Isbell1012: Moi kochani, oto ostatni rozdział Civil War. Pozostał tylko epilog i zaczynamy coś zupełnie nowego. Mam szczerą nadzieję, że ze mną zostaniecie. Co do rozdziału...są zdjęcia. Kilkanaście bodajże zdjęć naszych bohaterów w różnych sytuacjach. Chciałam, by ten rozdział był inny niż wszystkie, więc...chyba taki jest.
Co więcej...jak zawsze proszę o komentarz, chociażby najmniejszy. Byleby tylko był. Zapraszam też na facebook'ową stronę poświęconą mojej twórczości - Twórczości Isbell. I rzecz jasna na Zakazane Fontanny.
I ode mnie chyba tyle, do zobaczenia w epilogu :)
- Brawo, do cholery
jasnej, brawo! Jesteś z siebie zadowolony? O tak, zapewne. W końcu o to ci
chodziło, prawda? Od początku może miałeś taki zamiar, żeby zrobić nam nadzieję
i nas oszukać? A potem zakończyć to co Ronnie planował? A skąd wiesz czy oni
teraz nie umrą? Wszyscy? Skąd możesz to wiedzieć?! W ogóle o tym myślałeś?
Chociaż chwilę?! Nie, skąd! Ja wiem, że nie! Miałeś do mnie pretensje, że
przeczytałam twój list. Miałeś je o taką drobnostkę? A co ja mam powiedzieć
kiedy ty, Jim, niszczysz wszystko? – Janis była wściekła jak nigdy. Siedziała
wraz z aktualnie znienawidzonym Morrisonem w punkcie, w którym to wszystko się
zaczęło, czyli w pięknym, kamiennym domu gdzieś tam, w starożytnej Grecji.
Jedyną osobą, która mogłaby ją teraz wesprzeć była Grace Slick. Janis szukała
jej wiele razy, ale nie potrafiła odnaleźć.
- Kochana – zaczął po
chwili ciszy Jim i uśmiechnął się lekko – tkwisz w błędzie. To nie ja to
zakończyłem. To oni.
- Przepraszam cię bardzo,
ale…co masz na myśli mówiąc ‘oni’? Jak? Przecież to tylko ludzie. Zwykli
ludzie.
- Ciągle tkwisz w
błędzie, choć już innym. Oni właśnie nie są tacy zwykli. Są lepsi od nas. Bo
żyją. Bo się nie poddali, brali te pieprzone narkotyki, ale nie skończyli tak
jak my! Wybronili się i wygrali lepsze życie. Życie w rzeczywistości, ale w jej
jasnym świetle. Pozakładali rodziny, mają dzieci, kariera w pełni i są
szczęśliwi. Janis, nie rozumiesz, że to wszystko było niepotrzebne? Że
wygrywając z nałogami mogącymi zrobić z nimi to co z nami wygrali tak naprawdę
to co mieli wygrać tu? Oni tworzą taką muzykę, o której ludzie nie zapomną,
moja droga. Oni tworzą, tworzyli i będą tworzyć. Bo żyją. A jeżeli wszyscy by
tutaj poumierali to co? To byliby tacy jak my? Janis, o naszej muzyce, o
muzyce, którą tworzyła Janis Joplin – Perła lat sześćdziesiątych i The Doors z
Królem Jaszczurem ludzie też nie zapomną. Ale nie wybaczą nam tego, że
odeszliśmy tak szybko i z własnej głupoty. Nie raz i nie dwa przechadzając się
po Los Angeles słyszałem rozmowy osób, które kochały i kochają The Doors. I
wiesz co mówili?
- Że już nigdy nie będą
mogli posłuchać swoich idoli na żywo…i to jest jedyna rzecz, której im nie
wybaczą i jedyna, za którą ich nienawidzą. Że nie byli na tyle silni i
przerosła ich własna legenda – powiedziała wolno Janis i spojrzała poważnymi i
zaszklonymi oczami. – Też to słyszałam, Jim. Ale ignorowałam ukrywając się
przed prawdą, która w końcu mnie dosięgnęła. Mogliśmy jeszcze grać dla nich
przez kilkadziesiąt lat. Mogliśmy widzieć coraz to nowe twarze, pokolenia na
naszych koncertach. Widzieć ich uśmiechy dając im autografy. Robiąc sobie z
nimi zdjęcia. Rozmawiając z nimi. Widzieć jak bawią się w rytm naszej muzyki.
Zastanawiam się czasami…dlaczego padło na mnie. Nie to, że chciałabym żeby
zamiast mnie umarł ktoś inny.
- Zabił się, Janis.
- Masz rację. Zabił się
ktoś inny, nie o to mi chodzi. Ale ja znowu powrócę do mojej Grace. Niesamowita
wokalistka jak i bliska mi osoba. Ona i jej Jefferson Airplane. Mówiłam jej o
wszystkim. Zawsze. I nagle odeszłam. Widziałam, patrzyłam na jej zachowania po
mojej śmierci. Plułam sobie w brodę za to, że byłam taka jaka byłam. Chciałabym
ją jeszcze raz zobaczyć. Ale nie wiem jak. Mogę się niby przenieść wszędzie
gdzie zapragnę, znaleźć każdego. Ale nie moją Grace.
- No właśnie. I teraz
pomyśl, czy wciągnie tylu i takich zespołów było rzeczywiście takim dobrym
pomysłem? Jak zareagowaliby ci wszyscy ludzie, którzy ich słuchają? Te miliony
nastolatków i starszych, pokolenie lat osiemdziesiątych? Cały świat.
- Wiesz… - poczuła się
jakby to właśnie cały ten świat zawalił jej się na głowę. Jim próbował otworzyć jej oczy przez
cały czas, ale udało mu się dopiero teraz. Zawsze wydawało jej się, że on nie
wie co mówi, że plecie głupstwa. Myliła się. Jim okazał się być tym, który
myślał trzeźwo. Tym, który sprawił, że zobaczyła własne winy i własną słabość.
Tą słabość, którą miała jeszcze jako człowiek i tą samą, przez którą
człowiekiem już nie jest. – Przepraszam…
- Nie będę szablonowy i
nie odpowiem, że nie ma za co. Chyba
jest – Jim zachował kamienną twarz, chociaż tak naprawdę był w szoku. Nie
widział jeszcze Janis w takiej sytuacji, był niemalże pewien, że nie przyzna mu
racji i będzie nadal trzymała się swojej, błędnej wersji. – Jedyne co pozostało
to czekać co będzie dalej.
- A kto dokładnie to
zakończył? – zapytała szybko.
- Guns N’ Roses, moja
droga – powiedział Ronnie, który właśnie pojawił się pomiędzy dwoma wiecznymi
dwudziestosiedmiolatkami.
- Co ty o tym wszystkim
myślisz?
- Zasadniczo to…miałem
nadzieję, że stanie się tak jak się stało. Ale obawiałem się, że obydwoje
uznacie to za święty obowiązek, który spełnić trzeba. Tak jak ty, Janis. Ale
jestem dumny z pana Morrisona. Wykazał się nadzwyczajną umiejętnością trzeźwego
myślenia i mądrością. On zauważył jak to wszystko może się skończyć i
równocześnie zobaczył, a raczej przejrzał, wasze błędy. Błędy, które
popełniliście za życia.
- Błędy, przez które je
straciliśmy – wtrącił Jim.
- Tak, w rzeczy samej.
Ale powiem szczerze, że myślałem, że to właśnie ty, droga Janis, to zauważysz.
Oczywiście nie obwiniam cię za to, ale jestem bardzo zaskoczony. Podejrzewałem,
że Jim znów będzie siedział w swoim świecie, wśród osiemnastowiecznej literatury.
Bądź obudzi w sobie dawnego poetę i napisze coś zupełnie nowego, a zarazem
bardzo w swoim stylu – uśmiechnął się do stojącego obok wokalisty.
- No dobrze, ale…co teraz
z nimi będzie? – Janis czuła się jeszcze bardziej zmieszana. Mimo, że Ronnie
powiedział, że nie ma do niej żalu to ona czuła się niespełniona. Odczuwała
lekką zazdrość w stosunku do Morrisona.
- Raczej co z nimi jest.
Są teraz w znanym im już bardzo dobrze miejscu. W białej nicości, w której
trudno stwierdzić gdzie kończy się podłoga i zaczyna sufit oraz o ile ściana
oddalona jest od ściany i czy w ogóle. Są tam i prawdopodobnie bawią się lepiej
niż kiedykolwiek indziej.
- Jak to…?
- Zdjęcia – zaśmiał się.
– Oglądają zdjęcia. Te dobre, miłe. Wspomnienia. I są z nimi wszyscy. Ale ci, którzy
zostali straceni dotrzymują tym żywym towarzystwa pod taką postacią jak wy mi.
Oni ich widzą.
- A co będzie potem?
- A potem…a potem będzie
to co ma być. W końcu w Los Angeles czekają na nich dzieci i przyjaciele. Fani
od dnia zakupu biletu na ich koncerty nie mogą spać po nocach oczekując chwili, w której
zobaczą na żywo swoich idoli. Wytwórnie płytowe czekają na swoich podopiecznych
z nowymi kontraktami. Czeka na nich życie. Tak samo jak na mnie, moi drodzy.
Właśnie teraz się i tutaj się rozstaniemy. Wiecie już wszystko. Dziękuję wam,
bo poradziliście sobie.
- Ale…
- Ale za kilkadziesiąt
lat zobaczymy się po raz kolejny. I będziemy razem na wieczność.
Będziemy na wieczność, tak samo jak nasza muzyka. Będziemy patrzeć na ich życie
i ich sukcesy. Będziemy usatysfakcjonowani widząc, że mimo, iż rynek muzyczny
zostanie zarażony czymś co młodzi w dwudziestym pierwszym wieku nazywać będzie
muzyką, to ludzie będą i tak wracać do tego co było parędziesiąt lat temu. Do
nas. A teraz was przepraszam, ale nowa trasa koncertowa DIO sama się nie
zacznie! – i śmiejąc się zniknął pozostawiając Jima Morrisona i Janis Joplin
samych.
- I tylko o to tu
chodziło? – zapytała stojącego obok przyjaciela.
- A czy to ważne? –
zaśmiał się. – Ważne jest tylko to, że żyją i będą żyć. Nie dołączą do nas.
- Do klubu mistrzów.
- Wolę określenie ‘27’
lub klubu tych, których przerosła własna legenda.
- Nazywaj jak chcesz!
- W takim razie gdzie
podziejemy się teraz, skoro znów jesteśmy niepotrzebni?
- Ja w dalszym ciągu
szukać będę swojej Grace – westchnęła.
- Więc masz kogoś do
pomocy – zaoferował uśmiechając się lekko.
- Ty? A twoi Doorsi?
- Ich czar nie minie,
widziałem ich już, rozmawiałem we Francji. Chcę być do czegoś przydatny.
- W końcu…jesteś królem.
- Królem Jaszczurem. A ty
moją Perłą.
- A przed nami cała
wieczność.
- Zatem pora odszukać
Grace Slick, pilota Jefferson Airplane.
- Jak najbardziej –
zaśmiała się i zniknęli. Tak samo jak pojawili się w tym kamiennym domu na
samym początku tego wszystkiego - teraz zniknęli.
^^^^^^^^^
Dziesiątka młodych siedziała w kółku na białej powierzchni.
Oglądali zdjęcia zrobione dawno lub nie w ich Ameryce. W los Angeles lub
miastach rodzinnych. Nikomu, zwłaszcza Lydii, nie przeszkadzało, że
towarzyszący im Duff McKagan jest tym czym Janis i Jim. Liczyło się tylko to,
że jest.
- Jak zawsze rozgarnięty
Adler i jego najlepsze spodnie – śmiał się Slash. – Ale przynajmniej płyty
dobre masz w plenerze.
- Weź się, PRZYJACIELU,
przymknij czasem, co? – żachnął się Steven, ale mimo woli uśmiechnął się. –
Idąc do Whisky A Go Go trzeba jakoś wyglądać.
- Na pewno nie jak ty.
- Sam masz takie spodnie!
- Przyjaźń – westchnęła
Julia wyciągając kolejne zdjęcie.
- A to jest zalotny Axl –
skomentował Duff.
- Lansuje się na tatuaże,
jebany! – ryknął Stven.
- Jak się ma czym to się
lansuje – odparł z dumą rudy.
- To jest z Anglii, nie?
– zapytała z entuzjazmem Alisa. – Boże, jak tam cudnie było.
- A jakie cuda na zdjęciu
– zaśmiała się Lydia.
- Trzymam się swojej
wersji.
- O ty! – powiedział
blondyn patrząc spode łba na Szwedkę.
- Jakie niewinne! –
pisnęła Patti. – Jaki kochany!
- To się nazywa zalotne
zdjęcie, Rose – powiedział Izzy i spojrzał na Axla.
- Kłóciłbym się – odparł
rudy.
- A nasze dziewczyny to
zdjęć nie mają? – zapytał Steven.
- Masz Alisę i się ciesz
– powiedziała Pandora rzucając ukochanemu zdjęcie.
- Skąd ja mam takie
zdjęcie? – zapytała Szwedka.
- Ciesz się, że ładne
chociaż – zaśmiała się.
- A tu moje! – krzyknęła
Lydia po czym pokazała wszystkim zdjęcie.
- Jakie ty masz
chudziutkie nóżki – szepnęła Julia nie zdająca sobie sprawy, że ma jeszcze
chudsze.
- A tam, głupoty
opowiadasz.
- Zdjęcie z serii ‘się
zna się ma’ – powiedział Izzy patrząc na nową fotografię. – Nasza piękna Julia,
Patti i Alisa z panami z Europe.
- Te kontakty –
stwierdził Hudson.
- W końcu Joey to mój stary znajomy, szwedzka krew! - zaśmiała się Alisa.
- A ja nie mam żadnego
zdjęcia… - powiedziała jękliwie Pandora.
- No jak nie,
siostrzyczko, jak tak – uśmiechnęła się Patti.
- Moja piękna Pandora –
dodał Steven.
- Oj weźcie…nie
przesadzajmy – czarnowłosa siliła się na skromność – albo nie, ładna jestem.
- Skromnisia –
skomentowała Lydia pokazując przyjaciółce język.
- Nie no, Steven jak
zawsze królem zdjęcia w tych swoich spodniach – zaczął się śmiać Mulat.
- To może ja w ogóle będę
chodzić bez spodni! – zirytował się blondyn. – Zazdrościcie mi tylko.
- Bo jest czego –
wykrztusił Duff.
- Ciebie akurat nie ma w ogóle…
- To było chamskie… -
wtrąciła Patti.
- Nie ważne – powiedział
lekko dotknięty basista – ale co jak co, to zdjęcie jest boskie.
- Bo z tobą? – zapytała
Patti.
- Między innymi –
uśmiechnął się.
- Pff! – zakpił
żartobliwie Hudson.
- Jacy słodziutcy, ojoj –
rozczulił się Axl.
- Lans na tatuaże to
polityka zespołu – zauważyła Pandora szukając kolejnego zdjęcia.
- Ja nie mogę, jakie
stare! – wykrzyknął Duff.
- Rose, czy obok ciebie
stoi Tracii Guns może? – zapytała Alisa z błyskiem w oku.
- Na to wygląda…chyba tak
– odpowiedział wokalista wyostrzając wzrok.
- A nie ma Stevenka –
zauważyła Lydia uśmiechając się do perkusisty.
- Jak nie ma…Steven ma
tylko zdjęcia z klasą – zaśmiała się Julia.
- O ludzie… - jęknął
Adler czekający na odzywkę ze strony Slasha, której w końcu nie było.
- Kochający Steven w moim
szlafroku – powiedziała z dumą Pandora.
- Patrzcie, bo mam ostatnie – oznajmił Izzy.
- Szczęśliwy zespół w
komplecie – uśmiechnął się Duff.
- Taki, jacy pamiętają
fani – dodał Axl.
- I taki jaki
fani…zapamiętają – westchnął Steven.
- Guns N’ Roses –
skomentował Hudson.
Nagle Duff zaczął znikać. Nikt po za Lydią
tego nie zauważył, ponieważ wszyscy byli skupieni na zdjęciu całego zespołu.
- Duff! Cholera jasna,
McKagan – ryknęła ruda starając się za wszelką cenę złapać ducha. – Pomóżcie
mi, ja go już nie oddam! Boże święty, Duff…!
^^^^^^^^^
- Duff…? Duff… - mruczała
naburmuszona Lydia siedząca obok śpiącego na ławce parkowej męża. – Nie to nie.
Idę do Alisy.
- Co…? – wyjęczał
blondyn. – Co…nie! – krzyknął siadając nagle.
- Jezu, co ci? To ja
powinnam mieć pretensje. Nie dość, że za nic nie chcesz jak człowiek wrócić do
domu to jeszcze pijany śpisz na ławce. Nigdy więcej takich imprez. Nie na moje
nerwy, dzieci czekają u Dizzy’ego i Michelle.
- Który mamy rok?!
- Widzę, że sprawa jest
poważniejsza niż myślałam – mruknęła. – Osiemdziesiąty dziewiąty, geniuszu.
- Żyję?
- Ty jesteś kompletnie
pijany, człowieku. Jak tak dalej pójdzie to nie.
- Co za szczęście! –
zawołał wstając z ławki i pojmując żonę w objęcia. – Takiej schizy dawno nie
było! Kochanie, żyję! Czyli Jeff LaBar i jego Sara też żyją! Lydia, wszyscy!
- Tak, tak,
tak…oczywiście. Idziemy do domu.
^^^^^^^^^
- I mówisz, że byliśmy
uczestnikami drugiej wojny światowej i ty byłeś przywódcą, Steve? – zapytała
Pandora unosząc brew.
- To było takie
realne…najgorsze, że Duffa zastrzelili – opowiadał Steven, a oczy miał wielkie
jak talerze.
- Widzę, że bawiłam się
na mniej rozwiniętej części imprezy…
- Pandora, to było
najgorsze co mnie spotkało w życiu!
- Idź się lepiej połóż
jeszcze, co?
- Ale…
- DOBRANOC, kochany.
^^^^^^^^^
- Saul…nie wiem jak ci to powiedzieć, aby nie zburzyć twojego świata,
ale…nigdy nie byliśmy w osiemnastowiecznej Francji i tym bardziej ty nie byłeś
ubrany jak facet z tamtej epoki… - powiedziała Julia patrząc na swojego
chłopaka jak na nawiedzonego.
- Ale ja jestem pewien…to było za długie i za prawdziwe jak na sen…to nie
mógł być sen.
- Ale był, pogódź się z tym, Slash.
- A jak zobaczysz, że Duff nie żyje to…
- Żyje, inteligencie. Aż tak źle mu życzysz?
- Ale ty nie rozumiesz…!
- Nie. Przemyśl to sobie, co?
^^^^^^^^^
- No i mówi, że został zastrzelony na wojnie! – wykrzyknęła Lydia do
stojącej obok Alisy.
- Imponująca wyobraźnia, bo Stradlin twierdzi, że on i reszta, po za
Duffem, byli potem w osiemnastowiecznej Francji, w Paryżu.
- Brali jakieś…coś co u wszystkich wywołuje ten sam sen…zwidy?
- Nie wiem, ale rozmawiałam z żoną Nikki’ego Sixx’a, Micka Marsa i z
dziewczyną Scotti’ego ze Skid Row i powiedziały, że też chłopaki opowiadają historie
trudne nawet do wyobrażenia sobie. To samo co nasi.
- Przejdzie im.
- Musi.
I rzeczywiście po jakimś czasie
przeszło. Ale czy do końca? Otóż nie. Wszyscy muzycy pamiętali i pamiętają do
dziś o dziwnej historii. I nikt nie wie czy była to fikcja czy jednak prawda. A
cóż stało się z Janis i Jimem? A z Ronnie Jamsem Dio? Tak naprawdę to co z nimi
dalej się działo to niekończąca się historia. Ale ponieważ kawałek z niej jest
dość istotny…na pewno zostanie wspomniana.
No i koniec. Fajnie zamknęłaś całe to opowiadanie :)Tylko sen... :) Bardzo milo się czytało. Z niecierpliwością czekam na 'coś' nowego :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i z góry zapraszam na kolejne opowiadanie, które już wkrótce tu zawita :)
Usuńhaha, uwielbiam nieogar dziewcząt . :3
OdpowiedzUsuńszkoda, że koniec.. Ale co do następnych, to ja bardzo chętnie ! Z Twoją wyobraźnią, to ja mogę czytać wszystko, co napiszesz. To było genialne. Poprzednie było genialne. Fontanny są genialne. I następne też będzie genialne. Czuję to w kręgosłupie i nie mogę się doczekać. Wymiatasz tymi opowiadaniami. Serio.
Takie słodziaki na zdjęciach noooo. I nie wiem, gdzie znalazłaś zdjęcia kobiet, ale są wyrąbane w kosmos.
Biedni chłopcy... Nikt im nie wierzy... Ale my wierzymy !
Bóg zapłać, czekam na następny i merry easter ! \m/
Bardzo mi miło, że ktoś jeszcze czeka na kolejne opowiadanie i dziękuję za wyobraźnię :D
UsuńA co do kobiet...na zdjęciach między innymi jest Lee Aaron, niecały zespół Vixen i Fai McNasty.
W sumie to jestem zaskoczona takim nagłym końcem, spodziewałam się, że będzie to trwało dłużej. Ale zakończone z klasą, w końcu napisane przez Isbell <3 Czekam na to następne, bo chyba jest na co :D!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i mam nadzieję, że następne się spodoba :)
Usuń;___________________; ja nadrobię...kiedyś ;ccc jestem beznadziejna... zabij mnie, proszę!
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 101 D; http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/03/rozdzia-101.html
http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/ - nowy ;)
OdpowiedzUsuńTy dziewczyno jesteś zajebista! *.*
OdpowiedzUsuńPisz dalej jak najwięcej, dajesz mi motywacje i inspiracje do moich opowiadam. Dzięki ;**
No to mi miło bardzo, że jestem również motywacją i inspiracją ;*
UsuńŚwietne opowiadanie. Pisz dalej. Chciałabym mieć taki talent jak Ty. Widzę że piszesz to opowaidanie nie tak bezmyślnie, tylko z uczuciem i to mi się podoba najbardziej i to w Tobie cenię. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOwszem, każdy rozdział jest jak najbardziej przemyślany. Wszystko tu takie jest, a przynajmniej być powinno.
UsuńDziękuję ;)
zdjęcie Fai McNasty! ohh, uwielbiam ją! :D i pierwsze zdjęcie Stevena w tych portkach, a potem fotka Duffa i Izzy'ego! nigdy jej nie widziałam, prześliczna jest! :ooo
OdpowiedzUsuńwybacz, że tak zaczęłam, ale nie mogłam się powstrzymać :D
nie spodziewałam się takiego zakończenia. że to wszystko to jednak był sen. bo jednak nie znam ludzi, którym śniło by się dokładnie to samo, w tym samym czasie, z takimi samymi zdarzeniami. ale dziewczyn jednak to nie dotknęło. chociaż dobrze, bo ich reakcje były genialne, w szczególności Lydii, która zrzucała pijanego Duffa z ławki, hahahah :D z rozmowy Popcorna i Pandory też nieźle lałam.
ale muszę to powiedzieć, szkoda. szkoda, że się kończy. dosyć przywiązałam się do tego opowiadania, bo było takie inne od wszystkich. na pewno jak będę miała jakiś wolny czas to jeszcze do niego wrócę.
wiesz co jeszcze? powinnam się poryczeć na samym końcu, gdzie był krótki opis, co się dzieje z Janis, Jimem i Ronniem, ale ja popłakałam się na tym fragmencie:
"- Szczęśliwy zespół w komplecie – uśmiechnął się Duff.
- Taki, jacy pamiętają fani – dodał Axl.
- I taki jaki fani…zapamiętają – westchnął Steven.
- Guns N’ Roses – skomentował Hudson."
no to co? pozostaje mi tylko czekać na kolejne opowiadanie :-*
Haha, również bardzo lubię Fai, moim zdaniem robi cudne zdjęcia!
UsuńAż się uśmiechnęłam jak przeczytałam twoją deklarację, że kiedyś wrócisz do tego opowiadania. Bardzo miło jest czytać coś takiego ;*
Cieszę się też, że ten rozdział wywołał jakieś emocje i łzy. Dla mnie komplement.
I bardzo dziękuję, raz jeszcze ;*
Parę ważnych słów u mnie na blogu, ale nie chodzi o to, że zawieszam. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNo dobra, ogólnie, to ja się kiedyś zastanawiałam, jak się skończy to opowiadanie i chyba wspominałam o tym, że się po prostu obudzą, a to wszystko będzie snem, nie? Chyba coś takiego było, haha. No dobra, w sumie, to początek rozdziału porusza ważny temat, jak nieśmiertelność muzyków. Taka jest prawda, może oni od nas odchodzą cieleśnie, ale tak naprawdę zostaję duchowo. W muzyce i sercach fanów. I tak.. oczywiście, każdy by wolał, aby jego idol żył i dalej chodził po tym świecie, ale też mi się zdaje, że jak ktoś już nie żyje, to obdarza się go większym szacunkiem. Bo kim był Michael Jackson, jak żył? Pedofilem. Kim był Kurt Cobain? Ćpunem.. i tak dalej. A jak już nie żyją, to jednak mówi się o Nich inaczej i zaczyna się widzieć, co tak naprawdę zrobili dla muzyki. No cóż, ale jednak taka masowa śmierć kilkunastu muzyków mogła by spowodować nawet konieć świata, haha. Wolałabym sobie tego nie wyobrażać, bo wtedy rock by na pewno już umarł. Bo jednak jest tak, że dobrą muzykę robią jeszcze ci wtereani, prawda? A jakby ich zabrakło, to by został sam chłam, więc jednak racaje, aby to wszystko przerwać.
A ciekawe, że panowie pamiętają, a panie nie pamiętaja. Nie ma to jak zbiora schiza, haha.
Spam, przepraszam.
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie do nas na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com. Zależy nam na opiniach profesjonalistów ;)
~ Draconis
:oo Zaległości D: (Sory, ostatnio często komentarze z bloga mi lecą w poczcie do spamu i nie zauważam nawet powiadomień, muszę coś z tym zrobić :/ Wpadnę niedługo :33)
OdpowiedzUsuńhttp://stories-from-garden-of-eden.blogspot.com/2013/04/prolog-znowu-xd.html
O Boziu, hahahahahahaha <3
Usuń" - Nie no, Steven jak zawsze królem zdjęcia w tych swoich spodniach – zaczął się śmiać Mulat.
- To może ja w ogóle będę chodzić bez spodni! – zirytował się blondyn. – Zazdrościcie mi tylko. " <333 KOCHAM CIĘ, KURWA XD To było z jednej storny tak... Rzewne? Takie wzruszające, a z drugiej kurwa ze śmiechu mi pękały żebra ;__; Dzięki, dzięki, dzięki xD Matko, jesteś geniuszem ;__; Serio, no.
Kocham to, jak nie wiem...
Miałam stracha, że zakończysz to tak wiesz, bez happy-endu, ale proszę - jednak! :D I lepszego zakończenia nie mogłoby być... Boże, Adler xD To pierwsze zdjęcie zawsze mnie wbija w fotel normalnie... XD Kocham go <3
Kurwa no <3 I do tego już następne opowiadanie... Świetna jesteś ;__;
Z tym nowym będę już na bieżąco ;D
zapraszam na 20. rozdział :3 http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń