkich innych zwariowanych dziewczyn z dużym poczuciem humoru ^^ Nie gryziemy (przeważnie) i generalnie jesteśmy nieszkodliwe. Nie ma się czego bać - to już raczej my się boimy was, młodych i zdolnych pisarek XD
    Poprzednia grupa została podstępnie przejęta i jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale nie możemy nic z tym zrobić. Tu masz link: https://www.facebook.com/groups/643705582332450/, ale wpierw zaproś mnie do znajomych (Julia Draco Budzisz) i widzimy się na facebooku. Jeśli przeszkadza ci spam to serdecznie przepraszam. Wystarczy usunąć w razie czego ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. JEDNYM SŁOWEM; CUDOWNE!

    OdpowiedzUsuń