Isbell1012: Wracam po dość długiej przerwie, wiem. Nie dodawałam nic z wielu powodów; miałam problemy z sobą, z czasem. Ale jestem. Nadrabiam wszystkie zaległości u was, wiem, że się ich trochę zrobiło. Komentuję, skomentowałam i skomentuję. To obiecuję.
Co do rozdziału, przepraszam za błędy, bo wiem, że na pewno są. Nigdy nie udaje mi się ich wszystkich wytępić. Chciałabym wam tylko powiedzieć, że w następnym bądź za dwa rozdziały wszystko odwraca się praktycznie o 180 stopni. Oby się spodobało.
I tak na koniec zapraszam fanów gier (myślę, że są tu tacy, bo spotkałam się tu już z ludźmi o bardzo różnych zainteresowaniach) na nowego bloga mojego kolegi - Your Games.
Jak zawsze też zapraszam do swojego Różowego Pałacu. Ach, te autoreklamy...no nic, miłej lektury życzę :)
- Kraść – stwierdził Axl. – Ja tu nie widzę innej opcji,
trzeba wyjść i ukraść jakieś…tutejsze…ubrania. Chyba, że mamy tu jakiegoś
krawca czy coś. No co się tak na mnie patrzycie? Jak ktoś ma lepszy pomysł to
ja słucham, no śmiało!
- Patrzę, bo myślę – powiedziała Julia. – Myślę, że masz
najlepszy chyba pomysł, ale jest jedna rzecz, o której nie pomyślałeś.
- Jaka…?
- Żeby ukraść trzeba stąd wyjść. A żeby stąd wyjść to trzeba
wyglądać jak ci, co tam są. Chodzą, śmieją się i żyją – wskazała na okno.
- Taaak, ale – nie wiedział co powiedzieć. Rzeczywiście, za
bardzo skupił się na swoim planie i nie zwrócił uwagi na taką drobną, a bardzo
istotną rzecz. – No to co w takim razie?
- Możemy iść i zobaczyć co robią inni – mruknął Steven
gapiący się gdzieś na ścianę.
- Nie, no nie pójdziemy na taką łatwiznę. Jesteśmy Guns N’
Roses – powiedział dumnie Slash. – Ale chyba…mam pewien pomysł.
- Podziel się nim w takim razie – zachęcił Axl unosząc brew.
- Zgadzam się z tobą jeżeli chodzi o kradzież, bo to jest
jednak najlepsze wyjście i najbardziej pewne, że będziemy wiarygodnymi
mieszkańcami Paryża. Tyle, że nie pójdziemy wszyscy, tylko dwie osoby. Któryś z
nas i jakaś dziewczyna. Dlaczego tak? Spójrzcie po sobie, mamy te ciuchy, które
mieliśmy na imprezie.
- No i co w związku z tym?
- Daj mi dokończyć. Gdyby każdy z nas dał jednemu coś ze
swojej garderoby, facet facetowi, a dziewczyna dziewczynie, i ktoś by to jakoś
umiejętnie zszył to może coś by nam wyszło. Taki strój tylko po to, by wyjść na
ten jeden wieczór czy coś. Potem będziemy mieć już oryginale…kostiumy –
spojrzał na siedzących dookoła. Chyba wszystkim kobietą zaświeciło się jakieś
drobne światełko w oczach, a Gunsi patrzyli na niego z pewnym uznaniem. Nawet
Steven.
- Nie jest to głupie, ale…kto nam to zszyje?
- Ja – wtrąciła Patti.
- Umiesz szyć? – zapytał zaciekawiony Axl.
- Nie, ale jestem najbardziej cierpliwa ze wszystkich tutaj.
Poza tym sukienki i podobne to chyba bardziej mój klimat niż dajmy na to
Pandory czy Lydii.
- W sumie racja.
- To ja mam taki pomysł, żeby to Patti poszła jako
przedstawicielka naszej płci pięknej. Będzie najlepiej, ona jest chyba zawsze
taka…elegancka i pełna gracji – zasugerowała Alisa. – A wyrzutów z powodu
kradzieży też nie będzie mieć.
- Ja mogę iść – potwierdziła blondynka. – A który pójdzie
razem ze mną? Bo jak mam szyć, a przynajmniej robić co w mojej mocy, to byłoby
dobrze gdybym już zaczęła.
- Slash – powiedzieli równocześnie Axl, Steven i Izzy.
- Dobra – zgodził się po chwili wybrany.
- Tak, to mamy ustalone. Teraz…czym ja mam to zszyć? –
zapytała Patti.
- Tym – Hudson rzucił w jej stronę małą, czarną, okrągłą
poduszeczkę z powbijanymi do niej igłami.
- Dobrze – mruknęła patrząc na ową poduszeczkę – ale…ja mam
sukienkę. Ale za bardzo obcisłą od pasa w dół. Czyli, że potrzebowałabym
to…jakoś obszyć. To znaczy przyszyć w pasie coś co by odstawało…a jak patrzę na
dziewczyny to one nie mają czegoś takiego.
Zapadła cisza. Mieli
genialny plan, chęci i wszystko. Wszystko z wyjątkiem czegoś na dół sukni.
Czyli jednak nie mieli planu?
- Heeej – zaczął Steven, którego cała ta sytuacja jakoś
rozweseliła i przywróciła do życia. – A może by tak…to? – zapytał podchodząc do
łóżka i wyciągając spod kołdry całkiem spore, białe prześcieradło.
- I co, da się Adler? – spytał roześmiany Hudson podchodząc
do przyjaciela. Odebrał od niego prześcieradło i rzucił w stronę Patti.
- Da się…
- Witaj wśród żywych w takim razie – poklepał go po plecach.
– Dobra, nie ma co. Panno Johnson, czyń honory i walcz tą igłą z tkaniną!
- Walk już dość – wydukała wolno blondynka obwijając się w
pasie prześcieradłem. – Pomarszczę to w niektórych miejscach i wyjdzie nawet
wiarygodnie.
^^^^^^^^^
- Nie mogę się pozbyć wrażenia, że wyglądam jak bardzo
zdeformowana mieszkanka osiemnastowiecznego Paryża – stwierdziła Patti
przeglądając się w wielkim lustrze.
- Przesadzasz – pocieszyła ją siostra i po raz kolejny
zaczęła mierzyć wzrokiem.
Blondynka miała na
sobie bardzo oryginalną suknię. Czarna, obcisła góra z rękawami do łokci. To
pozostało z sukienki, którą miała na sobie w dniu imprezy. Biały dół z
prześcieradła. Pomarszczony, pozszywany tak, by choć trochę przypominał dół
oryginalnych osiemnastowiecznych sukni. I trzeba było przyznać, przypominał.
Jedyne co lekko przejmowało Gunsów i ich dziewczyny, żony to to, że szarawa
nić, którą była zszyta suknia była trochę za bardzo widoczna. Ale mniejsza z
tym, był efekt.
- Ale to jest chyba za mało. To znaczy…mam za krótkie
rękawy. Potrzebuję rękawiczki – powiedziała po chwili namysłu blondynka. – Ma
któraś?
- Ja mam, ale skórzane – odparła Alisa.
- Ale te długie…czarne? Pokarz!
- Jedna jest do łokcia, a druga jest do nadgarstka i bez
palców… – uściśliła szukając po kieszeniach rękawiczek.
- Daj tą długą. Znamy kogoś kto miałby na zbyciu rękawiczkę
podobną do tej?
- Vixen – powiedział od razu Slash.
- O właśnie, gdzie one są?
- A żebym to ja wiedział…
- Ale ja wiem – uśmiechnęła się Lydia. – Ta brunetka mówiła,
że cztery pokoje dalej od nas.
- W takim razie już!
Czym prędzej wypadli
na korytarz i pobiegli do poszukiwanego pokoju. Patti podeszła do drzwi i
zapukała najgłośniej jak umiała. Cisza. Zapukała raz jeszcze. Cisza. W końcu
nacisnęła klamkę i weszła do środka, a za nią Slash i reszta. Pokój był pusty.
Gdzie one były?
- Cholera! – wrzasnęła wystylizowana na osiemnastowieczną
Paryżankę blondynka i cisnęła jedną rękawiczką gdzieś na drugi koniec pokoju. –
One były w trzeciej grupie, Morrison je przeniósł gdzie indziej!
- Znamy kogoś jeszcze? Kogoś kto mógłby mieć to czego
szukamy? – zapytała Julia.
- Lita Ford? – zaproponował Rose.
- Nie żyje.
- Doro Pesch?
- Nie żyje.
- Ktoś w ogóle tu jeszcze żyje?!
- Mötley i kobiety od Mötley – mruknął Izzy.
- Cudownie, idziemy do nich. Gdzie są?
- A skąd ja mam to wiedzieć?
- Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia…
- Nie prawda – krzyknęła Pandora gdzieś z drugiego końca
pokoju.
- Co?
- Szczęście nam sprzyja – uśmiechnęła się i pomachała im
przed oczami dwiema, czarnymi, skórzanymi rękawiczkami. Niemal identycznymi.
- Skąd to masz? – spytała blondynka podchodząc do siostry.
- Leżała obok tej, którą rzuciłaś.
- Czyżby panie z Vixen pozostawiły taką istotną część
garderoby z własnej woli? – zaśmiał się Hudson.
- Nie wiem, ale wracamy do siebie – skomentowała Patti
wciągając na rękę nowe znalezisko i czym prędzej wyszła z pokoju podążając do
ich obecnej kwatery.
I tak po raz kolejny
stała przed lustrem w prawie, że kompletnym stroju. Znów odwróciła się w stronę
przyjaciół i uniosła brew.
- Buty – powiedziała. – moje odpadają, szpilki raczej nie
pasują.
- A kto ci tam będzie patrzył na buty? – zapytał Steven.
- Kocie łby. Nie będę w stanie się tu poruszać, potrzebuję
butów na stabilnym obcasie.
- No cóż…tu masz niestety tylko szpilki, koturny, trampki,
kowbojki i znowu szpilki.
- Żadna nie mogła wziąć butów na obcasie? – zawyła i
spojrzała na nogi przyjaciółek.
- Sorry, nie przewidziałam, że ktoś mnie wrobi w wojnę i
osiemnastowieczny Paryż – odpowiedziała Lydia.
- Dobra, dość. Idę do Mötley i ich uroczych panienek.
- Tylko sobie nie pomyl kto jest kim – mruknął Axl. – Czemu
nie ubierzesz trampek czy dajmy na to kowbojek?
- Jestem osiemnastowieczną damą, mój drogi. Nie mieszkanką
dzikiej prerii ani…Ameryki… - i to powiedziawszy zarzuciła włosami i wyszła z
pokoju.
Znów stała przy
drzwiach niczym nie różniących się od innych, ale wiedziała, że to te właściwe.
Głosy jakie zza nich dochodziły trudno było pomylić z jakimikolwiek innymi.
Zapukała i po chwili drzwi otwarła jej urocza szatynka będąca dziewczyną
Vince’a.
- Patti – stwierdziła i uśmiechnęła się lekko do blondynki.
– Możemy ci w czymś…pomóc?
- Tak, jest taka jedna sprawa – zaczęła przebrana – czy
mogłabym pożyczyć buty na obcasie? Jeżeli takowe macie.
- Marta ma, wejdź.
Kiedy tylko znalazła
się w pokoju znajomego zespołu, pierwszym co rzuciło jej się w oczy była spora
kulka zszyta z prześcieradła, kołdry i poduszek. Stojący obok niej Mick, Nikki
i Vince nawet nie zauważyli, że ktoś wszedł do ich ‘warsztatu’. Blondynka nie
miała pojęcia na co im owa kulka, ale może lepiej było nie pytać.
- Proszę – powiedziała szatynka i podeszła do Patti z parą
czarnych butów na obcasie. – Sama to zrobiłaś? – zapytała patrząc na suknię
koleżanki.
- Tak, ale to długa historia, a ja nie mam za bardzo czasu,
przepraszam. Dziękuję…
- Nie ma sprawy, idź w takim razie.
Czyli, że miała już
wszystko. Ale to była dopiero połowa sukcesu, został jeszcze Slash. Weszła do
pokoju z lekkim uśmiechem na twarzy i usiadłszy na łóżku ubrała buty na
stabilnym obcasie. Nie odzywając się do nikogo po raz kolejny podeszła do
lustra i tak jak przedtem odwróciła się do przyjaciół i chłopaka.
- Teraz tak. Hudson… - zmierzyła czwórkę Gunsów wzrokiem –
Stradlin, koszula…Axl spodnie…już!
- Ale co? – zapytał zdezorientowany rudzielec.
- Slash ma dżinsy. Ty masz czarne spodnie, nie ważne, że
skórzane. Czarne i masz mu je pożyczyć. A Izzy ma białą koszulę i chwała mu za
to. Co prawda nie taką jaką bym chciała, ale zawsze coś. Czyli, że się
zamieniacie częściami garderoby – już.
Tak też zrobili.
Mulat miał teraz na sobie koszulę Stradlina i spodnie Axla. Czując się co
najmniej dziwnie spojrzał na dyktatorkę – Patti.
- No i? – spytał.
- Widząc twoją minę stwierdzam, że czujesz się nieswojo, ale
musisz to znieść. Generalnie nie jest źle…ale potrzebujesz czegoś na
podobieństwo…smokingu – mruknęła blondynka obchodząc swojego wyjściowego
partnera dookoła.
- Skąd weźmiemy coś takiego? – zapytał Steven a wraz z nim
Julia.
- Nie wiem. McKagan miał białą marynarkę…gdyby tu był, można
by z nią coś zrobić.
- Ale go nie ma, a Crüe nam teraz nie pomoże. Ich panny też
nie – podsumowała Lydia.
- Hanoi – ożywiła się nagle Alisa. – Oni może coś mają. W
końcu Monroe lubi się nosić w takich różnych marynarkach i podobnych.
- Obawiam się, że jeżeli ktoś do nich pójdzie to pójdzie
prosto do gniazda os. Są wściekli na Morrisona za to, że mówił tak o ich
zmarłym perkusiście. Aczkolwiek pomysł nie jest zły – rozważała Krawcowa.
- Skąd wiesz?
- Jak wracałam z butami to ich słyszałam. Cały czas się o
coś wykłócają…
- Nie istotne, mogą coś mieć to do nich idziemy. Już, teraz
i natychmiast. Wszyscy – powiedział Axl i ruszył w stronę drzwi.
I tak oto po raz
kolejny przemierzali korytarz ciągle w tym samym celu, a innym. Patti
zaprowadziła wszystkich pod drzwi, za którymi powinni się znajdować
zbulwersowani panowie z Hanoi Rocks. Albo inaczej, ich jedyne koło ratunkowe.
Zanim jednak ktokolwiek zdążył zapukać, z pokoju wypadł Scotti Hill i zaraz po
nim Dave Sabo.
- Co się stało? – zapytał Slash patrząc na gitarzystów Skid
Row.
- Po co tu przyszliście? – zapytał Dave i zaczął mierzyć
wzrokiem Patti i Mulata.
- Po coś co Slash mógłby na siebie zarzucić, jesteśmy
osiemnastowiecznymi mieszkańcami Paryża i trochę nam się spieszy –
odpowiedziała blondynka.
- Jak tam wejdziecie to już nie wejdziecie, oni są jak
tykające, niezniszczalne bomby wybuchające co pięć minut.
- A co się stało?
- Dużo by mówić, a sami musimy jakoś stąd wyjść po te
pieprzone stroje. I trzeba przyznać, że macie bardzo dobry pomysł – uśmiechnął
się Scotti.
- Jak zawsze – odparł Steven i wszedł do pokoju, w którym
czekało na nich rzekome niebezpieczeństwo.
- Co znowu? – zapytał Nasty Suicide, gitarzysta Hanoi Rocks,
kiedy tylko Gunsi i dziewczyny weszli do ich aktualnej kwatery.
- Jesteście w stanie nam coś pożyczyć? – zapytała Pandora i
spojrzała na muzyków z fińskiego zespołu.
- Co?
- Coś na podobieństwo smokingu…?
- Po co?
- Dla Slasha.
- Po co? – ponowił pytanie i spojrzał na stylizowanego
Hudsona.
- Taka jest nasza koncepcja zdobycia normalnych strojów z
tej epoki, chcemy wyjść i je ukraść…nie wiem, wystarczy? – zapytał Rose, który
zaczynał tracić cierpliwość.
- To z tym do Michaela, on miał coś takiego – mruknął i
wskazał na stojącego twarzą w stronę okna wokalistę.
- Leży na fotelu, weźcie i wyjdźcie. Najlepiej natychmiast –
powiedział oschle Monroe.
- Dziękujemy w takim razie – szepnęła Patti biorąc
poszukiwaną część garderoby po czym wyszła z pokoju, a za nią cała reszta.
^^^^^^^^^
- Ale co z tymi butami? – zapytał Slash przeglądając się w
lustrze. Nie wyglądał najgorzej, jego nieodłączny towarzysz – kapelusz podobny
do cylindra pasował do całej kreacji.
- Nie wiem co z butami… - westchnęła Patti. – Może Izzy?
- Co ja? – zapytał czarnowłosy gitarzysta.
- Twoje buty.
- Jemu by czarne pasowały, a nie brązowe i nie z zamszu.
- Nie ważne, już się nie ma co rozczulać. W nocy nie będą mu
patrzyć na buty, a te są najlepsze. Stabilne.
- W takim razie mamy wszystko – powiedział Slash i spojrzał
w stronę okna. Nie wiedział, która mogła być godzina, ale ważne, że było już
ciemno. – Idziemy?
- Idziemy – odparła Patti biorąc rękę Mulata pod swoją.
- Powodzenia w takim razie – powiedział Steven podchodząc do
osiemnastowiecznej pary – wróćcie z czymś co będziemy mogli dumnie nosić.
- Głupi jesteś – zaśmiała się Pandora podchodząc do blondyna
– idźcie już, uważajcie.
- Jak nigdy – powiedział Slash otwierając blondynce drzwi. –
Do zobaczenia, idziemy na miasto.
I wyszli
pozostawiając Alisę, Lydię, Julię, Pandorę, Axla, Izzy'ego i Stevena wyłącznie z samymi
sobą oraz z nadzieją, która rzekomo umiera ostatnia.
- Gdzie my tak naprawdę jesteśmy...? - zapytał Rose kiedy ucichły kroki wystylizowanych. Ale nikt nie odpowiedział. Tak chyba miało być.
Boże szkoda że nie umiem sobie Slasha wyobrazić! xd to by było....meeeeega!
OdpowiedzUsuńomnomnom ta chwila kiedy Stradlin zdjął koszulę... mózg Duffowej już przetwarzał ten obraz w głowie!
skoro idą w nocy/wieczorem i nie wazne sa buty slasha to po co jej buty na obcasie ktore są tez troche hałaśliwe skoro mogla wziac trameczki i w razie czego latwiej i ciszej by uciekala?
To jest takie zboczenie Patti. Wszędzie elegancko i dostojnie, bez względu na konsekwencje ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńhttp://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ jak chcesz się troche ogrnąć z bohaterami Niebo jest Wszędzie, to zapraszam.
OdpowiedzUsuńO boże, jak ją im zazdroszczę!! Moda XVIII wieku była genialna. Nie wiem czemu, ale uwielbiam te klimaty. Gorsetu, fryzury, suknie... Nawet w domu wystrojone!
OdpowiedzUsuńPatty fajnie się tu pokazała. Nie urywam, że nadal średnio się oriętuje która jest z którym, ale mniejsza
Wszystko jest z zakładce 'bohaterowie' ;)
UsuńDziękuję.
A ja się tak zastanawiam, czy panowie zdają sobie sprawę z tego, że długie włosy, to też może być problem w tej epoce?
OdpowiedzUsuńNo ja tam nie wiem, czy zabranie Slasha, to był dobry pomysł, bo jednak on z tymi kudałmi. Wiem, że jest noc, ale jednak, a do tego to mulat.. no a osiemnaty wiek, chyba tez jako tam nie był przywknięty do mieszanek rasowych. Moim zdaniem, to najlepiej, aby poszedł Izzy bo wygladał najbardziej normalnie, jakby go tak przebrać, jak Slasha?
No dobra, ale wazne, ze chociaz maja jakiś pomysł i działaja, ale zobaczymy co z tego bedzie :D
Szczerze mówiąc, pierwotnie to pan Stradlin szedł razem z Patti. Ale kiedy tak czytałam to po raz drugi, trzeci to naszła mnie taka pewna myśl, koncepcja.
UsuńZobaczymy co z tego będzie :D
To dlatego, że publikuję rozdziały raz na miesiąc :D
OdpowiedzUsuńMnie Rainbow zawsze kojarzy się z pubem. I ciągle robię sobie wycieczki po West Hollywood, właśnie ze względu na wszystkie puby, są genialne.
Przeczytam jeszcze dziś :)
mam jakieś takie przeczucie, że coś im nie wyjdzie z tej kradzieży. ale oby się udało. :) jeju, jak czytałam o tym, że Patti obwinęła się cała prześcieradłem, to miałam przed oczami samą siebie. :D też tak zawsze robiłam przez lustrem, obwijałam się prześcieradłem i udawałam, że jestem na czerwonym dywanie, hahhahaha. :D
OdpowiedzUsuńale z tymi stabilnymi butami... koturny są według mnie stabilne, sama obecnie chodzę, są mega wygodne, mogę nawet w nich biegać. a przecież któraś z dziewczyn miała. hmm.
nie mogę przestać się śmiać z ich wizyty u Motley. XD hahahahhahaha, wyobraziłam sobie Micka, Nikkiego i Vince'a (no właśnie, gdzie Tommy? nie był wspomniany, ale przecież nie umarł, prawda? nie no, nie umarł, pamiętałabym), stojących nad tą wielką kulką z kołdry, prześcieradła i poduszek. XD hahahhahaha, umieram. XD
PS: wyobraziłam sobie Slasha dokładnie takiego jak z teledysku do "November Rain" (w kościele, na weselu). :D
oki, czekam oczywiście na kolejny (rozdział z fotkami :D) i zapraszam do mnie na 12. rozdział. :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
Co z kradzieżą - wszystko się okaże ^^
UsuńA co Crue, to była taka wstawka nie mająca za bardzo jakiegoś wpływu na przyszłość. Tommy jest, jest, ale jakoś nie miałam weny co z nim zrobić.
Zastanawiam się czy w tym budynku, w którym się znajdowali nie było ani jednej szafy, w której mogłyby znaleźć się ówczesne ciuchy. Zaoszczędziliby sobie czasu i nerwów. Dlaczego na to nie wpadli? W tym budynku na pewno był jakiś strych lub piwnica, a w takich miejscach lubią być stare ciuchy. Szkoda, że nie szukali niczego na miejscu, może znaleźliby tam coś ciekawego... skarb na przykład :)
OdpowiedzUsuńPrześcieradło... Też przez ten pośpiech nie wymyślili nic lepszego, na pewno były tam zasłony (były na stówę, bo pamiętam sprzed kilku rozdziałów, jak Slash musiał je odsłonić, żeby zobaczyć osiemnastowieczny Paryż), z których można by uszyć naprawdę fajne ciuchy, jeśli ktoś się na tym chociaż minimalnie zna. W końcu... czyja babcia nie potrafiła z zasłony uszyć cudownej kreacji na bal karnawałowy w szkole?
Peruki zabrakło, peruka świadczyła o doskonałości i zamożności, więc jeśli ciuchy mieli mniej więcej wystylizowane, to perukę też powinni mieć, nie nosili jej tylko robotnicy, rzemieślnicy i wiejscy chłopi. A skoro zadali sobie tyle trudu, żeby na nich nie wyglądać, to peruka być powinna :D
A zresztą, to noc, więc kto by tam zwracał uwagę czy mają suknie z XVIII wieku czy XX, skoro mieszkańcy miasta i tak spali.
Wiem, że komentarz wydaje się dość krytyczny, ale chciałam spojrzeć na to z nieco innego punktu. Nie mniej jednak pomysł z kradzieżą strojów bardzo mi się podoba i mam nadzieję, ze wszystko wypali. I że nikt z naszej odważnej dwójki się nie zgubi, bo ówczesnego Paryża to chyba nikt z nich nie zna :D
Bardzo dobrze czytało mi się ten rozdział.
Nie, właśnie mi się ten komentarz bardzo podoba. Takie są o niebo lepsze niż pozostawienie jednego słowa, zdania...'super, czekam na więcej'. Chyba rozumiesz ;)
UsuńWszystko się wyjaśni, spokojnie. O perukach też myślałam, ale miałam pewne powody, by jej nie umieszczać na Hudsonowej ani niczyjej innej głowie.
I oczywiście bardzo dziękuję :D
Zapraszam na nowy rozdział ;) http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/02/rozdzia-85.html
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzeczytam Twój w wolnej chwili
No to mają plan. Jaki jest, taki jest, ale zawsze plan.;) Stevie wreszcie się trochę rozchmurzył, jak miło..^^ Motleye mnie zawsze rozpierdalają..xD Jak ja bym ich na żywo zobaczyła, to chyba bym się zaczęła tarzać ze śmiechu przez te wszystkie opowiadania.;D Ale skompletowali stroje.. Tak jak ktoś już pisał - czemu właśnie Slash.? Dobra, jestem ciekawa jak im to pójdzie. Tak myślę, że nie do końca po ich mysli, ale okay.:)
OdpowiedzUsuńNigdy Cię nie umiem skrytykować, kurczę no..xD Ale to chyba dobrze..;) Tak więc podoba mi się bardzo i czekam na kolejne. Pozdrawiam..;*
Haha, po raz kolejny wspominam - okaże się :)
UsuńDziękuję bardzo :)
Nowy rozdział, zapraszam ♥ http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/02/rozdzia-86.html
OdpowiedzUsuńNowy na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na jedenasty rozdział opowiadania: http://sunsethollywood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOkej, zacznę od skomentowania tego rozdziału, bo już czytałam go wcześniej, a komentarza, jak widzę, wciąż nie ma :c Ale już nie rozpaczaj (jakbyś to robiła xD), kochana, bo oto nadchodzę zbawić świat @.@
OdpowiedzUsuńKurde, inteligencja Slasha :o Znaczy wiem, że on nie jest debilem i tak dalej, ale strasznie mi się jakoś w tym opowiadaniu podoba, jak ukazujesz to takie "coś" co dostał najpierw Steven, a potem Slash... Te takie zdolności przywódcze :D Kocham to, serio. To jest jakiś taki element, który jakoś tak to wszystko spaja, jak dla mnie. Dziwnie.
Tak w ogóle, to chociaż Axl tu nie jest jakiś najważniejszy, to strasznie lubię wszystkie jego kwestie :o Po prostu nie mówi wiele, ale jak już coś powie, to ja to zawsze tak jakoś wyłapuję, jakoś tak... Nie wiem czemu i chyba nie potrafię tego wyjaśnić. Może po prostu bardziej się z nim utożsamiam... Nie wiem xD
Pewnie wspominałam wcześniej, ale kurwa to jest świetne opowiadanie... Ja tak nie potrafię pisać. Mieć pomysł, wykreować bohaterów i ich prowadzić przez fabułę, a do tego jeszcze dodać poboczne wątki - cudownie.
I idę czytać dalej, w końcu trzeba to zrobić :3 xD
<3
POKARZ?! JAKIE POKARZ?! POKAŻ! xD
OdpowiedzUsuńTEN ROZDZIAŁ JEST MOIM ULUBIONYM JAK NA RAZIE, MAM NADZIEJĘ, ŻE WYBACZYSZ MI TEGO CAPSA, ALE ZWYKŁE LITERKI NIE WYSTARCZĄ *_*
Wielbię 18-wiecznego Slasha i Patti, nawet nie wiesz jak bardzo.
Wędruję do kolejnego rozdziału, lecz jeszcze zanim to nastąpi to może nauczę się na ten głupi sprawdzian ;c