sobota, 23 lutego 2013

XIV – Dwie strony.


Isbell1012: Dobra, jest nareszcie. Dlaczego trwało tak tak długo? Już mówię. Trwało to tyle, bo od tego rozdziału zależy/zależało całe opowiadanie Civil War. To jest kluczowy rozdział, moi drodzy. Dlatego pisałam go dość długo i jeszcze dłużej zmieniałam, poprawiałam. Mam szczerą nadzieję, że wam się spodoba, bo ja jestem z niego dość zadowolona. Następny pojawi się mam nadzieję, że szybciej niż ten. Co ja mogę więcej powiedzieć o tym? Jesteśmy coraz bliżej końca, jakkolwiek to zabrzmi. 
Oczywiście Isbell ma już plan na trzecie opowiadanie, które zagości na Tacy Pozostaniecie. Nie będę nic póki co o nim wspominać, bo wszystkiego się dowiemy w swoim czasie. 
I jak zawsze, moja autoreklama, zapraszam na Zakazane Fontanny, jakżeby inaczej.
Pozdrawiam i zapraszam do lektury :) Proszę też o pozostawieniu po sobie najmniejszego śladu, chociażby samej kropki, o takiej -> .

Co ja tu robię? Na co mi to było? Na co mi to jest? Na co to komukolwiek z nas, nich jest? Co nam to da? Czy to prawda czy nie? Nawet ja nie wiem. Czy kiedykolwiek byłem czegoś pewien? Czy kiedykolwiek mnie ktoś rozumiał? Czy ja kiedykolwiek kogoś rozumiałem? Czy ci, których tu ściągnięto wiedzą w ogóle co się dzieje i dlaczego, skoro ja nie wiem? A Janis wie? A Ronnie? Powinien, on to zaczął. A jeżeli to wszystko nieprawda? Jeżeli nawet po śmierci mam jakieś cholerne schizy? Czy to mnie kiedykolwiek zostawi? A może to mnie chce zostawić, ale ja nie chcę? Dlaczego ja…nienormalne to wszystko.
 Na samym początku wszystko to wydawało się być niesamowite. Pierwsze spotkanie w tej…Grecji. Dio opowiedział nam wszystko, a ja byłem zagubiony i szczęśliwy. Świat miał dla nich się zamknąć, a dla mnie otworzyć. Miałem zobaczyć tych, których tak bardzo chciałem zobaczyć w taki sposób, aby i oni zobaczyli mnie. A nie tak jak przez lustro weneckie. Tak bardzo chciałem. Ale kiedy to wszystko się zaczęło to całe moje marzenie zniknęło. Prysnęło jak jakaś bańka. Janis miała ich pod swoją opieką. Miała. Ale co z tego? Nie rozumiem, dlaczego tak wielu z nich zginęło. Co z tego, że bohatersko? Bohaterskość im życia nie zwróci, z reguły to właśnie odbiera…czy nie?
 To wszystko miało być inaczej, ja to widziałem zupełnie inaczej. Nie, nie podoba mi się to, w ogóle nie. I tu się rodzi pytanie…czy ja mogę to zakończyć? Co się stanie? Albo raczej, jak to się stanie? Oni, Ronnie i Janis, jak to przyjmą? A te wszystkie zespoły?  Nie ważne, myśleć o tym będę kiedy indziej, chociaż nie wiem co to za sens, kiedy indziej będzie dokładnie tak samo jak teraz. Nie ważne. Załatwię to po swojemu, w każdym bądź razie jedno jest pewnie – Ja, Jim Morrison, mam dość.
 This is the end.
- Co on do cholery jasnej chce zrobić?! – krzyknęła Janis patrząc na znaleziony list Jima. – Tak być nie będzie, zachowuje się jak kobieta w ciąży, co mu się nagle stało?!
- A co mi się miało stać? – zapytał Morrison, który właśnie pojawił się w pokoju. – Widzę, że dziwne i niewłaściwe nawyki zostały. Nie nauczono cię, że nie czyta się cudzej korespondencji? Albo raczej…chyba wiesz jak to jest jak ktoś czyta twoje listy. Sława…
- Nie odwracaj kota ogonem, wiesz dobrze, że nie chodzi tu teraz o to. Powiedz mi, co ci się dzieje, co cię naszło na napisanie czegoś takiego? Co ty chcesz zrobić?
- Nic.
- Nie jestem taka głupia, Jim, lakoniczne odpowiedzi są tu zbędne. 
- Jesteś tak samo głupia jak ja. Gdybyśmy nie byli głupcami to byśmy żyli, czyż nie, moja droga Janis?
- Nie wiem kim trzeba być, by cię zrozumieć! Mów normalnie.
- Powiedziała to Janis Joplin. A co z listem, który napisałaś? Wiesz, tym co dostali zanim znaleźli się w trzydziestym dziewiątym. On też nie należał do tych najzrozumialszych.
- Ale to była inna sytuacja, on miał być trudny i zawiły! Miał ich zmusić do myślenia. Logicznego i trzeźwego, mieli się przejąć!
- Ale nie krzycz. To w takim razie skąd możesz wiedzieć czy ten mój list, ten co przeczytałaś, też nie miał taki być? Może on też miał zmuszać do myślenia i rozumienia. Do przejęcia? – uśmiechnął się kpiąco i uniósł lekko brew.
- Ja…wiesz co? – zmieszała się. Chyba po raz pierwszy to Jim zapędził ją w tak zwany kozi róg. Nie wiedziała jak zareagować. – Nie mam pojęcia co ci tym razem odbiło, nie wiem czy jako martwy możesz coś brać, ale wiedz jedno: cokolwiek chcesz zrobić z tym co się tu dzieje – zrób wszystko by ci się tego odwidziało. Nie zniszczysz tego, nie wiesz co się może wtedy stać.
- A ty wiesz?
- Nie, dlatego nic nie robię. Tylko Ronnie może wiedzieć.
- Zapytam go zatem.
- NIE! Do cholery, przestań!
- Dlaczego?
- I tak się nie zgodzi.
- Kłóciłbym się…
- Ja też, ale byś przegrał – powiedziała i odwróciła się napięcie.-  Idiota – warknęła po czym zniknęła pozostawiając Jima samego.
 Kiedy Janis zniknęła, Jim westchnął i zaczął rozglądać się po pokoju. Był to ten sam pokój, w którym każdy z zespołów otrzymał informacje na temat tego co się tu będzie działo. Ten sam gdzie Michael Monroe przemieniał się w tykającą bombę. Ten sam gdzie napisał list. List do nikogo, ewentualnie do samego siebie. Chciał go spalić, ale Janis okazała się być szybsza. Jego jedyna przyjaciółka, może miłość, zrobiła coś czego tak bardzo nie chciał. Wiedział, że jest ona nieprzewidywalna i zdolna do wielu rzeczy. Ale wiedział też, że zdawała sobie sprawę jak od dość długiego czasu on cenił sobie prywatność. Z jednej strony może to i dziwne. Uwielbiał przechadzać się po Los Angeles i innych miastach i obserwować ludzi, słuchać o czym rozmawiają, jak rozmawiają i dlaczego. Ale za to bardzo nie lubił gdy ktoś chodził za nim i ruszał jego prywatnych rzeczy, a miał takie. Było to to, co od śmierci miał zawsze przy sobie. Jedni powiedzą, że nic, ale to nie prawda. Miał ze sobą kilka cennych, przynajmniej według siebie, rzeczy: okulary lustrzanki i coś, co zawsze nosił w kieszeniach swoich skórzanych, czarnych spodni – wypisujący się długopis i jakieś kartki. Niby to nic, ale dla niego to był majątek. Przydawało się w takich sytuacjach jak ta, kiedy nikt nie zrozumie to może coś z rozumie. W tym przypadku kartka. W każdym bądź razie jedno było pewne. Janis zraniła i zostawiła myśląc, że go zniechęciła. Była w błędzie – nakręciła go jeszcze bardziej. I rzeczywiście tu był haczyk…co się stanie jeśli to wszystko zostałoby przerwane?
- Oj, moja droga. Zobaczymy kto przegra i kto tu kogo uratuje – powiedział stojąc przy oknie wychodzącym na ulicę. Zobaczył tam bardzo abstrakcyjną parkę, ewidentnie tylko stylizowaną na tą epokę. – O głupcy. To mi nie przyszło na myśl. Pytanie, czy oni coś tu biorą? – i śmiejąc się zniknął tak jak przedtem Joplin.
^^^^^^^^^

- Spokojnie. Spokojnie…jesteśmy w takim miejscu gdzie nie ma teatrów ani niczego. Takie puste uliczki. Nikt nas nie zauważy. Spokojnie. Slash – mówiła Patti nabierając co słowo powietrza.
- Ale ja jestem spokojny – odparł Hudson przyglądając się uważnie blondynce. – Jedyną osobą, która powinna się uspokoić jesteś ty. Ty wyglądasz przecież…normalnie, ja może niekonieczne.
- Nie! Dlaczego?
- No nie wiem, skórzane spodnie, Mulat, kręcone i długie włosy… - uśmiechnął się lekko.
- Ach. No tak, tak. Ale nie ważne. No, tu są jakieś domy, kamienice…nie wiem, chodźmy gdzieś i weźmy rzeczy i…wracajmy do naszych.
- Pewnie, nie ma sprawy. Chodź tu.
- Ale, czekaj…! Jak my to niby mamy zrobić? Skąd masz pewność, że tam nikogo nie ma? Co, wejdziemy im do domu jak gdyby nigdy nic i powiemy ‘Cześć, jestem Patti Johnson, a to Slash, gitarzysta zespołu, który powstanie za jakieś dwieście lat. Przyszliśmy tu, bo chcemy wam zajebać jakieś ciuchy, wiecie w naszej epoce, w latach osiemdziesiątych jest trochę inna moda, ale wasza też jest spoko’’…?!
- Nie, wolałbym sprawdzić czy światła się świecą w oknach, ale w razie czego to wiemy co im powiedzieć, brawo Patti – zaśmiał się.
- A…no…tak też można. A jak to sprawdzisz?
- Widzę stąd przecież okno. Ciemno.
- A jeżeli są w innych pokojach? Tych, gdzie okna wychodzą na inną część miasta? – blondynka nie była do końca przekonana do pomysłu towarzysza.
- Nie ma ich w środku.
- Skąd wiesz?
- Bo… - i tu zaczynał się początek dziwnego stanu Slasha. Przypomniał sobie słowa Stevena, które padły w tym dziwnym miejscu. Tam gdzie siedzieli i czekali aż zostaną przeniesieni do okopu. Blondyn rozmawiał wtedy z Pandorą i ta zapytała go czy się nie boi.
,, - Kochana, ja nie umiem ci tego wytłumaczyć, nie wiem dlaczego, ale…nie odczuwam jakiegoś strachu. Wiem, że będzie bardzo, cholernie niebezpiecznie, ale ja nie umiem się bać teraz. Po prostu nie umiem i podejrzewam, że Janis ma z tym coś wspólnego – stwierdził.’’
 Wtedy nie był w stanie pojąć jak to jest możliwe, że Steven się nie boi. Że jest taki spokojny i wszystko przemyśli zanim coś, cokolwiek zrobi lub każe zrobić. A teraz sam czuł się podobnie, chyba rzeczywiście on był najważniejszą osobą, przynajmniej teraz. Tak jak Adler wtedy. Tyle, że Steven…on czuł to, że jest przywódcą i zachowywał się jak przywódca. Umiał uzasadnić dlaczego robią tak, nie inaczej czy dlaczego tak postanowił. A Slash? Wiedział, że nie ma nikogo w tym domu, mieszkaniu, do którego mieli udać się razem z Patti, ale nie miał jej jak tego udowodnić. Też się nie bał, ale nie wiedział jak to powiedzieć żeby uwierzyła. Chyba się nie nadawał do tej roli, którą miał teraz pełnić. Dlaczego Steven nie mógł być w dalszym ciągu przywódcą? Czy to jakieś zamierzone działanie Janis i Jima? A może Steven powinien być tym najważniejszym, ale Jim postanowił coś zmienić i dał tę rolę właśnie jemu, najlepszemu przyjacielowi Adlera?
- To idziemy? Slash? Slaaash…? – dopytywała Patti stojąc obok zamyślonego przyjaciela.
- Co? A tak, tak…pewnie. Idziemy.
- Jesteś pewien, że nikogo tam nie ma?
- Jestem pewien jak nigdy – odparł i pchnął drzwi, które dziwnym trafem okazały się być otwarte. Dziwnym trafem...
^^^^^^^^^

- Długo ich nie ma – powiedział Axl opierając się o ścianę i patrząc w podłogę.
- Albo rzeczywiście albo tak wolno nam czas płynie – mruknęła Julia wpatrując się w okno.
- A jak coś się stało? – zapytała Pandora, która najzwyczajniej martwiła się o siostrę.
- Bzdura, nic im nie jest – stwierdził Steven.
- Skąd ta pewność?
- Slash nie jest taki głupi, ogarnie się tam i przyniosą nam takie stroje, że padniemy zanim je założymy.
- Ach, zapewne – mruknął Izzy siedzący na ciemnym, zielonym fotelu trzymając na kolanach jakąś książkę.
- Co ci?
- Mi? Nic, skądże znowu.
- Widzimy – powiedział wolno Axl podchodząc do przyjaciela. – Co?
- Zastanawiam się dlaczego tak bardzo utrudniliśmy sobie życie i nie przeszukaliśmy szaf w pokojach. Tam chyba by coś było, nie? – spytał Stradlin odkładając książkę na stolik stojący obok fotela.
- Bo po pierwsze – zaczęła Lydia – tu nie ma szaf. A po drugie…
- Są szafy – wtrąciła Alisa – tyle, że puste.
- Jak to puste, skąd wiesz?
- Patti mi mówiła, że jak była u dziewczyn Mötley po te buty to wstąpiła po drodze do paru pustych pokoi i zajrzała do szaf. Wszystkie były puste, poniszczone. Z wyjątkiem jednej. Ale ona była zamknięta.
- To dlaczego nic nie powiedziała? Przecież byśmy mogli ją spróbować otworzyć.
- Owszem, ale ona uważa, że ta szafa również była pusta. Została zamknięta tylko po to, by zmylić innych. Albo, że jeżeli byłyby tam jakiekolwiek ubrania to bardzo poniszczone i nie nadające się już do noszenia – streściła Alisa patrząc poważnie to na Lydię to na Izzy’ego.
- Ona tak powiedziała? Moja siostrzyczka? – zapytała zaskoczona mądrymi przemyśleniami siostry Pandora.
- Tak, właśnie ona.  Powiedziała jeszcze, że ma dziwne wrażenie, że tej szafy w ogóle nie powinno się otwierać…
- Ja pierdole, jakie katastroficzne wizje – powiedział dramatycznie Rose i przyłożył rękę do czoła. Tak dla efektu, rzecz jasna.
- Śmieszny jesteś, naprawdę… - westchnęła Lydia i rzuciła Axlowi pogardliwe spojrzenie.
- Wiem. Gdzie ta szafa była?
- Co? – zapytała nagle Pandora patrząc na rudego jak na idiotę.
- Gdzie ta szafa?
- No chyba nie pójdziesz jej otwierać…!
- Tego nie powiedziałem, chcę ją zobaczyć.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – stwierdził Izzy, a reszta go poparła.
- Co jest złego, chcę tylko zobaczyć rzecz, z którą są związane pewne obawy mojej dziewczyny.
- Wszyscy wiemy jak to się skończy, Axl. Twoje pomysły są znane za dobrze w naszym gronie.
- O co wam chodzi? Chcę tylko zobaczyć pierdoloną szafę, a wy zachowujecie się jakbyśmy wszyscy mieli od tego umrzeć! – krzyknął rudzielec spoglądając  na otaczających go przyjaciół.
- Dobra – zaczął Steven – pójdziemy. Tylko jak coś, Rose, tam spieprzysz to pożałujesz.
- Mam się bać? Chyba nie jesteś przywódcą. JUŻ nie.
- A w czym mi to przeszkadza i co to zmienia?
- Chyba jesteś za pewny siebie, Panie Generale Adler.
- Ja? Czyżby?
- Wkurzasz mnie, wiesz, że perkusista w zespole jest rzekomo najmniej zauważany, więc można go bez problemu zmienić?
- No chyba cię pojebało – powiedziały równocześnie Pandora i Alisa.
- Dobra, dość. Rose, się opanuj lepiej. Alisa – Izzy przejął panowanie nad sytuacją – gdzie jest ta szafa, mówiła ci Patti?
- Mówiła – powiedziała Szwedka.
- Zaprowadzisz nas do niej…?
- Nie.
- Kurwa – jęknął Axl. – Nic nie zrobię przecież.
- Ale obiecałam Patti, że was tam nie zaprowadzę.
- Chuj z tym, sam to znajdę – warknął i wybiegł z pokoju.
- Pójdźmy lepiej za nim – powiedział Steven i spojrzał na gitarzystę.
- Tak – westchnął Izzy i razem z blondynem pobiegli za wściekłym rudzielcem – Axl!
 Kiedy dziewczyny pozostały w pokoju same, Lydia podeszła do drzwi i zamykając je powiedziała:
- Rose otworzy tą szafę. Choćby miał użyć własnych zębów to ją otworzy.
- Wiem, że otworzy. Jak znajdzie – odpowiedziała Alisa. – A znajdzie.
- Niech robi co chce, tylko żeby Patti i Slash już wrócili… - szepnęła Pandora, która coraz bardziej zaczynała przeżywać długą nieobecność siostry i przyjaciela. W końcu byli sami w zupełnie obcym mieście i zupełnie innej epoce.
^^^^^^^^^

- Ronnie! Ronnie! – krzyczała Janis kręcąc się w okolicach starego, kamiennego domku. Tego, gdzie spotkali się po raz pierwszy i tego, gdzie narodził się plan ich planu.
- Nie musisz krzyczeć, wiem kiedy mnie potrzebujecie – powiedział spokojnie Dio podchodząc do zdezorientowanego ducha. – W czym problem?
- Morrison! On chce…to znaczy on już nie chce…on pisał list i ja go prze…
- Przeczytałaś jego list do nikogo, on się zdenerwował - dokończył za nią. 
- Wiesz już?
- Oczywiście.
- Wiesz co chce zrobić?
- Wiem.
- I co w związku z tym?!
- A co ma być, Janis?
- On to może zniszczyć, co wtedy się stanie? – nie wiedziała co się dzieje, nie mogła zrozumieć nikogo. Ronnie już zupełnie zbił ją z tropu, po raz kolejny została sama.
- Wszystko się okaże, a on zrobi co zechce.
- Nie tak to miało wyglądać…
- On mówi to samo.
 Spojrzała na niego po czym zniknęła, by pojawić się gdzieś gdzie poczuje się dobrze i będzie mogła przemyśleć wszystko co usłyszała. Ale czy w ogóle istnieje takie miejsce? I właśnie wtedy przypomniała sobie o nijakiej Grace Slick. 


,,- Dlaczego nie możemy zasnąć i obudzić się we własnym domu, wracając do tego?
- Bo w tej chwili tego nie ma, Saul''




20 komentarzy:

  1. No nareszcie nadrobiłam u ciebie wszystkie zaległości! Jak zwykle bardzo wciągające i pomysłowe. Już na wstępie w ogóle podobał mi się pomysł z przeniesieniem Gunsów w inny czas, a teraz jest coooooraz ciekawiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hm... nie mam pojęcia co o tym myśleć. Są osoby, które piszą w taki sposób, że po przeczytaniu rozdziału nie mam pojęcia co o tym rozdziale napisać bo... no właśnie co? Niby trzeba takie coś przemyśleć, ale tak na prawdę, nie dojdzie się do żadnych sensownych wniosków. No i właśnie tak ty piszesz. Nie mam pojęcia co zamierzasz i to w pewien sposób mnie irytuje, ale też i fascynuje. Dlatego właśnie nie umiem skomentować tego, ani żadnego innego twojego rozdziału, chociaż to powyżej, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Mogę jedynie napisać, że to co piszesz jest wspaniałe i czekam na kolejny.

    Clarissa...(nie chce mi się logować ;<)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to komplement, dziękuję bardzo. Miło czytać coś takiego ;*

      Usuń
  3. tak długo czekałam na ten jeden, pieprzony rozdział! Prosiłaś o kropkę, masz kropki, nawet dwie ---> ..
    Jejku, to opowiadanie jest zdrowo pokręcone i jeśli ktoś chciałby zacząć czytać od tego rozdziału, to życzę powodzenia. Nie wiem, skąd wytrzasnęłaś taką wyobraźnię, ale to jest świetne, mogłabym czytać cały czas.
    A Slash i Patti muszą sobie poradzić! Chyba że ich coś zabiło, wtedy będzie maływielki problem. Axl otworzy szafę i wejdzie do Narni, czuję to. W Narnii wygra ze słą królową Janis i będzie mógł powrócić do swej kochanej Patti. Nie chce mi się pisać długiego komentarza. No ale musisz to przeżyć. Chcę rozdział na Fontannach. Trzymam kciuki, żeby tutaj Gunsi nie zostali spaleni na stosie, czy coś. Ale i tak wszyscy umrzemy, nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. A i owszem, umrzemy wszyscy. Ale ja nie będę taka wredna i nie spalę Gusnów na stosie. Dziękuję za komplement dla mojej wyobraźni, którą sobie bardzo cenię i rozdział na Fontanny ciągle piszę ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaprazszam na nowy rozdział. Wreszcie wróciłem do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja sobie to podzielę na części, bo chyba mi będzie łatwiej komentnąć..;D
    Mmm.. Tak w sumie, to nie dziwię się Morrisonowi.. No własnie. Nie dziwię się Morrisonowi, że co? Napisał ten list,ale przeciez nikomu nie... Dobra, mam: nie dziwię się Morrisonowi, że to wszystko przestało mu się podobać. Miał zupełnie inną wizję tego, a teraz musiał patrzeć jak takie bliskie mu osoby umierają. I nic nie mógł zrobić. To już zaczyna być straszne... Zdziwiła mnie ta lekka furia Janis. Ona nie postrzega tego tak, jak Jim? Uważa, że tak musi być i wszystko jest ok? No super, gdyby Ci muzycy sami się zdecydowali na coś takiego i wiedzieli, jakie mogą być konsekwencje, to może i byłoby okay. Tylko, że oni ich nagle wyrwali z życia, zabrali wszystko - rozdzinę, dotychczasowe życie, znajomych... i kazali starać się nie umrzeć. A to już niekoniecznie okay. A poza tym - powala mnie opanowanie Dio..x)
    Dobra, teraz karmię rybki..xD Hahaha
    ...
    Nie no, kuźwa! Wiecznie głodne, nie wykarmiam..;D
    Slash ma moc..:o I ciekawa jestem, czy faktycznie nikogo tam nie będzie... Bo równie dobrze mógł sobie ubzdurać, że ma 'moc'.. Albo jeszcze nie wiem co... To Slash - wszystko jest możliwe..xD
    I jestem ciekawa, co Axl znajdzie w tej szafie.. Bo zakładam, że ją samą znajdzie. A jak ją znajdzie to i otworzy. Tylko co w środku? Narnia..xD
    Czekam na kolejny i pozdrawiam..;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się komentarz podoba, ale nie odpowiem na żadne pytanie ^^
      Dziękuję i również pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nie odpowiadaj.. Jestem ciekawa, ale wolę poczekać.. Byle nie za długo..;)

      Usuń
  7. Hej :)

    Uff, w końcu miałam czas, aby przeczytać rozdział.

    Teraz tak sobie myślę, co tu było takim ważnym, zwrotym elementem, bo nie wiem. Czuję się skołowana. Domyslam się, że to był ten list Jima. Chłopak chyba po prostu zaczyna mieć wątpliwości, czy to wszystko jest właściwie. Nie dziwię się mu. Ja też na jego miejscu bym miała takie wątpliwości. Bo jednak trochę ludzi na tej wojnie zginęło, trochę ludzi straciła swoich bliskich, a Jim chyba juz przestaje wyrabiać psychicznie. Z tego, co ja tu widze, to najbardziej zawzięta jest Janis i ona idzie po trupach do celu. Upraciuch, haha. Trochę mnie to w niej denerwuje, bo jakby tak naprawdę nie miała poszanowania dla tych wszystkich "roboli" Muzycy w jakiś dziwny spsób mają uratować świat, i tyle. Janis już nie obchodzi jaką cenę mogą za to zapłacić, a to mnie zaczyna denerowować, o!

    Szafa skojarzyła mi sie z Edenem i zakazanym owocem. No naprawdę, jedyna szafa, a do tego zamknięta. Kusi, ale chyba nie można jej dotykać. A moze można tylko ma wyglądać na to, że jej nie można? Jedna wielka zagadtka. I ja też sobie myslę, że Axl jest na tyle porywczy i tak dalej, że po prostu by walną z kopa w te drzwi i tyle. Ale teraz sie zastanowić by trzeba było co takiego by się mogło stać? Gorzej, to chyba juz być nie może. Tak mi się zdaje.

    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, to list.
      Chwała, nareszcie normalne skojarzenie! Eden i zakazany owoc, nie wiem czemu wszyscy się uwzięli na tą Narnię.
      No i oczywiście dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  8. hej Alicjo (nie wiem, czy mogę mówić do Ciebie po imieniu i np. pełnym imieniem, mam przyjaciółkę Alicję i wszyscy mówią na nią Ala, bo Alicji nie lubi, czy mówić pseudonimem artystycznym Isbell de Mars? :D). nie miałam jak przeczytać wcześniej, ponieważ nie umiałam się jakoś ogarnąć i wziąć za to wszystko .______. dopiero dzisiaj jakoś tak się wyspałam i zaczęłam nadrabiać zaległości.

    ale teraz to nie ma znaczenia. rozdział przeczytałam. i nie wiem co mogę o nim napisać. hmm. Jim w końcu "wybuchł" i ma dosyć wszystkiego. nie dziwię mu się. sama bym miała. zresztą ja bym nie miejscu wszystkich już po kilku dniach bym chyba sfiksowała, gdybym widziała, jak w pewnym sensie bliscy mi ludzie umierają... jak ja uwielbiam Ronniego... ahh. chociaż nie ma go dużo, to jak już widzę jego imię od razu pojawia mi się uśmiech na twarzy. jakoś tak inaczej mi się o nim czyta, niż np. o Janis.
    w sumie od początku mam podejrzenia, że Slashowi i Patti się nie uda z tymi strojami. no bo jak, chcą wejść komuś do domu i okraść im szafy? O.O tak samo przecież ktoś tam może być... na pewno nie pomogą takim "dziwolągom" (ludzie na pewno dziwnie zareagowaliby na ich widok :D). a przecież jak nie będą chcieli im pomóc to raczej ich nie zabiją... tak samo, gdyby nikogo nie było w domu, drzwi byłyby zamknięte... hmm.
    no i ta szafa. Axl ją otworzy, ja to kurwa wiem :D skopie ją kowbojkami i drzwi odpadną, a tam... no właśnie :) pozostaje tylko czekać na kolejny rozdział :)

    pozdrawiam i zapraszam do mnie na kolejny: http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alicja czy Ala, nie ma to dla mnie różnicy.
      Miałaś dobre przeczucie, Slash i Patti mają to szczęście ze względu na Mulatai jego aktualne 'zdolności' :D
      Nadrobię jak tylko będę w domu.

      Usuń
  9. Nowy: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmm... Od dawna czytam twojego bloga. Jest naprawdę świetny. Dopiero niedawno założyłam takie oficjalne konto do blogów na Google (mam kilka, ale beznadziejnych itd.)
    Możesz Informować tutaj: http://xxangryxxagain.blogspot.com/
    Jeśli chcesz wpadnij i przeczytaj. Zaczynam pisać opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam, czytam i wciąż cholernie mnie zaskakujesz! Jak Ty to robisz? :o W każdym razie wybacz (znowu ;-;), że nie jestem teraz w nastroju do komentowania, ale w weekend powinnam znaleźć chwilę dobrego nastroju, żeby jebnąć długi, porządny komentarz, bo komu jak komu, ale Tobie to się należy, no.
    A póki co to tylko informuję... ;__;

    http://stories-from-garden-of-eden.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No no ;__; Ładnie ładnie. Miałam skomentować już tak dawno :OOO
      Dobra dobra, komentarz xD

      No więc tak, dalej uważam, że Axl jakoś tak do mnie przemawia, chociaż w tym rozdziale (więcej go tu, tak w ogóle :o Fajnie :3) wszystkich wkurwia, to ja dalej twierdzę, że on jest tu jakiś najbardziej taki... Ludzki czy coś O.o No bo co? Jest jakaś tajemnicza, zamknięta szafa. Czemu jej nie otwierać? Chyba każdy by tak zrobił :o W końcu co takiego może się stać od szafy? O.o
      Dobra dobra, bo się wciągnęłam :oo Co tam było w tym domu? No co?! Muszę czytać dalej :oo

      Usuń
  12. http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/ zapraszam na 16. rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ;________________; przepraszam, jestem dopiero w połowie nadrabiania, ale obiecuję, że w końcu mi się uda! <3

    Tymczasem...napisałam kolejny rozdział zapomnianego już pewnie High Voltage Tattoo i serdecznie zapraszam do czytania ;] http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/03/high-voltage-tattoo-4.html

    OdpowiedzUsuń