Powiedzmy, że oficjalnie zaczęło się już to opowiadanie, zapraszam.
* *** *
***
- Ej! – Biegła za jakąś
kobietą, starając się nie upuścić siatki z naszymi zatajonymi przed rodzicami
‘zasobami’. – Przepraszam, chciałam powiedzieć. – Stanęła jej na drodze. - Miałaby pani może zapałki pożyczyć? Jedna
wystarczy w zasadzie.
- Na co ci zapałki? –
zmierzyła ją wzrokiem i zsunęła torebkę z ramienia.
- Nic złego z nimi nie
chcę zrobić, po prostu ich potrzebuję, jak pani ma, to byłabym wdzięczna jakby
mi je pani dała…pożyczyła - mówiła do niej z takim przekonaniem jakby chciała jej potem taką zużytą zapałkę oddać. Ale mi jest łatwo powiedzieć może, bo tu akurat ja tylko stałam za nimi jakieś niecałe dziesięć metrów i bacznie obserwowałam jak moja siostra próbuje wyłudzić coś od starszych.
- Zobaczę… - Pokiwała
głową i wsadziła rękę do torebki, udając tylko, że ich szuka. Tak naprawdę i
ja, I Veronica dobrze wiedziałyśmy, że je gdzieś tam ukrywa, bo szłyśmy za nią
dobre piętnaście minut i widziałyśmy, jak przedtem z niebywałą gracją kroczyła przez park, paląc papierosa, którego jakoś zapalić musiała. Strzepywała jak dama popiół z niego, poprawiając po
każdym strzepnięciu rękaw swojego niegrubego futra, sięgającego jej do kolan.
Damulka powyżej pięćdziesiątki z rudymi, choć przechodzącymi w bordowy,
rzadkimi włosami. Siwizna i tak widoczna po bokach. Nie zastanawiałyśmy się nigdy,
kim była, ale często przechodziła przez ten park, często widywałyśmy ją w
okolicach. Wystarczająco często, by wiedzieć, że pali i by wiedzieć, jak wsuwa
pudełko z zapałkami do poniszczonej torebki z blaknącej, czarnej skóry. – Nie
mam.
Kłamliwa suka - pomyślałam i patrzyłam na dalszy rozwój sytuacji.
- Szkoda…a papierosów
czasem pani nie ma?
- Skąd to pytanie?
- Dobra, nieważne.
Dzięki…dziękuję. – Machnęła ręką i obeszła ją z boku, kierując się ku mnie.
Była coraz bliżej, na twarzy malował się
grymas, a blond włosy lekko falowały na wietrze. Pewnie też pomyślała, że suka. Kłamliwa w dodatku.
- Nie nauczyli, że nie
wolno kłamać?
- Sknera pieprzona,
zapałki jednej żałuje. Mogłaby sobie z nich willę z basenem postawić jakby
chciała. I z ogrodem. Jedna oddana by nie zabolała. – Zmarszczyła brwi i
rzuciła przez ramię gardzące spojrzenie, ale kobiety już nie było widać. –
Teraz ty do kogoś idź po nie. Albo ukradnij.
- Weźmiemy od ojca. Nie
zorientuje się nawet, po szesnastej wychodzi z mamą i tak, będziemy mieć luz.
- Dlaczego ty masz,
kurwa, problem z zabraniem ze sklepiku
jednego, głupiego pudełeczka, a hurtowo umiesz wynosić książki z biblioteki,
bez wiedzy tych, którym za pilnowanie ich tam płacą?
- Zabrałam raptem pięć
książek, czepiasz się.
- Pięć w przeciągu dwóch
miesięcy.
- Nie chcę już więcej
brać, ale inaczej by mi ich nie wypożyczyła.
- Bo cię nie lubi, a w
sklepach ich wali to, kim jesteś i czym się fascynujesz, po prostu weźmiesz zapałki i po
sprawie.
- No to jak nam się
skończą te ojca, to wezmę.
- Świetnie, brałam kilka
razy z rzędu i mam już dość na chwilę, irytuje mnie jak na mnie się gapią
potem. Jak wychodzę bez niczego. ‘Niczego’. – Pokiwała głową.
- Dobra, powiedziałam, że
pójdę – powiedziałam i zrobiłam to samo. Miała rację, mogli już zacząć ją
podejrzewać. Dlatego gdybyśmy się zamieniły na jakiś czas, to by się wszystko
może jakoś ułożyło, zapomnieliby o niej. Przecież codziennie dziesiątki
dzieciaków przewijało się przez ten sklep, założę się też, że połowa – co
najmniej! – z nich wynosiła też mniejsze lub większe ‘zło’.
- Dzięki…
- Chodźmy już.
I obydwie zarzuciłyśmy automatycznie włosami,
oddalając się w stronę domu. Zawsze chodziłyśmy tak łeb w łeb, jakbyśmy były
wszystkim i najważniejszym, co to miasto miało do zaoferowania. Była pewność
siebie, czasem nas i przerastała. Ściągała kłopoty, ale każdy pozytyw ma
przecież w sobie wadę.
***
- Wychodzą – powiedziała
cicho, wyglądając zza drzwi mojego pokoju. Spojrzałam za na zegarek, była
idealnie szesnasta.
- Perfekcyjna
punktualność.
- Serio, i… - Podbiegła
do okna wychodzącego na ulicę przed domem. – I poszli, jesteśmy wolne!
- Zawsze jesteśmy, po
prostu mniej lub bardziej jawnie… - zaśmiałam się i popatrzyłam na nią,
uśmiechnęła się do mnie.
- Zastanawia mnie w nich
tylko jedno.
- Hm?
- Oni naprawdę nam tak
ufają ze wszystkim, co im powiemy czy po prostu uznali, że taki wiek i nic się
z tym nie da zrobić?
- Nie wiem, ojciec święty
nie jest, a matka jest wyrozumiała. Ale mimo wszystko musimy jakoś…
- Pilnować się?
- Tak, no właśnie. Ale
póki co jesteśmy same, więc idziemy. – Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka.
Podeszłam pewnie do drzwi, otwierając je lekkim kopnięciem i wyszłam z pokoju,
a za mną siostra. I zeszłyśmy na dół, do kuchni, by znów kraść zapałki.
Przecież to był taki wydatek…
O co chodziło? Był początek września roku 1975,
wtedy wszystko się zaczęło tak na poważnie, choć jeszcze o tym nie wiedziałyśmy. Veronica była
w ostatniej klasie przed liceum, ja już w nim, stety-niestety. Pierwszy rok się zaczynał,
zapowiadało się nieźle. Nikogo tam jeszcze nie znałam, siostra mimo, że do
swojej szkoły chodziła ósmy rok, o ile dobrze pamiętam, też nikogo. Nie
pasowała tam, wyróżniała się czymś. Otaczała ją pewnego rodzaju tarcza, nie
rozmawiała z wieloma. Ja w sumie też nie, w liceum zaczęło się to trochę
zmieniać. Poznałam kilka osób, które mnie zaintrygowały. Ale teraz to nie
istotne. Na samym początku ’75 również był dzień, w którym zostałyśmy w domu
same. Rodzice gdzieś poszli, nigdy nie interesowało nas, dokąd chodzą.
Siedziałyśmy w salonie, przed nami stał drewniany stolik a na nim leżała z
kolei dopiero co zaczęta paczka papierosów ojca. Pamiętam, że równocześnie
spojrzałyśmy najpierw na nią, potem na siebie. To było bardzo znaczące
spojrzenie, wtedy diabelskie pragnienie tego zła w nas wstąpiło po raz pierwszy
i nieostatni. Pomyślałyśmy, że nie zauważy zniknięcia dwóch papierosów, a my
zobaczymy, co w tym takiego wspaniałego jest. I tego pamiętnego styczniowego
dnia zniknęły właśnie owe dwa papierosy, dwie zapałki i niewinność z naszego życia. Wtedy
zaczęłyśmy łgać i mamić rodziców, że wszystko jest tak, jak zawsze chcieli.
Spodobało nam się to, ale nie na tyle by w wieku piętnastu i szesnastu lat
tracić głowę dla jakichś fajek, o nie. Ojciec palił dziwne, niedrogie gówno,
kupował je często, ale nie mogłyśmy mu cały czach ich podbierać, bo w końcu
zorientowałby się, że coś jest nie tak i wiadomo, na kogo wina zostały
zrzucona. Zapałek też nie mogłyśmy z domu wciąż brać, bo przecież z kolei
matka by się domyśliła, że coś jest na rzeczy, dzieci nie wynoszą z reguły na
okrągło takich rzeczy. I nasza przedsiębiorczość osiągnęła nowy poziom, otóż
początkowo plan był taki, że będziemy kupować papierosy na spółkę, a zapałki
albo pożyczać albo właśnie kraść. Miało to wtedy dla nas sens, bo nawet jakby nas
przyłapali na kradzieży czegoś takiego, to co mogliby nam zrobić? Kosztowały
grosze, które dla nas zawsze i tak były czymś w przód. Poza tym, to były tylko
głupie zapałki. Drewniane patyczki z łatwopalnymi, kolorowymi główkami. Teraz
pytanie: skąd w takim razie miałyśmy kasę na fajki? Wiodącym argumentem było,
że coś w szkole trzeba zapłacić, jakieś małe pieniądze. Akurat, żeby starczyło
na paczkę czy dwie. W jednej przeważnie było z dwadzieścia papierosów,
starczało nam zatem na dziesięć razy. Nie paląc codziennie, udawało się z jedną
przetrzymać dwa tygodnie, czyli z dwoma był już miesiąc. Podstawy matematyki
jednak na coś się nam przydały, fakt.
A potem poznałyśmy kolegów.
***
- Jak ma na imię ten
chłopak? – Wypuściłam dym z ust i spojrzałam na opartą o balustradę balkonu
Alice. Patrzyła przed siebie, zakładam nawet, że wtedy o nim myślała.
- Jaki chłopak? – Jaaasne…
- Ten, o którym mówiłaś
kiedyś. Niedawno. Czarne włosy, blada karnacja, wysoki.
- Aha, że Victor.
- Victor…
- Właśnie, a skoro już o
nim mowa – powiedziała, ożywiając się nagle i spojrzała na mnie – jest sprawa
taka, całkiem dla nas korzystna, myślę.
- Już masz oferty od
niego?
- Ta, trujące. – Wskazała
ruchem głowy na papierosa. – Rozumiesz?
- Będzie załatwiał fajki?
- Mniej więcej. Pod
warunkiem, że my będziemy po prostu siedzieć cicho.
- A co z kasą? Za dramo
nam przecież nie da.
- Da nam za połowę ceny,
za ładne oczy. – Odgarnęła włosy z czoła. – Nie powiesz, że zła oferta.
- Oferta sama w sobie
jest dobre, ALE…
- Ale?
- Ale ty w tej ofercie
sobie kręcisz z nim, okej, zajebiście, cieszę się. A co ze mną? Ma jakichś kolegów? –
Oparłam rękę na biodrze i uśmiechnęłam się szeroko. Przecież chyba nie podejrzewała, że będę siedzieć cicho i mieć z tego tylko patrzenie jak ona sobie z kimś flirtuje, o nie! – Też wolę starszych.
- Ooo ty! – Zaśmiała się.
Mogła się domyślić, że będzie mi o to chodziło. W zasadzie, to jestem pewna, że wiedziała, że ją o to zapytam. Kiedyś trzeba z
tym zacząć. – Ma. I to sporo, jest w
czym wybierać.
- Po ile mają? Lat w sensie...
- A co innego? - Ten jej wymowny wzrok, nie myślałam tylko o jednym przecież! - Od siedemnastu w górę,
o ile się nie mylę. – Wypuściła dym. – On chodzi do trzeciej klasy, z pięciu
jest w drugiej, do trzeciej w sumie chodzi też taka dwójka, która powinna w
zasadzie już szkołę pierdolić, zostawić. Nie wiem czemu tam siedzą, mają
dziewiętnaście lat.
- Popieprzyło ich?
- Nie pytałam, dlaczego
tam siedzą. Nie rozmawiałam z żadnym z nich, poza Victorem. Z nim i tak tylko
dwa razy gadałam, jeszcze będą okazję.
- Jakby mieli jakiegoś
takiego… - Rozmarzyłam się i starałam sobie w głowie zwizualizować taki
prawdziwy ideał, kogoś, kto marzyć by mi się mógł całe życie, ach…! – Nie wiem,
jak go nazwać, prawdziwego i dla mnie idealnego, aaj!
- Na pewno jest, co się
martwisz. W cholerę ich jest, na pewno i jacyś z poza szkoły są.
- Aaa wyrobią po
znajomościach fałszywy dowód?
- Chyba bezproblemowo.
Tacy to na pewno dadzą radę.
Milczałyśmy chwilę, analizując całą sytuację. W końcu miałam okazję zrobić jakis dobry interes z całkiem dobrym gościem i to za nic takiego, miałam nadzieję. Szanowałam się. Co jak co, ale ja bardzo, pod tym względem. Zależało mi na tym, więc przerwałam ciszę, którą i tak miasto zakłócało.
- Idziesz jutro? Do
szkoły?
- Pójdę. Jak przyjdziesz
po drugiej, to się wkręcimy jakoś w towarzystwo. – Spojrzała na mnie znacząco.
- Nie spieprz tylko tego –
powiedziałam, kiwając głową. Nie spieprzyłaby, ale uwielbiałam się z nią droczyć. Zostało mi to, hah.
- Postaram się. – Uniosła
głowę i zmarszczyła brwi. – Jeszcze sami nas będą u siebie chcieli. To są
faceci, nie takie cioty z jakimi musiałyśmy się zadawać. A ty jeszcze musisz.
- Byle do lata, do lata. No nie wyglądają na
cioty, także…może być fajnie.
- Także jutro cię widzę o
drugiej. Tam, gdzie zawsze. – Wyrzuciła niedopałek przez balustradę, idealnie w
krzaki za ogrodzeniem. Zawsze tam kończyły, gdyby rodzice postanowiliby się
kiedyś tam przejść to albo od razu daliby nam o tym jakoś znać, pewnie stosując
te typowe rodzicielskie metody i mieli nadzieję, że to coś da, albo uznali, że
to robota jakichś innych niewychowanych dzieci. Och…
- Kończę o drugiej
akurat, więc mnie niestety zabraknie na ostatniej lekcji. – Pokręciłam głową i
spojrzałam przed siebie. – Dobra, do środka. Idą.
- Co masz ostanie? –
spytała, jak tylko weszłyśmy do domu.
- Wuef, nie ma się więc
czym martwić.
- To spokojnie dasz radę.
- Ja bym nie dała? Zawsze
dam! – Kiwnęłam głową i zeszłam na dół. Zawsze po całej akcji z paleniem plan
był taki, że jedna z nas schodzi na dół i czymś się tam zajmuje, a druga siedzi
w swoim pokoju i też zawzięcie coś robi. Oczywiście robiła to cały czas pod nieobecność rodziców.
Przecież byłyśmy grzeczne.
No i tak ogółem – na co nam to wszystko było?
Nie wiem, tak naprawdę. Dlaczego paliłyśmy? Byłyśmy, na litość boską, młode.
Każdy palił. Nikt mi nie powie, że pierwszy raz grzecznie zapalił już jako
dorosły. Wyśmiałabym go. Każdy wie, że pierwszy kontakt z alkoholem i fajkami
ma się jako dzieciak. Wtedy do tego ciągnie. Bo jest zakazane, więc po co za to
karcić? Nasi rodzice też na pewno robili tak jak my i chcąc nas przed tym
uchronić, to nam tego bronią. Potem się zorientowali, że to złe czy jak? A historia się kołem toczy, wciąż żyli złudną
nadzieją. Ale kochamy, kochałyśmy ich. Nie chciałyśmy ich ani nigdy jakoś
specjalnie złościć, nic. Dlatego starałyśmy zacierać wszystkie ślady,
mówiłyśmy tylko o szkole, żeby nie wywoływać wilka, nawet wilków, z lasu. Nie
zawsze się udawało. Z tym naszym ukrywanym paleniem nie wyszło.
To ojciec nas zobaczył. Dzień przed wigilią
siedziałam z Alice na skrzyniach jakichś, za sklepem. To była sama końcówka naszej dzielnicy, w zasadzie nigdy tam nikt z naszej rodziny nie chodził, my
też nie. Ale Harry, jeden z tych barwnych kolegów Victora, tam mieszkał, a my
od niego wyjątkowo odbierałyśmy to, na co się umawiałyśmy. I jak na złość tata
musiał akurat w ten dzień i o tej godzinie przejeżdżać akurat tamtą drogą. Zobaczył
nas, ale pojechał dalej. Miałyśmy nadzieję, że nas nie poznał. Przecież się nie
zatrzymał, więc może akurat. I tak jechał, nam włosy opadały na twarze, a w
LA mieszkało wiele młodych brunetek i blondynek, no proszę was. Ale niestety
nas poznał. Nie zapomnę tego nigdy, bo to był pierwszy raz, kiedy ojciec
naprawdę się wkurwił i to był też pierwszy raz, kiedy jego córeczki-aniołki zgubiły
w oczach rodziny skrzydła.
I choć śmiałyśmy się po kłótni długo, to dopiero
później uświadomiłyśmy sobie, że paląc publicznie i mimo wszystko na naszej
dzielnicy – popełniłyśmy błąd. Zaufanie w relacji rodzic-dziecko zaczęło się
kruszyć. Już nam tak nie wierzyli, zaczęli chować w domu wszystko. Trunki już
nie stały w kuchni, gdzie było łatwo dostępne, przenieśli je gdzieś do garażu.
Jakbyśmy je chciały wziąć, oczywiście, że nie!
Od alkoholu też znaleźli się dostawcy, same też sobie radziłyśmy,
musiałybyśmy być głupie, żeby rodzicom go podkradać. Przecież by się
zorientowali, pff.
Ale nie, nie ukryję jednej rzeczy. Zawsze
unikałyśmy dwulicowości czy czegoś takiego, ale razem z pierwszym papierosem to
wszystko legło w gruzach. Popsułyśmy się, ale dzięki temu mamy teraz o czym
opowiadać. Wiąże się z tym jeszcze jedna sprawa, ale ona bardziej nawiązuje do
wspomnianego przedtem alkoholu, który doprowadził do pierwszej kłótni. Pierwszej poważnej
kłótni. Oczywiście z czasem wydało się, że dwie młodziutkie i głupiutkie
dziewczynki kryją demoralizujących ich ‘starych’ zwyrodnialców. Ale
powiedziałam już za dużo, dokończę następnym razem.
Idę zapalić, już mi przecież nikt nic nie
zrobi.
* *** *
Komentarzy szczerych chyba nigdy nikomu się pisać nie chciało, a każdy chciał wiedzieć, co inny o opowiadaniu myślą. Dlatego proszę o reakcję.
I pozdrawiam tych, którym się chciało. Doceniałam takich wtedy, doceniam i teraz.
CUDOWNE ŚWIETNE WOW PISZ DALEJ AWWW <3 xD xD
OdpowiedzUsuńZ pewnością będę czytać! Bardzo podoba mi się styl pisania, a mimo że to dopiero pierwszy rozdział to akcja zaczyna się rozkręcać. O postaciach jeszcze się nie wypowiem, czekam na kolejne rozdziały. :-)
OdpowiedzUsuńClaudio, nie wiem czy nie widziałaś, czy po prostu wolisz jeszcze nie oceniać, ale o samych postaciach już pisałam w poprzednim poście!
UsuńNiemniej - cieszę się bardzo, że Ci się podoba. Każdy czytelnik mnie cieszy, a co dopiero czytelnik wartościowy :)
Najwidoczniej musiałam go pominąć, co oczywiście nadrobię, ale chciałabym również zobaczyć je w "akcji" i dopiero potem ocenić.
UsuńTak czy siak, postaram się być na bieżąco i komentować, bo właśnie to głównie motywuje do dalszego pisania. :-)
Życzę mnóstwo weny!
Rozdział 10 "Znasz moją historię" gotowy - zapraszam!
OdpowiedzUsuńhttp://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/03/rozdzia-10-znasz-moja-historie.html
+gorąco polecam: bullshit-and-lies.blogspot.com
Wielki powrót ABC!
Hej!
OdpowiedzUsuńNie znamy się (jeszcze), ale fajnie byłoby gdyby to się zmieniło. Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam do grupy dla wszystkich blogerek, gunerek, glamerek i wszystkich innych zwariowanych dziewczyn z dużym poczuciem humoru ^^ Nie gryziemy (przeważnie) i generalnie jesteśmy nieszkodliwe. Nie ma się czego bać - to już raczej my się boimy was, młodych i zdolnych pisarek XD
Poprzednia grupa została podstępnie przejęta i jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale nie możemy nic z tym zrobić. Tu masz link: https://www.facebook.com/groups/643705582332450/, ale wpierw zaproś mnie do znajomych (Julia Draco Budzisz) i widzimy się na facebooku. Jeśli przeszkadza ci spam to serdecznie przepraszam. Wystarczy usunąć w razie czego ^^
JEDNYM SŁOWEM; CUDOWNE!
OdpowiedzUsuń