Rudzielec otworzył oczy. Gdzie był? Wstał ze starej kanapy, podszedł do okna i spojrzał przez nie. Już
wiedział wszystko. Przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z Janis Joplin w tym
starym, ceglanym domu. Analizował w myślach wszystko co wczoraj powiedziała a
najbardziej przerażały go wspomniane obozy. A co jeżeli to nie jest najgorsze
co może ich spotkać, jeżeli jest coś jeszcze gorszego? Czy to w ogóle możliwe...? Nie wyobrażał sobie tego. Może dlatego, że
nigdy tak naprawdę nie miał aż tak źle? Przez wszystkie lata żył praktycznie tak
jak chciał, nikt go do niczego nie zmuszał i osiągnął to o czym marzył,
ale…gdzie jest wojna? Przecież wszystko wygląda tak jak wczoraj. Odwrócił się w
stronę śpiących przyjaciół. Jedynie Steven miał otwarte oczy, ale nic nie
mówił. Już miał zadać przyjacielowi pytanie, które go dręczyło aż nagle poczuł
straszliwe ukłucie w sercu. Odwrócił się gwałtownie w stronę budzącej się
Patti. Kiedy blondynka zobaczyła minę swojego ukochanego zapytała półgłosem co
się dzieje. Axlem wstrząsnął dreszcz i szepnął najciszej jak umiał: Cyndi.
- Co z nią…o Boże – do
Patti dotarło co Rose ma na myśli. Jej córeczka cały czas jest pod opieką
Dizzy’ego i Michelle. Oni na pewno nie widzą co się stało z rodzicami małej, co
jeśli wezwą policję? Co jeśli postanowią oddać małą do domu dziecka?! – Axl,
Boże! Ona tam jest z nimi! – z oczu spłynęły jej łzy.
- No właśnie…została tam.
A nas nie ma. Mało tego, Patti, my się tak naprawdę jeszcze nie urodziliśmy.
Nawet jeszcze nas nikt nie planował…!
- Dlaczego dopiero teraz
to sobie uświadomiliśmy? – jej wargi drżały – Mogliśmy wczoraj zapytać Janis co
z dziećmi! A w tedy ja nawet nie
pamiętałam o Cyndi! Axl, seryjnie zapomniałam o jej istnieniu!
- Wiem kochana…to znaczy
nie wiem, ale ja też…zapomniałem o wszystkich innych ludziach i… -przerwała mu
ta sama kobieta, która wczoraj kazała im
się udać do ceglanego domu. Tym razem na twarzy zamiast dumy malowało się
przerażenie. Podbiegła do okna i jednym ruchem zasłoniła je firanką. Spojrzała
Axla, Patti i na już nie śpiącą resztę. Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych.
- O co chodzi? – zapytał
Slash, który przechodził teraz przez to samo co Axl kilka minut temu. Dopiero
sobie uświadamiał co się dzieje w okół niego.
- Śmierć się zbliża! –
krzyknęła kobieta i wypadła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Śmierć się zbliża… –
powtórzyła wolno Lydia. Kobieta nie powiedziała tego zdania po angielsku a i
tak zrozumieli o co jej chodzi. – Duff! Roger i Brian! – ryknęła i rzuciła się
w ramiona męża.
- Co z ni…Jezus Maria! –
do McKagana dotarło to co przed chwilą uświadomiła sobie Lydia a przed nią
Patti i Axl. – Ale dlaczego ja dopiero teraz…
- Nie wiem! Jak to
zabrzmi jeśli powiem, że wczoraj nie pamiętałam, że mam dzieci!?
- Ale…ja też…kurwa, ja
chcę się obudzić i być znowu na tej cholernej imprezie! Dlacz… - przerwał mu
niesamowicie głośny huk dochodzący z oddali.
Duff spojrzał na otaczających go przyjaciół.
Nic nie słyszał. Nikt nic nie słyszał, myśleli, że ich ogłuszyło. Nagle znowu
poczuli wstrząsy, takie jak na imprezie. I wszystko znikło. Po raz kolejny i nie ostatni.
^^^^^^^^^
- Pięknie ci to wyszło –
Ronnie James Dio uśmiechnął się lekko do siedzącej naprzeciwko niego Janis
Joplin. – Podoba mi się twój sposób przekazywanie pewnych informacji.
- Dziękuję, ale uważam,
że nie powiedziałam wszystkiego tak jak chciałam, że oni czegoś nie zrozumieli.
– zmarszczyła brwi i spojrzała na kamienną ścianę. Siedzieli teraz w wielkiej
piwnicy jednego z domków mieszczącego się na obrzeżach Warszawy.
- Co chcesz im powiedzieć
w tym ciemnym miejscu?
- Chcę ich podzielić na
dwie, może trzy grupy…każda będzie mieć jakąś swoją rolę w wojnie, która
powinna już wkrótce dotrzeć do Warszawy.
- A, no dobrze. Wiesz co
mi się podoba w tych wszystkich ludziach? – spojrzał na Janis kiwającą
przecząco głową. – Że każdy zespół reagował na takie same słowa zupełnie
inaczej. Oni są tacy sami a tak bardzo inni, że nie umiem ci tego opisać. To
znaczy umiem, ale w tedy byś tego nie zrozumiała. Wiesz co mam na myśli?
- Wiem, każdy widzi to
inaczej, ale w tym samym sensie.
- Dokładnie…dobrze.
Zacznij już, bo czasu jest coraz mniej a ja muszę odszukać jeszcze Jima. Z nim
też pasowałoby porozmawiać na spokojnie – uśmiechnął się znacząco.
- Idź. Do zobaczenia
zatem – powiedziała i spojrzała na niego.
- Powodzenia – i zniknął
pozostawiając ducha samego.
^^^^^^^^^
Tym razem nie byli w pustce. Zaraz po tym jak
znikło wszystko, pojawiło się coś innego. Gunsi oraz ich ukochane siedzieli w
wielkiej, lekko oświetlonej piwnicy w towarzystwie wszystkich gwiazd z którymi
bawili się na imprezie dwa dni oraz z innymi, takimi jak…Deep Purple? Czy to
możliwe? Z resztą, nie ma się już nad tym zastanawiać. Teraz wszystko jest
możliwe. Mimo, że w pomieszczeniu siedziało tak wiele osób panowała cisza.
Czasem można było usłyszeć pojedyncze szepty. Nagle po raz kolejny pojawiła się
Janis i już chyba na nikim nie zrobiło to wrażenia.
- Mało nam zostało czasu
– powiedziała z poważnym wyrazem twarzy – a mam jeszcze kilka spraw. Ważnych. Chcę was podzielić na trzy grupy a
każda z nich otrzyma inne zadanie.
- Słuchamy – powiedział
ktoś z tłumu.
- Właśnie zamierzam to
powiedzieć, panie Bach, spokojnie – powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Większość
zorientowała się, że zwróciła się do Sebastiana Bacha ze Skid Row. – Będę
wywoływać nazwy zespołów należące do danej grupy i z góry mówię, że
rozdzielałam was według własnego uznania i to chyba nic nie znaczy… Pierwsza,
ci którzy będą bez wątpienia jednymi z najlepszych. The Rolling Stones, Pink
Floyd, Deep Purple, Aerosmith, Led Zeppelin, Scorpions, AC/DC, Iron Maiden
oraz trójka z The Doors…doszłam do wniosku, że razem sobie dacie radę. Druga
grupa i trzecia mogłyby być jednością, ale gdybyście wszyscy byli razem
mogłoby się nie udać osiągnąć tego co chcemy. Dobrze, do kolejnej należą
Cinderella , Skid Row, Guns N’ Roses, Mötley
Crüe, Def Leppard, Kiss, Rainbow, Alice Cooper i The
Runaways. Trzecia to Patti Smith, Vixen, W.A.S.P, The Who, Bonnie Tyler, L.A
Guns, Ramones, Ratt, Posion oraz White
Lion. A wraz z wami wasze drugie połówki – kiedy zakończyła, spojrzała na
zespoły których nie wymieniła i rozdzieliła je do powstałych grup. Rozkazała,
by usiedli w takich gromadach w jakim będą walczyć. – I pozostała jeszcze jedna
sprawa, co będziecie robić… Dochodzi godzina ósma rano. Grupa pierwsza zostanie
przeniesiona do Gdańska na Westerplatte.
Przez tydzień, bo do siódmego września będziecie bronić tego miejsca a dalej? O
tym zadecyduje los – posmutniała. – Druga grupa uda się na okopy a trzecia
pozostanie w Warszawie… Ach, wiem o zaistniałej rano sytuacji dotyczącej WSZYSTKICH rodziców. Nikt z was wczoraj nie pamiętał o dzieciach, to było
celowe. Chciałam żebyście się skupili na tym co mam wam do powiedzenia... Co z
nimi? Nie martwcie się, tyle wam powiem. Za niecałe dwie godziny wszyscy
z was będą tam gdzie powinni – I zmieniając nagle temat zniknęła.
Wszystkie zespoły siedziały w swoich grupach i
rozmawiały o nadchodzącym złu. Wszyscy z drużyny do której należeli Gunsi
wyglądali jakby ich los był już zaplanowali, jakby ich już skazano na śmierć…bo
może był? Nikt nie patrzył teraz na to czy się lubili przedtem, teraz
zachowywali się jak rodzina. W pewnym momencie wokalista Def Leppars, Joe
Elliott stwierdził, że powinni mieć swojego przywódcę. Nie wiadomo dlaczego,
ale wszyscy skierowali oczy w stronę Stevena Adlera. Blondyn popatrzył poważnie
na nich a potem na Pandorę i pokiwał twierdząco głową. Odkąd tylko przeniesiono
ich do Polski, perkusista GN’R miał wrażenie, że odegra tu jakąś ważną rolę.
Czyżby kolejny pomysł Janis Joplin?
- Ale tak zasadniczo to…
- zaczęła Lydia – o co chodzi z okopami? Nie to, że coś, ale ja…się na tym…nie
znam.
- Okopy to jest…długi,
wąski rów. Ma chronić przed ostrzałami wroga… Można z niego obserwować
przedpole… I chyba najważniejsze…strzelasz z nich… -powiedziała Alisa martwym
głosem patrząc się gdzieś na kamienną ścianę.
-…Kurwa… - Tommy Lee
zaczął się nerwowo śmiać.
- Nie wiem czemu – zaczął
Axl – ale mam wrażenie, że…nie chcę tego czuć, mówić, ale…ktoś z nas, Gunsów i
nie tylko…zginie.
- Nawet tak nie mów –
szepnęła Julia i wtuliła się w Slasha.
- Ja osobiście uważam, że
trzecia grupa ma najlepiej – zmieniła temat żona wokalisty Cinderelli.
- Dlaczego? - zaciekawił
się Duff.
- Mają ten polski zespół,
Maanam. Myślę, że jego członkowie wiedzą to i owo o wojnie…
- Tak, ale może nie
będzie tak źle…zawsze pozostają piosenki legionowe…
- Tak, kurwa, kogoś nam
zabiją to się pośmiejemy i pośpiewamy piosenki legionowe! Dlaczego by nie?
Pewnie! McKagan, ty to zawsze wiesz kiedy coś powiedzieć! – Izzy stracił nad sobą
cierpliwość.
- Stradlin, spokojnie –
zaczął Steven – Duff ma rację. Piosenki legionowe mają nam dodać
otuchy…dlaczego mamy ich nie śpiewać? Bo jesteśmy z Ameryki i gramy rocka? Nie,
to nie o to chodzi. Te piosenki mają w sobie takie coś, że budzą…respekt. Jako
przywódca – uśmiechnął się lekko – żądam byśmy je śpiewali.
- Jedyne co ja mam do
powiedzenia…to to, że nie rozumiem już zupełnie nic – powiedział po chwili
milczenia Tom Keifer, wokalista Cinderelli. –To znaczy, rozumiem to co nam
Janis powiedziała, ale nie jestem w stanie tego pojąć.
- Wiem, chyba rozumiem o
co ci chodzi – odparł Steven i spojrzał
w stronę Grupy Największych. – Patrzcie…
Wszyscy spojrzeli tam gdzie Adler. Niczego
jeszcze nieświadomi Najwięksi zaczynali znikać. Stawali się coraz jaśniejsi aż
stali się całkiem niewidoczni. Pozostałe dwie grupy przeszedł dreszcz. Steven
Adler patrzył się mądrze w miejsce gdzie przed chwilą siedzieli ich znajomi.
Uświadamiał sobie teraz rzeczy, których jego drużyna nie wiedziała, albo nie
zdawała sobie z tego sprawy. ,,Nie ma ich. Ruszyli, by zacząć walkę w piekle.
Ha, nie wierzę. Wszyscy możemy umrzeć, ale…ja jestem za nich odpowiedzialny.
Jestem przywódcą. Muszę mieć taktykę…’’ – myślał blondyn. Skierował wzrok w
stronę grupy trzeciej. Jego uwagę przykuła bardzo skupiona, chuda kobieta,
chyba Patti Smith. Wiedział, że ona myśli teraz o tym samym co on, że ona jest
przywódczynią tamtych. Nagle obraz przed oczami zaczął mu się zamazywać.
Widział jak przez mgłę, wodę…
^^^^^^^^^
Steven znowu był w białej…pustce? Tym razem
nie było z nim przyjaciół i ukochanej Pandory. Obok niego stała Patti Smith i
Ian Gillan – wokalista Deep Purple. Wszyscy milczeli. Nagle z bieli zaczęło się
coś wyłaniać. Blond perkusista od razu rozpoznał, że jest to las a przed nim
wielka, pusta łąka. Słyszał, że gdzieś w tle ktoś a raczej grupa ludzi się
przemieszcza. Zmarszczył brwi, zrobiło się dziwnie cicho. Kilka sekund później
usłyszał huk i wiedział doskonale, że gdzieś, prawdopodobnie za lasem, wybuchła
bomba. Adler nie zdawał sobie sprawy, że stojący obok niego przywódcy innych
grup widzieli coś innego niż on. Patti widziała Warszawę a Ian Westerplatte.
Widzieli czarne scenariusze, prawdziwe scenariusze. Podczas gdy Patti i Ian
byli przerażeni tym co widzą, Steven mimo woli się uśmiechnął. Czuł, że wie jak
to się skończy, ale za nic nie mógł z siebie tego wydobyć. Jedyne co wiedział
to to, że nie zawiedzie tu nikogo. I tak jak się nicość w której byli pojawiła
tak zaczęła zanikać…
O ja pierdziele O>O Tak juz zawsze chyba będę reagować na kolejne rozdziały. Zaskakujesz mnie z każdym razem coraz bardziej. Adler przywódcą? Nasz rozhahany Stevenek? Nie, żeby coś... Może się sprawdzi i uda mu się poprowadzić wszystko tak, że nikt z nich nie zginie. Więcej Skid Row, please! :D
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że dzieciom nic się nie stanie.
Osz kur, jak mi się to podoba!!! Czekam na następne i następne!
Bardzo mi miło, postaram się wprowadzić więcej Skid Row :)
Usuńwitaj. przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale byłam tak rozjebana przez szkołę, dom, że w ogóle nie miałam na nic ochoty. dopiero dzisiaj się jakoś ogarnęłam i zaczęłam nadrabiać wszystkie rozdziały i dodatki. :D
OdpowiedzUsuńposłuchaj, wiesz o tym, że to opowiadanie jest dla mnie niesamowitym zaskoczeniem. oryginalne, nigdy nie czytałam czegoś takiego. ale w dalszym ciągu muszę czytać rozdział ze 2, 3 razy, żeby coś skumać. oczywiście, nie dlatego, że źle piszesz, oczywiście, że nie. po prostu jest tak... tajemniczo. nie wiem, czy tylko ja tak mam, może jestem jakoś mało kumata. ale każdy rozdział zaskakuje mnie coraz bardziej i naprawdę, naprawdę, czekam na więcej. zawsze jak coś czytam to wyobrażam sobie, co będzie dalej, jak to się skończy, a tutaj właśnie nie. i to jest wspaniałe. chcę więcej. :)
Spokojnie, nic się nie stało. Dziękuję ci bardzo, miło mi :*
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNo dobra, to napiszę, iż kocham Cię za postać Stevena! Haha, w końcu Stevie nie jest jakimś słodkim głupikiem, który pierze, gotuje, sprząta i co jakiś czas widzi w kolegach jednorożce. Powiem Ci, że czekałam na takiego Stevena jaki jest u Ciebie i się doczekałam i za to Cię kocham, hah! No i wybrali go na przywódce. A ja wiem, dlaczego, wiem! Bo to blondyn o niebiskich oczach, czyli jakby miał dobra bajerę, to Niemcom może wcisnąc, że jest rasą aryjską czyli jest od nich i go nie wcisną do obozu! Haha, ale orzej z Ruskimi, bo oni do łagrów mogą już go zesłac, bo jego blond włosy i niesbieskie oczka nie bedą ich obchodzić. Ale jak coś to chociaż z Niecami może mieć spokuj, haha. Dobra, w sumie, to ja się tak zastanawiam, jak on sobie poradzi w roli przywódcy. Hmm, w sumie to jest ciekawa wizja.
No to się już wyjasniło, dlaczego nie podniesli alarmu na dzieci. Bo nie pamiętali, że je maja. Ale ja sobie tak myśle, ze ogólnie to jest tak, że tam w przyszłosci to się czas zatrzymał. Jest taki myk, że tam życie nie toczy się daje, bo po prostu trwa sobie wszystko w zawieszeniu. Kiedy GNR i reszta wykona swoje zadanie w przeszłosci, to po prostu obudzą się ponownie po imprezie i nic ich nie omienie z życia dzieciaków, prawda?
To, ze ktoś ma Mannam w grupie, to nie znaczy, że rządzi. Gunsi mają Szwedkę, a Szwecja przecież też brała udział w wojnie, więc nie jest tak źle. A cóż, okopy to straszna rzecz.. tym bardziej, jak musisz siedziec w nich powiedzmy miesiąc i nie możesz wyjść, bo dostaniesz kulke w łeb. A jak granata rzucą do okopu, to koniec. Aj...
Czekam na następny rozdział :)
Haha, cieszę się, że Steven przypadł wam do gustu w tym opowiadaniu. Tak swoją drogą nie zwróciłam uwagi na wygląd Adlera podczas robienia z niego przywódcy, ale to rzeczywiście ma sens.
UsuńHaha, też Cię kocham, dzięki :*!
TEN LINK O____O UMARŁAM. BARDZO. Nie rób tak więcej!!!! *n* TO BYŁO ZŁE!!!! DDDDDD:
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to rozdział bardzo fajny :) DEF LEPPARD ♥ Ich perkusista to najlepszy perkusista na świecie.
UsuńPrzepraszam ;D
UsuńDziękuję ci bardzo :)
http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na rozdział 3 opowiadania Zagubiony Książe :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, przepraszam, że nie komentowałam poprzedniego opowiadania i rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPo drugie, myślałam początkowo, że to będzie pierdolenie o 'sajens fikszyn', ale to był błąd z mojej strony.
Po trzecie, Przenosisz mnie w inny wymiar. Dosłownie, czuję to, co oni. Nie wiem, jak to opisać, ale serio, coś w środku ściska.
Po czwarte, OGROMNY, WIELGAŚNY, PRZEOGROMNY (etc) plus za Janis, Morrisona, Dio i oczywiście moją najukochańszą pod słońcem grupę, Def Leppard (Nie wiem, czy dobrze myślę, ale walczą w składzie: Joe Elliott, Phil Collen, Rick Allen, Rick Savage i Steve Clark? -tak, mój ulubiony skład xd)
Po piąte, nie wiem, dlaczego, ale wiem, że się powtarzam, ale no kudre, te emocje, ale no nie mogę. Jakby to ubrać w słowa? Hmm.. Mam bujną wyobraźnię, fakt, ale to też zasługa Twoja i tej wyimaginowanej rzeczywistości, którą polubiłam.
Po szóste, dziękuję, za to opowiadanie. Zazwyczaj, jak znajdę jakieś opow. i jest skończone, lub ma już ponad 15 rozdziałów, po jakiś pięciu kończę czytanie, bo po prostu nuży mnie to. Twoje jednak jest na tyle oryginalne, że tak nie mogę. Jestem z natury ciekawska, wieeeem ;]
Po siódme, fajnie, że ktoś NARESZCIE docenił łeb Stevena, bo nieraz może zaskoczyć. W przeważnie każdym opowiadaniu, które czytałam Steven był tym najgorszym członkiem (bez skojarzeń, plzz ;_;), ale dobrym przyjacielem w razie kłopotów, takie piąte, ale przydatne koło u wozu. Nie jest złym człowiekiem, może lekko zagubionym (i przećpanym) i chwała Ci za to, że to zaakcentowałaś :>
Po kolejne, co Ty bierzesz, a się nie dzielisz? XD Masz w mózgownicy tą rzadką przegródkę z zawartością, nazwaną 'talentem' lub też wyobraźnię o baaardzo szeroko pojętnej treści. Tego się nie spotyka codziennie i dobrze, że dzielisz się tym ze światem. Ave, pozdro ;)
Dużo mądrego Stevena! To mi się podoba xD Doskonale piszesz, to pewne, masz wielki talent, to oczywiste, więc nie będzie przynudzać komentarzami, bo zacznę przynudzać, a tego nie lubię, tak więc zmykam ;*
OdpowiedzUsuń