Isbell1012: Co ja mogę powiedzieć. Uważam, że jest to jeden z lepszych rozdziałów ,,Civil War'' i niewykluczone, że jeden z lepszych jakie kiedykolwiek napisałam. Jestem ciekawa jak zareagujecie na nowe zadanie Gunsów i reszty. Co więcej? W tej części pojawia się nam Skid Row, bo parę osób prosiło o więcej tego zespołu, a ponieważ również ich lubię stwierdziłam, że to nie jest głupi pomysł.
Jak zawsze zapraszam czytających (i nie tylko) do Pałacu. Tak, napisałam na niego zboczony rozdział, ale istotny. Dalej, jeżeli są tu fani Motley Crue to powinni zajrzeć na bloga mojej kochanej siostry -> MotleyFuckinCrue ;*
I jeżeli ktoś chciałby mnie lepiej poznać czy cokolwiek to zapraszam do zakładki Autorka, którą niedawno zaktualizowałam oraz do zakładki Kontakt.
No i ode mnie tyle, dość dużo tego, ale nie ważne. Zapraszam do lektury i zostawienia po sobie śladu :)
- Saul…? – zapytała nieśmiało Julia podchodząc do
wpatrzonego w wielkie okno ukochanego. – Na co patrzysz? Odpowiedz mi…
- Co? – dopiero do niego dotarło, że dziewczyna od chwili
usiłuje dowiedzieć się czegoś od jego chwilowo odłączonej od rzeczywistości osoby. – Co mówiłaś? Przepraszam, ale…ale
ja…słucham cię…?
- Pytam się na co tak patrzysz…wolę żebyś ty mi powiedział,
boję się sama to zobaczyć.
- Wiesz co? Tym razem chyba nie ma czego się bać –
uśmiechnął się lekko i wskazał swoją kudłatą głową w stronę szyby.
Kobieta po chwili
namysłu spojrzała tam, gdzie przedtem Slash i tak samo jak on – zamarła. Nie
wierzyła własnym oczom, to nie mogło być prawdziwe. To miejsce chyba każdy by
rozpoznał. Mimo, że nie widziała jednej z najcharakterystyczniejszych budowli
świata była pewna, że patrzy na Paryż. Ale skoro nie ma wieży Eiffla to…to
który jest rok?
- Saul…! – zwróciła twarz, na której malowało się lekkie
przerażenie w stronę Mulata. – Ale jaki mamy rok?
- Nie wiem – odparł spokojnie, ale po chwili sam zorientował
się, że skoro nie ma wieży muszą być teraz jeszcze wcześniej niż przedtem. –
Kurwa, nie wiem! – zaczynał panikować.
- Ale spokojnie…
- Gdzie jest reszta? Gdzie oni są?!
- W pokoju obok są Gunsi, a dwa dalej dziewczyny.
- Paranoja jakaś – mruknął i wyszedł z pokoju zostawiając
wysokie, a na pewno wyższe niż w ‘jego’ czasach, drzwi otwarte na oścież.
Wpadł jak dziki do
pokoju, w którym zastał resztę zespołu. Wszyscy siedzieli prawie, że nieruchomo
na bardzo podobnej kanapie do tej, którą widział wcześniej. Zmierzył wszystkich
wzrokiem i w sumie nie był wstanie wywnioskować niczego po za tym, że jego
przyjaciele są w jeszcze większym szoku niż myślał. Ponad to każdy miał
niemalże identyczny wyraz twarzy.
- No? I jak wam się podoba? Może częściej będziemy jeździć
na takie zagraniczne wycieczki, bo rzeczywiście jest tyle emocji, że można się
popłakać. Ba, można nawet umrzeć z zachwytu! – krzyknął Slash z nadzieją, że
ruszy to jakoś zastygłych przyjaciół.
Jednak się mylił. Axl
spojrzał na niego unosząc lekko jedną brew i powrócił do poprzedniej kamiennej
twarzy. Nagle do pokoju weszły ukochane Gunsów. Hudson obrócił się w ich
stronę. Roztrzepane włosy, nic nie wyrażające miny…normalne ubrania? Gdzie
mundury? Spojrzał raz jeszcze na siedzących, na dopiero co przybyłe kobiety i
na końcu na samego siebie. Mieli na sobie te ubrania, w których byli na
imprezie…kiedy to było?
- Dlaczego – zaczął ni stąd ni zowąd Steven i wstawszy z
kanapy podszedł do okna – my nie możemy do cholery jasnej być w cholernym LOS
ANGELES?! CZY MY NIE MOŻEMY ZNALEŹĆ SIĘ W DOMU JAK NORMALNI LUDZIE?! MUSIMY
RATOWAĆ PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ RÓWNOCZEŚNIE?! – wpadł w furię. Wziął stojący
na szerokim parapecie stary wazon i z całej siły cisnął nim o ścianę. Spojrzał
na przerażonych przyjaciół i usiadł na skraju łóżka. – Albo chociaż być w tym
Indianapolis…tak jak to było zanim wszystko zaczęło się tak…naprawdę. Zanim nie
graliśmy na Sunset Strip…zanim nie poznaliśmy Julii, Pandory i Patti…zanim nie
toczyliśmy chorej wojny z kuzynem Alisy. Kurwa, mam dość. Nic nie robię. Będę
tu siedział do końca.
- Nie będziesz – zaczęła Pandora i odważyła się usiąść obok
Adlera, który w każdej chwili mógł znów wybuchnąć. – Najpierw dowiemy się co
mamy zrobić. A potem…a potem zmobilizujemy resztę i wszyscy się zbuntujemy. Nie
mamy zamiaru siedzieć tu i narażać życia za chore wizje nie wiadomo kogo. Tak?
– spojrzała na resztę przyjaciół. Ci pokiwali twierdząco głowami wywołując
równocześnie uśmiech na twarzy czarnowłosej.
Nagle usłyszeli
dzikie wrzaski dochodzące z korytarza. Zrezygnowany Izzy podszedł wolno do
drzwi i uchylił je na tyle by mógł wystawić przez nie głowę i zobaczyć co się
dzieje. W sumie to mógł się spodziewać, że owe wrzaski były wydawane przez ich
barwnych kolegów z Mötley Crüe. Kiedy tylko czwórka wyraźnie
szczęśliwych mężczyzn, a raczej dzieci, zobaczyła zdezorientowanego Stradlina
czym prędzej do niego podbiegła.
Kiedy tylko stanęli obok Izzy’ego, czarnowłosy nie wiedział co ma powiedzieć ani myśleć. Są gdzieś
w Paryżu, nawet nie wiedzą jaki jest rok, a Vince i jego czarnowłosi przyjaciele
wyglądają co najmniej tak jakby bawili się na największej imprezie w Los
Angeles, a ich płyta zajęłaby pierwsze miejsce na liście Billboard.
- I co? – zapytał nagle blondyn uśmiechając się do
gitarzysty rytmicznego Gunsów. – Jak wrażenia?
- Chyba cię nie rozumiem… - szukał pomocy błądząc wzrokiem
po równie roześmianych twarzach Nikkiego, Tommy’ego oraz Micka.
- Stardlin, upiliście się już? Wojny nie ma! Jesteśmy
we…Francji – spojrzał na resztę zespoły, by upewnić się czy na pewno mówi prawdę.
- Ach, no tak! Rzeczywiście, mamy powody do radości!
Jesteśmy w Paryżu! To tylko parę tysięcy kilometrów od domu i ponad dwieście
lat! Jaki ja głupi, idźcie lepiej, zaraz zawołam chłopaków i dziewczyny to
sobie wszyscy razem poświętujemy, co ty na to Neil?
- Tak. – odpowiedział blondyn patrząc w swojego rozmówce jak
w obrazek, a Izzy nie wiedział czy wokalista Mötley jest najzwyczajniej w
świecie pijany czy tak głupi, że nie zrozumiał ironii.
Zapadła cisza.
Stradlin przyglądał się po kolei każdemu z uśmiechniętych kolegów. Milczenie
przerwał Tommy.
- Crazy Horse, Paris, France! – niemalże ryknął i spojrzał
znacząco na resztę zespołu.
- Zapomniałem imiona, zapamiętałem romanse! – krzyknął
Nikki, a do Izzy’ego dotarło, że ich impreza rozwinęła się na tyle, że nadeszła
pora na śpiewanie piosenek pasujących do sytuacji.
- Mam zdjęcia trójkąta miłosnego! – dodał Mick i odwrócił
swoją ciągle uśmiechniętą twarz w stronę jeszcze bardziej radosnych Nikkiego i
Tommy’ego.
- Muszę tym złamać francuskie prawa! – powiedział śpiewne
Vince po czym uśmiechnął się po raz kolejny do Stradlina i wraz ze swoimi
kolegami pobiegł gdzieś w głąb korytarza.
Zrezygnowany Izzy
zamknął drzwi i spojrzał na siedzących w pokoju przyjaciół czekających na
wyjaśnienie co, a raczej kto spowodował taki hałas. Nagle wybuchnął
niekontrolowanym, nerwowym śmiechem. Slash wstał z kanapy i podszedł do
drugiego gitarzysty.
- Co się stało? – zapytał.
- Wiesz co… - czarnowłosy usiadł obok swojej żony i spojrzał
na Mulata. – Co się stało…? Cóż, nasi koledzy z Mötley nie widzą chyba jaka jest
powaga sytuacji, w której się znaleźliśmy i w niczym im nie przeszkadza
kontynuowania ich całorocznego sylwestra.
- No chyba nie są pijani? – zapytała Lydia, ale po chwili zorientowała się jak bardzo oczywiste pytanie zadała.
- Nie wiem sam. Albo są pijani albo bardzo głupi.
- Aż tak bardzo?
- Biegają po tym korytarzu ciesząc się i śpiewając swoje
piosenki.
- Czyli, że to co zwykle – stwierdził Axl i uśmiechnął się
mimo woli. Chyba nigdy nie darzył zespołu Vince’a jakąś wielką sympatią, ale
nie miał też powodów, by ich nie lubić. Nie ukrywał, że ten blondyn i jego
banda potrafili być bardzo irytujący. Były pomiędzy tymi dwoma zespołami
kłótnie, wzloty i upadki. Jak w każdej znajomości, ale przynajmniej można było
się z nimi napić i poimprezować.
Przetrwała wojnę
dziewiątka siedziała dość spokojnie w pokoju i czekała. Czekała, aż ktoś powie
im co mają teraz zrobić. W liście wyraźnie było napisane, że również spotkają
się z jego autorem. Kiedy byli w Polsce, osobą, która naprowadziła ich na to
gdzie mają się udać była małomówna kobieta. Wpadła do ich pokoiku i dała do
zrozumienia, że powinni znaleźć się wtedy w domu, który widzieli z okna. A
teraz? Co? Nikt nie przychodził, a oni sami nie wiedzieli gdzie mają pójść.
Musieli liczyć się też z tym, że każda próba opuszczenia pokoju może zakończyć
się spotkaniem prawdopodobnie niczego już nieświadomych glamowców.
Slash siedział w dość
sporym fotelu i gładząc włosy opartej o jego kolana Julii patrzył gdzieś w
przestrzeń. Rozmyślał nad tym co Steven powtarzał przez prawie całą wojnę.
Blondyn nie bał się, był spokojny i opanowany…jako jedyny wtedy myślał
logicznie i nie panikował. Zawsze można było z nim porozmawiać, a on wiedział
co robić w każdej sytuacji. Był przywódcą…może nawet i generałem. A teraz?
Siedzi z Pandorą na skraju łóżka i wygląda jak tykająca bomba; w każdej chwili
może wybuchnąć. Przedtem wpadł w furię. Wyglądał jakby chciał pozabijać wszystkich
dookoła, co by było gdyby to właśnie on wyszedł to kilka godzin wcześniej na
korytarz zamiast Izzy’ego? Są dwie opcje: albo biegałby teraz z nimi z
nadzieją, że to właśnie oni mają rację i nie ma się czym przejmować albo
zbierałby ich zmasakrowane przez siebie ciała z owego korytarza.
W pewnym momencie
ktoś wszedł do pokoju. Ku zdziwieniu wszystkich tym kimś okazał się być Scotti
Hill, gitarzysta Skid Row.
- O co chodzi? – zapytała Patti, która była wyraźnie
pozytywnie zaskoczona tą wizytą i podeszła do nowoprzybyłego.
- Ja po was tak zasadniczo – powiedział i uśmiechnął się
lekko.
- Po co? – fuknął Steven.
- No…na rozmowę. Dowiecie się co nas tu czeka i tak dalej.
Coś jak było z Janis.
- Ty i reszta Skid już byliście? – zapytała Alisa.
- Tak, no właśnie dlatego po was przyszedłem. To znaczy, my
byliśmy na samym początku i dostaliśmy za zadanie zwoływać kolejne zespoły.
- I jak wrażenie po rozmowie?
- Dobrze, chyba nie będzie tak źle. Trzeba będzie myśleć.
- To już wiemy – wtrącił Slash i spojrzał na resztę zespołu
i dziewczyny, a na końcu na Scotti’ego. – Idziemy w takim razie.
Kiedy wyszli z pokoju
zastali na korytarzu resztę Skid Row. Nie wyglądali na zdołowanych ani
przybitych czy przerażonych. Drugi gitarzysta, Dave, puścił do nich oko i ruszył
przed siebie, a za nim cała reszta. Steven Adler tylko wlókł się na samym
końcu. Słowa Scotti’ego i uśmiechnięte twarze reszty nie wiele go pocieszyły.
Był rozbity.
Zatrzymali się przed
drzwiami niczym nie różniącymi się od innych. Chłopaki, którzy ich tu
przyprowadzili dali im znak, by weszli do środka. Tak też uczynili. Axl
otworzył drzwi i weszli do pokoju. Ten był o wiele większy niż ich. Był
wręcz wielki. Na środku stał fotel, a w nim ktoś siedział. Podeszli bliżej i
znów doznali szoku. Była Janis, więc w sumie mogli się domyślić, że jest opcja
spotkania Jima Morrisona. Był to jednak pewien szok, nic dziwnego.
Były wokalista The
Doors wskazał głową na kanapę stojącą naprzeciwko. Gunsi i ich ukochane usiedli
posłusznie i wlepili oczy w Jima. Dokładnie tak jak jakiś czas temu w Janis.
- Witajcie w Paryżu – uśmiechnął się Morrison.
- Możemy przejść do konkretów – zapytał wolno Slash. –
Najpierw konkrety…
- Oczywiście, nie ma tu się nad czym rozczulać. Jak zapewne
zauważyliście macie na sobie te same ubrania co w dniu imprezy. I zapewne
zastanawiacie się dlaczego nagle je dostaliście z powrotem, mam rację? Mam. Już
wam mówię. Jesteśmy teraz w pięknej, osiemnastowiecznej Francji. Jak zapewne
wszyscy wiemy, w tych czasach ludzie ubierali się nieco inaczej. Zawsze
elegancko, a do teatrów, oper czy na bale jeszcze dostojniej. Suknie,
smokingi, poupinane włosy, białe koszule…rozumiecie?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Wy nie macie takich ubrań, a jak wyjdziecie na ulicę tak
jak siedzicie teraz, tu i przede mną to zostaniecie ulicznym pośmiewiskiem,
wyrzutkami, nie będziecie mieli tu życia. Mało tego, nie wykluczone, że znajdą
się i tacy co kobiety uznają za czarownice.
- I co, że niby na stos pójdziemy? To chyba średniowiecze –
zakpiła Pandora.
- Uwierz mi, że dla niektórych to nie będzie żadnym
problemem – rzekł. – Już ja o to zadbam! – dodał po chwili i zaczął śmiać.
Śmiał się jeszcze bardziej widząc zakłopotanie na twarzach kobiet oraz Gunsów.
Nie wiedzieli czy żartuje czy mówi prawdę.
- Dobra, ale co w związku z tym? – zapytał po chwili Axl.
- Co w związku z tym? Będziecie musieli uruchomić swoją
kreatywność i sami zrobić takie właśnie stroje. Możecie w dowolny sposób
przerobić to co macie na sobie, użyć tego co macie w pokoju…ewentualnie wyjść i
coś ukraść, ale to wasza decyzja.
- I tyle? – zapytał z niedowierzaniem Steven. – Naprawdę
musimy tylko przerabiać ubrania?
- Tak. Teraz pytanie TYLKO czy AŻ. Bo patrząc stroje
niektórych z was to może być problem. A wystarczy, że jedno zawali, a wszyscy
możecie zostać zgubieni. Musicie sobie nawzajem pomagać i będzie dobrze. Ja nie
jestem taki jak Janis, nie chcę was wystawiać na jakieś chore próby wojen.
- To dobrze – uśmiechnęła się lekko Patti i spojrzała na
Axla.
- Owszem…macie jeszcze jakieś pytania?
- Tak – zaczęła nagle Lydia. Głos nagle zrobił jej się
twardy i zimny. – Czy…co z Cinderellą? To znaczy…
- Ach, no tak – Jim zorientował się do czego dąży żona
zmarłego basisty. – Czy Eric żyje?
- Właśnie – mruknęła nie wiedząc czy dobrze robi pytając o
to.
- Cóż…tak. Pan Brittingham żyje, ale przechodzi przez pewne
załamanie.
- No tak – miała pewną satysfakcję z tego, że Eric
przechodzi teraz przez to, przez co Duff musiał przechodzić dwukrotnie.
- Coś jeszcze?
- Ja…tak z czystej ciekawości – zaczął Izzy – czy był już tu
cudowny zespół Mötley Crüe?
- Nie, teraz powinien przyjść, a czemu pytasz? – Jim uniósł
brew.
- W takim razie życzymy powodzenia w rozmowie, bo teraz może
być trudno dogadzać się z nimi.
- Poradzę sobie – uśmiechnął się. – Idźcie już.
I wyszli. Szli w
stronę pokoju, w którym przesiedzieli cały dzień, a po drodze po raz kolejny
spotkali chłopaków ze Skid Row. Sebastian Bach i Rachel Bolan wyglądali na
zrezygnowanych podczas gdy reszta ich zespołu z trudem panowała nad tym, by nie
zacząć się śmiać. Nic dziwnego. Musieli przekonać już niekontaktujących Crüe
do tego żeby z nimi poszli.
- Powodzenia i wam – szepnął roześmiany Slash do stojącego
na skraju Scotti’ego.
Gitarzysta tylko
spojrzał na przechodzących i w ich sercach po raz pierwszy od dawna zagościła
nadzieja na coś dobrego. Zobaczyli wielki, prawdziwy i na pewno szczery
uśmiech. Może nie wszystko było jednak takie ponure jak myśleli?
^^^^^^^^^
- Wiecie…mam pomysł – powiedziała nagle Pandora odwracając
się od okna w stronę usypiających już przyjaciół.
- Hm? – mruknęła Patti.
- Skoro mamy sami robić te stroje to tak pomyślałam, że
moglibyśmy poprosić o jakąś drobną pomoc…
- Crüe - zgadła Alisa i
uśmiechnęła się.
- Tak, no właśnie.
- W sumie to można by…mają głowy do strojów. Mają i mieli na
samym początku kariery – rozważał Rose. Nie lubił prosić o pomoc, ale w tym wypadku nie miał nic przeciwko. W końcu...to miało wyjść mu na korzyść.
- Ale najpierw muszą wytrzeźwieć – skomentował Slash i
śmiejąc się oznajmił, że najlepiej by było gdyby już poszli spać. Im prędzej
zaczną tą dziwną maskaradę tym lepiej.
tak na początek... dziękuję za komentarz u mnie za to "wsparcie wirtualne" od w pewnym sensie bliskich mi osób. jakoś przez to czytanie opowiadań i wymienianie komentarzy można się do kogoś przywiązać. :)
OdpowiedzUsuńkomentarz co do rozdziału... hmm... czy jest to jeden z Twoich lepszych? nie wiem. zawsze wszystkie mi się podobały, w pewnym sensie czułam się, jakbym to ja była jedną z bohaterek. wszystko to sobie wyobrażałam. w dodatku ten niesamowity klimat. do tej pory nie wiem jak to robisz, że w każdym rozdziale (i tutaj i na fontannach) potrafisz trzymać w takim napięciu, utrzymywać ten tajemniczy klimat. ja tak np. nie potrafię i chyba za to i za Twoją wyobraźnię podziwiam Cię najbardziej.
wydaje mi się, że w opowiadaniu było więcej Crue niż Skid Row. bo w sumie tylko wymienili kilka słów ze Scottim i widzieli Sebusia i Rachela. a z Crue była tam jakaś wymiana zdań, byli kilka razy wspomnieni. :D chociaż dziwi mnie jeszcze to, dlaczego akurat oni zostali wybrani za pomoc przy strojach. według mnie oni ociekali takim kiczem, lukrem i pedalstwem, że brak mi słów. w szczególności Vince. mam na ścianie jakieś jego zdjęcie, na którym jest w takim biało-różowym obcisłym kostiumie. Mick śmigał w butach na obcasach (wszystko pobiło zdjęcie, na którym miał jakieś białe kozaczki), pamiętam fotkę Tommy'ego w kabaretkach. niby wszyscy tak wtedy wyglądali, ale oni i pewnie jakiś jeszcze zespół (np. Hanoi Rocks) trochę przesadzali. ja tam bym na ich miejscu chciała, żeby pomogli mi przy strojach Skid Row (zawsze w sumie dobrze wyglądali), Gunsi też dobrze wyglądali, no i... KISS. :DDD
idąc dalej... najbardziej podobała mi się ta wstawka o tym, jak Izzy wparował do pokoju Motley i przeprowadzał z nimi "rozmowę". :D aż sobie "girls, girls, girls" włączyłam.
no właśnie, wracając jeszcze do tych strojów. oni mają to przerobić na takie eleganckie i wyjściowe rzeczy? była o tym mowa, a skoro chcą wynająć Motley do pomocy... to powodzenia. :D
WSZYSTKO ŁADNIE, PIĘKNIE, CZEKAM NA WIĘCEJ!
Cóż, o gustach się nie dyskutuje. Ja uwielbiam styl Motley, a zwłaszcza za czasów Shout At The Devil. Jedyni i niepowtarzalni. A to co napisałaś...różowy Vince, białe kozaki Micka...kropki Nikkiego, kwiatki na legginsach Tommy'ego - cału urok ery Theatre Of Pain <3
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem mają i mieli głowę do strojów i właśnie dlatego postanowiłam, że oni mogą pomóc. Generalnie to wszyscy będą sobie pomagać, bo mniej więcej na tym polega ich aktualne zadanie :)
I na koniec to bardzo dziękuję, bo miło czytać coś takiego :*
Sami mają sobie stroje uszyć? O.O Ale, że jak? Chyba z zasłon, bo nie innego pod ręką nie mają? Skóra Slasha się nada? :P Paryż *_* Może któraś z dziewczyn zadurzyła by się w jakimś arystokracie, co?
OdpowiedzUsuńAhahahaha, o Boże xD
UsuńWszystko się okaże :D!
ten blog... to opoiwadanie... to jest jakis jeden wielki Mind Fuck! dosłownie!
OdpowiedzUsuńmiałam już dawno to zrobić gdy się hm... wpisałaś u mnie (blog duffowa-dust-n-bones) i gdy znalazłam gdzieś polecenie Twojrgo bloga na fb...
ło K U R W A! nie wiem co masz w głowie ale to kocham!
w życiu nie widziałam i nie czytałam czegoś takiego jak to opowiadanie! i w zyciu już takiego nie przeczytam (chyba ze ktos załośnie będzie probowal to kopiowac)
ale... o ja jebię... jeszcze nie doszłam do siebie...
i... McKagan... Joe... ;( tego nie mogę przeżyć...
czy mogę liczyć że powiadomisz Duffową o nowości?
Haha, bardzo mi miło, że tak uważasz :) Sama również nie spotkałam się z takim opowiadaniem, więc postanowiłam napisać coś takiego, mimo, że nie wiedziałam co z tego wyjdzie. Jak ktoś by zaczął kopiować to...byłaby to jego pierwsza i ostatnia przygoda z opowiadaniami na blogu.
UsuńBardzo dziękuję i oczywiście, nie ma problemu z informowaniem :)
mnie już ktoś żałośnie próbował kopiować :D ba! nawet się u mnie z tym czymś zareklamował! xd
UsuńBoże, kretynizm poziom master o.O
UsuńHAHAHAHA, może mam coś z glowa, ale cholernie mnie to rozsmieszyło XD
OdpowiedzUsuńMają sobie uszyc stroje? Do tego jalis materiał by się przydal, anie z firanek będą robić... jak sobie wyobrażam slasha z igla, to śmiać mi sie chce XD
Mało ambitny komentarz, ale zawsze xd
Nie, nie masz coś z głową, a komentarz...każdy się liczy :D
UsuńHahahahahaha scena z Motley genialna, pomysl na rozdzial-genialny, cale opowiadanie- G-E-N-I-A-L-N-E-!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńNo dobra, staram się wyobrazic sobie Axla w sredniowiecznym wdzianku i obawiam się, że moja wyobraznia tego nie ognira.
OdpowiedzUsuńHmm, w sumie, to to zadanie nie wydaje się być takie trudne. Przebrać sie tak, aby wpasować się w otoczenie. No do walki na froncie, to przecież to jest w sumie nic. Ale jednak to ja sobie myslę, że tu jest jakich haczyk. No przecież nie przerobią tych ubran co mają na sobie, bo to chyba nie możliwe. Aby zdobyc nowe, to muszą wyjsc na dwór, a tam mogą zostać zlinczowani. W samych gaciach wyjsc tez nie moga, bo też ich zlinczują. No cóz, w sumie, to jednak jest to taka trochę sytuacja bez wyjscia i naprawdę trzeba trochę pomyslec.
Nie mam pomysłu, jak to wszystko może się rozwiazac :D
A napiszę jeszcze, że jestem zdzwiona, iż Steven tak wybuchnął. Przez całą pierwsza czesc taki spokojny był, a tu już nie wtrzymał i mu nerwy pusciły. Ale miał prawo chłopak.
Owszem, to zadanie jest łatwiejsze i trudniejsze równocześnie. Sama nie umiem jeszcze tego określić, bo pomysł na takie właśnie zadanie zrodził się bardzo spontanicznie.
UsuńA co do Adlera - tak. Musiał dać nerwom upust ;)
zapraszam na nowy do mnie: http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńnowy: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie komentowałam jeszcze... :c Jutro powinnam znaleźć chwilę :3
A póki co... Tsa...
Najbardziej nieudany comeback w historii, czyli
http://stories-from-garden-of-eden.blogspot.com/
A tam, nieudany. Mi się podobało ;)
UsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJezuu, nie wyrabiam z blogami..:( No ale w końcu przeczytałam.:)
OdpowiedzUsuńMotley..*_* I mój mąż Snake..:D Dobra, do rzeczy. Morrison, Król Jaszczurow (xD).. Taa, tak jakoś by do niego nie pasowało, gdyby im kazał łowić rekiny or sth.;) Zadanie.. Ciekawe. Jak to Rose wspomniała: niby proste, ale trudne. Ciekawa jestem, jak sobie poradzą... Jak Motleye szybko nie wytrzezwieja to może być ciężko..xP I z czego to uszyją.. No nic, zobaczymy..;D Nie wiem, czy rozdział najlepszy. Jeden z lepszych na pewno, ale i tak ubóstwiam wszystkie..;D Pozdrawiam..;*
Rozumiem, rozumiem, spokojnie.
UsuńBardzo się cieszę, że się podobało i dziękuję :)
Pozdrawiam również ;*
Przede wszystkim wiedz, że jestem tu z Tobą od początku i póki żyję nie zamierzam Cię opuścić. Ani Twojego bloga. Czasami robią mi się zaległości, mam niewiele czasu, ale pamiętaj, że od zawsze podziwiam i doceniam to co robisz. :) a naprawdę umiesz pisać. I nawet rozdziały, które uważasz za nudne, dobrze mi się czyta.
OdpowiedzUsuńFajnie, że opo idzie do przodu, niecodzienny pomysł z tymi strojami ;) ale powiem tak: jest Francja, jest Jaszczur, jest Bach, nie ma wojny -jest impreza :D trochę szkoda, że Duff poległ, ale też czasem wymyślam dużo makabryczniejsze rzeczy, więc już chyba nic mnie nie zdziwi. ;)
Wiem, wiem i bardzo Ci za to dziękuję :D
UsuńNo, i oczywiście bardzo dziękuję za miły komentarz :)
Nowy na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńO ja pierniczę o.o to jest to! Już sobie wyobrażam dziewczyny w sukniach z zasłon, a chłopców w strojach z obicia krzeseł xD To jest świetne! Co z tego, że jutro sprawdzian z matmy? Idę nadrabiać dalej ;*
OdpowiedzUsuń