sobota, 27 października 2012

III - ,,Będzie dobrze…''


 Isbell1012: Nareszcie publikuję trzeci już odcinek, poprawiałam go po północy, więc mogą być błędy. Zapraszam do lektury i przepraszam za literówki czy coś.

 Kiedy tylko przeczytali list – zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Nikt nic nie mówił, chyba szok i strach im nie pozwał. Nagle z białej przestrzeni zaczęło się coś wyłaniać. Widzieli jak przez mgłę, ale wiedzieli, że jest to miasto. Prawdopodobnie centrum. Tysiące roześmianych ludzi w każdym wieku spacerowało po kocich łbach. Inni siedzieli w kawiarniach otaczających serce miasta i patrzyli na mężczyzn karmiących konie które ciągnęły kolorowe bryczki a jeszcze inni wchodzili i wychodzili ze sklepów. Gunsi i ich towarzyszki wiedzieli, że tym ludziom nic nie grozi, są wolni. Nagle miasto widziane jak przez mgłę zaczęło się zmieniać. Budynki były teraz brzydsze a na twarzach ludzi nie było widać radości czy poczucia bezpieczeństwa. Kolejna zmiana. Tym razem miasto przypominało cmentarz. Wszystko było szare i poniszczone. Ludzie poubierani w ciemne, smutne stroje szybkim krokiem przemierzali miasto a na ich twarzach malował się ból. Obserwujący to niesamowite, dziwne i tajemnicze ‘zjawisko’ Amerykanie byli zdezorientowani. W pewnym momencie oczy Alisy rozszerzyły się. Jakby wiedziała, zrozumiała co się dzieje w mieście. Była pewna, że wie. Nagle usłyszeli huk i wszystko znikło po raz kolejny.

^^^^^^^^^

 Steven Adler otworzył oczy. Przed nim była tylko lekko zabrudzona, kremowa ściana a na niej jakiś smętny obraz. Popatrzył w prawo. Też nic ciekawego, stara, drewniana komoda, biurko, krzesło, porysowane lustro i drzwi. Odwrócił głowę w stronę przeciwną i zobaczył swoich przyjaciół. Alisa, Lydia, Patti, Pandora i Julia leżały obok siebie na łóżku, Axl i Izzy spali na zniszczonej kanapie stojącej pod oknem a Slash i Duff spali na siedząco ściśnięci na fotelu obok kanapy. Adler wstał z krzesła na którym najwyraźniej spędził noc i podszedł do okna znajdującego się obok tego pod którym spali koledzy z zespołu. Odsłonił firankę i jego oczom ukazało się pole uprawne. Daleko za nimi rozciągał się las a tuż przed nimi biegały dwa psy, chyba kundelki. Kiedy Steven odsunął się od okna, do pokoju wlały się ciepłe promienie słońca. Blondyn zachowywał się bardzo spokojnie, ale wewnątrz krzyczał, płakał najgłośniej jak się da. Mrużąc oczy spojrzał na słońce.
- Boże, gdzie teraz jesteś…? – szepnął a oczy lekko mu się zaszkliły. Czyżby świat w którym dorastał i odnalazł szczęście tak nagle zniknął? Nie wiedział już zupełnie nic…gdzie teraz są? Czy tylko on to czuje? Jedyne co wiedział to to, że chyba zaraz ból utraty rozsadzi go od wewnątrz. Może wtedy z powrotem znalazłby się w swoim domu? – Dlaczego nas zostawiłeś?
- Steven… - zaczęła Pandora schodząc ostrożnie z łóżka. Tak, by nie obudzić przyjaciółek. – Ty…Boże – westchnęła i podeszła do niego.
- Czujesz w środku siebie takie eksplozje?
- Proszę?
- Nic, nie ważne – zmieszał się. – Obudźmy ich…
 Ledwo to powiedział, drzwi do pokoju otwarły się i do środka wpadła kobieta średniego wzrostu. Miała na sobie sukienkę pod kolor ściany i chustkę na głowie. Na ramię opadały jej kasztanowe włosy a na twarzy malowała się…duma? Spojrzała na Stevena, Pandorę oraz na budzących się. Nie mówiła nic. Podeszła do blondyna i jego czarnowłosej kobiety. Wskazała na nich a potem na dom z szarych cegieł widoczny z okna. Jej gesty wskazywały na to, że mają się tam udać. Adler pokiwał głową ze zrozumieniem a kobieta uśmiechnęła się lekko i wyszła z pokoju zamykając z hukiem drzwi.
- Co się dzie…stało? – zapytała drżącym głosem Patti szukając wzrokiem Axla.
- Gdzie jesteśmy? Dlaczego my…ten dom… - Lydia nie mogła się wysłowić.
- Mam chyba jakieś omamy – Alisa spojrzała w stronę okna.
- Nie wiem zupełnie nic, ale mam wrażenie, że jesteśmy za spokojni – podsumował Duff.
- Ja mam wrażenie, że nas sparaliżowało…
- A ja uważam, że powinniśmy iść do tego domu, tam, po drugiej stronie ogrodzenia. Może tam to się wyjaśni…albo obudzimy się i znajdziemy z powrotem na imprezie… - powiedział wolno Steven patrząc przez okno. – Nie wysyłaliby nas tam tak bez powodu. Chyba w ogólne nie jesteśmy tu bez powodu.
- Wiesz, Adler…nie poznaję cię, ale się zgadzam. Chodźmy tam, bo chyba w takiej sytuacji robić to co nam każą – stwierdził Izzy i podszedł do drzwi. Reszta spojrzała na siebie i uczyniła to samo.
 Kiedy wyszli z pokoju byli lekko zaskoczeni wyglądem tej części domu. Wszystkie ściany miały ten sam kolor co te w pokoju i wisiało na nich kilka sporych, smutnych obrazów. Z sufitu zwisały dziwne lampy, nie widzieli jeszcze takich. Zeszli po drewnianych schodach na parter. Zastali tam tą samą kobietę co niecałe dziesięć minut temu była u nich w pokoju. Stała teraz przy blacie kuchennym i wpatrywała się w leżący na nim, stary nóż. Ruszyli wolno w stronę drzwi frontowych. Minęli po drodze salon w którym stał wielki regał ze starymi książkami, starą kanapę…chyba wszystko tu było stare a w każdym razie nie nowe. Steven wziął głęboki wdech i otworzył drzwi. Na zewnątrz było dość ciepło i było czuć tu prawdziwe powietrze. Niepewnie wyszli z domu cichej kobiety i odszukali budynku z szarych cegieł. Nie było go trudno znaleźć, ponieważ był on dość spory. Chyba nawet i największy w okolicy. Ruszyli w jego stronę. Kiedy od domu dzieliło ich może pięć metrów, wyszli z niego Nikki Sixx, Tommy Lee i Mick Mars podtrzymujący Vince’a Neila. A za nimi ich kobiety.
- Co się stało!? – zawołała Lydia podbiegając do chłopaków z zaprzyjaźnionego zespołu.
- Idziecie teraz do tego domu? – zapytał Mick.
- Tak…!
- To się dowiecie. Tam jest taki, kurwa, odjazd, że nie da się tego opisać. Jak zobaczycie to niewykluczone, że któreś z was skończy tak jak półprzytomny Neil…
- Ale co, dlaczego on tak…no, wiesz – wydukał Slash.
- Musicie sami zobaczyć – wtrącił Nikki – idźcie już, bo i tak was to czeka. Dostaliście…albo nie ważne, potem pogadamy.
- No, ale…dobra chodźmy.
 Kiedy stanęli przed drzwiami do dziwnego budynku, przeszedł ich silny dreszcz. Wiedzieli, że czeka tam na nich coś dziwnego a raczej jeszcze dziwniejszego od tego co ich do tej pory spotkało. Steven Adler po raz kolejny postanowił czynić honory i to właśnie on nacisnął klamkę otwierając przy tym drzwi. Weszli do środka, ale nikogo tam nie zastali. Zamknęli drzwi i rozejrzeli się dookoła – nadal nikogo nie zauważyli. Weszli w głąb domu i można było śmiało powiedzieć, że wygląda on bardzo podobnie jak ten w którym się dziś obudzili. Kiedy doszli do salonu, zastali tam dziesięć krzeseł. Intuicja podpowiedziała im, że czekają na nich, więc niepewnym krokiem podeszli do nich i usiedli. Ledwo to zrobili a usłyszeli, że ktoś schodzi po schodach. Automatycznie skierowali głowy w stronę dochodzących dźwięków i zaniemówili. Był to chyba największy szok jakiego kiedykolwiek doznali. Po schodach schodziła Janis Joplin, we własnej osobie. Pół minuty później była już na parterze, spojrzała na nowo przybyłych i usiadła na stole naprzeciwko siedzących.
- I jak? – zapytała uśmiechając się lekko.
- My…ale…nie, nie wierzę – powiedziała Julia przez łzy.
- Mam rozumieć, że ty tu jesteś naprawdę i nam wyjaśnisz o co chodzi w tym całym cholernym młynie, tak? – zapytał poważnie Steven a nikt nie wiedział skąd u niego taki spokój i cierpliwość.
- Pan Adler podchodzi do sytuacji tak jak chciałam – uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Tak, wszystko wam wyjaśnię, tak jak obiecałam w liście. Ale najlepiej poznacie wszystko przez pytania, więc słucham.
- To ja… - westchnął Steven – Powiedz nam, Janis, dlaczego i gdzie jesteśmy.
- Ależ proszę was bardzo. Jesteśmy w Polsce, moi drodzy. Jaśniej? Kraj położony w Europie, sąsiadujący między innymi z Niemcami. A dokładniej w malowniczej miejscowości leżącej jakieś czterdzieści kilometrów od Krakowa, dawnej stolicy tego kraju, czyli, że jesteśmy w Jasieniu. Wiem, że wam to nic nie mówi, ale to nie jest takie istotne. Dlaczego tu jesteśmy? Tu można już więcej powiedzieć. Cóż, jeżeli dokładnie przeczytaliście list to zapewne pamiętacie fragment o muzyce prawdziwej i o tym, że ona…zginie. A waszym zadaniem jest do tego nie dopuścić. Jak? Już mówię. Dziś jest trzydziesty pierwszy sierpnia roku tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego, czyli jutro wybuchnie druga wojna światowa. Śmierć, łzy, ból i krew…
- Ale…co to ma z nami wspólnego? – przerwał jej Axl.
- Do tego dążę, panie Rose. Ja oraz dwie inne osoby, które poznacie w niedalekiej przyszłości postanowiliśmy wziąć sprawy we własne ręce i zatroszczyć się o prawo bytu rocka, metalu w nadchodzącym stuleciu. Dlaczego zatem was tu ściągnęliśmy? Ponieważ jeden człowiek i dwójka duchów to stanowczo za mało. Po za tym my swoje zrobiliśmy i ponieśliśmy konsekwencje, ale o nas nie zapomną. Wy jesteście młodszym pokoleniem, chociaż nie wszyscy, ale wciąż żyjecie. Wasz gatunek jest niesamowicie silną muzyką. Silną jak żaden inny. Skoro wy ją tworzycie to znaczy, że jesteście za nią odpowiedzialni. Dlatego to wy musicie jej pomóc przetrwać.
- Jak? – zapytał Steven z kamienną twarzą.
 Janis spojrzała na nich, tym razem z poważnym wyrazem twarzy.
- Będziecie walczyć z polskim wojskiem. Będziecie bronić tego kraju, tak, jakbyście bronili swojego własnego. Jesteście tacy sami jak żołnierze. A nawet macie trudniej, bo wy bronicie jeszcze swojej muzyki.
- Ale jak ma to wpłynąć na przyszłość rocka i metalu? – zainteresował się Stradlin.
- To ma sprawdzić waszą wytrwałość i ile jesteście w stanie zrobić dla tego co kochacie i KOGO kochacie. To jest próba. Czy w ogóle zasługujecie na to, by słuch o was nigdy nie zaginął…musicie pokonać strach, bo – westchnęła – niewykluczone, że część z was po prostu tutaj zginie.
 Słuchający Janis zamarli. Oczy Alisy rozszerzyły się najbardziej jak tylko się da.
- Co to znaczy…część z was tu zginie? – zapytała ze strachem.
- To znaczy, że padnie i już nie wstanie. Serce przestanie bić. Ja…ja wiem jak to brzmi, ale każde poświęcenie, każdy gest zostanie wynagrodzony tak, że sobie nie jesteście tego w stanie wyobrazić jako ludzie. Ale to nie jest jednak istotne w tej chwili. To chyba tyle ode mnie, pytania?
- Pytań chyba nie ma…ale podsumowując to wszystko…ja, my…jesteśmy tu, by udowodnić, że jesteśmy prawdziwi w tym co robimy i, że to kochamy. Jesteśmy w tej chwili na równie z polskimi żołnierzami i mamy bronić tego kraju jak własnego, tak? – zapytał Steven.
- Dokładnie.
- Ale…skoro możemy tu zginąć i wszystko to znaczy, że mogą nas też… - zaczęła Szwedka z przerażeniem w głosie.
- Słucham? Jako Europejka znasz chyba trochę historii tego kontynentu i wojen toczonych na jego terenach, prawda?
- Tak, znam... Oni mogą nas wywieść do obozów koncentracyjnych, prawda?
- Oczywiście…niestety mogą.
- Pierdolę… - powiedział wolno Duff. – Przepraszam, ale czy obozy koncentracyjne to jest to miejsce gdzie masowo mordowano ludzi!?
 Alisa i Janis pokiwały twierdząco głowami.
- Wiem, ja doskonale wiem jak to wszystko brzmi. Ale jak wspomniałam, wszystkie czyny będą wam wynagrodzone w jakiś sposób…a teraz już idźcie, kolejny zespół czeka.
 Gunsi i dziewczyny od razu wstali i w milczeniu opuścili dom w którym przed chwilą rozmawiali z Janis Joplin. To nie brzmi logicznie. Jak można rozmawiać z martwą Janis Joplin w polskiej wsi? Nie to nie jest normalne! Kiedy tylko oddalili się na pięć metrów od domu, napotkali się na idących w ich stronę chłopaków z Cinderelli wraz ze swoimi ukochanymi.
- Ej, co tam jest? – zapytał Eric i spojrzał na szary budynek.
- To co tam jest to jedno. To co tam usłyszycie to jest masakra. Idźcie lepiej – powiedział automatycznie Axl i ruszył przed siebie a za nim reszta. 

^^^^^^^^^

 Wszyscy już spali. Steven Adler jako jedyny nie mógł. Siedział przy oknie i patrzył się w niebo. Nie wiedział jaka jest teraz godzina, ale już niedługo miała wybuchnąć wojna. Nagle usłyszał, że ktoś uchylił drzwi do ich pokoju. To był Tommy Lee. Blondyn jeszcze nigdy nie widział w takim stanie. Nie miał swoich dwóch czarnych kresek na policzku a na twarzy malował się strach. Zapytał półgłosem czy mogą pogadać. Adler pokiwał twierdząco głową i wyszedł z pokoju. Razem z perkusistą Mötley Crüe postanowił wyjść na zewnątrz. Teraz nie było już tak ciepło jak rano. Było czuć w powietrzu nadchodzącą śmierć.
- Powiedz mi Adler…co…nie boisz się? – zapytał ciemnowłosy.
- Nie wiem. Czuję się tu jakoś tak…dobrze. Wolę Amerykę, ale tutaj odnoszę wrażenie, że coś osiągnę.
- A mówiła wam o tych…obozach?
- Mówiła. To jest tragedia. Ja nie jestem święty, wiem o tym. Ale żeby człowiek człowiekowi coś takiego zrobił…nie, to jest…nie wyobrażam sobie tego.
- Ja też…ja się boję o Vince’a. On tak zareagował na samo spotkanie z Joplin, co dalej?
- Będzie dobrze…
- Wiesz, tracę chyba powoli na to nadzieję. A czy wy dostaliście list? W tej…próżni.
- Dostaliśmy list Do Pukających w Drzwi Nieba. A wy?
- My mieliśmy Do Myślących O Jutrzejszej Śmierci…A Cinderella Do Niczyich Głupców…
- Ona brała to z piosenek.
- Spostrzegawczy jesteś – uśmiechnął się lekko Tommy.
- Taaak. Jutro się zacznie...
- Nie mów mi o tym…pierwszy raz od kilku lat się naprawdę boję, Steven.





14 komentarzy:

  1. O rany o.O Ja byłam przekonana, że oni sobie będą walczyć, ale będą nieśmiertelni, albo coś w tym stylu, a nie, że będą mogli zginąć! Pewnie, jak wszystko się skoczy, to odżyją, ale mimo wszystko... wyobrażasz sobie, co by przeżywała np. laska Stradlina? Ja pierdziele, ale opowiadanie! Nie mogę się doczekać, kiedy rozpocznie się akcja.

    OdpowiedzUsuń
  2. DUFFIE PRZENAJŚWIĘTSZY!
    Geniuszu pieprzony *_____________*
    Ty to zajebista jesteś, wiesz?
    Dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania, sam pomysł był zajebisty i zastanawiałam się jak ty masz zamiar to opisać... Zrobiłaś to po prostu rewelacyjnie, całuję rączki.
    Obozy koncentracyjne? Kurwa ;______;
    Czemu ciągle sądzę, że coś się stanie Duffowi? O.o JESTEM POJEBANA
    A tak to jest przezajebiście, serio
    GENIUSZUUUUUUUUUUUUUUUUUUU,
    TYLKO PISZ SZYBKO NASTĘPNY, BO UMRE

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko uwazaj na Axla.! Bo cie znajde xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć, zaczęłam coś nowego, mam nadzieję, że wpadniesz. ;)
    http://lets-go-to-bed.blogspot.com/
    Przepraszam za spam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. http://get-in-the-ring-motherfucker.blogspot.com/ nowy :)

      Usuń
  6. Hej :)

    No dobra, to coś mi się w głowie rozjaśniło. Powoli zaczynam ogrniać o co w tym wszystkim, chodzi haha. No i myślę sobie, jak Duff (?) jakoś było za spokojnie, haha. Za spokojnie to wszystko przyjeli. W sumie, to mi tu czegoś brakowało. Bo Janis powiedziała, że mogą tam zginąć. To wiesz.. te panie co mają dzieci i ci panowie co mają dzieci, to tak mogli podnieść alarm, bo w sumie Janis powiedziała im, że moga osierocić dzieciaki. No i jakoś własnie tego mi brakowało, że nie było buntu z ich strony na tym tle.

    Hmm, no to jest 31 sierpnia. Czyli ten dzień, gdzie wszystko było jeszcze spokojnie. Niby wojna wisiała w powitrzu, ale tak naprawdę, to nikt nie chciał wierzyć, że ona nadejdzie (W tym momencie przypomina mi się film "Jutro pójdziemy do kina") No ale sami Gunsi jak i reszta zespołow wiedzę, że to nastąpi. Mają pewnosc. Ha, najbardziej to przeraziły ich obozy. No ale moim zdaniem, to na wojnie jest kupę jeszcze bardziej przerażajacych rzeczy, jak np siedzenie pod ostrzałem w okopach. No coz, w sumie to ja jestem ciekawa, jak to będzie dalej wyglądało, bo jakoś ciężko mi sobie to wszystko wyobrazic.

    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Do każdego rozdziału dodaję nową muzykę, nie zawsze jest związana z treścią, a jeszcze rzadziej do niej pasuje, ale wstawiam akurat te utwory, które w danym momencie mają dla mnie jakieś znaczenie :) Taka trochę prywata.
    Nie chcę robić z Colleen przeciętnej dziewczyny, wymagam od niej nieco więcej, ale nie wiem czy uda mi się osiągnąć zamierzony cel, zobaczymy.
    Również cenię sobie oryginalność w kwestii ubioru.
    A jakie było Twoje wyobrażenie Nate'a?
    Dziękuję.

    Postaram się jeszcze dziś przeczytać Twój rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja pierdole ja się zajebię. Kiedy ja mam to niby nadrobić?! DDDD: Musisz cierpliwie czekać, przepraszam :<

    U mnie nowy xD (taa, u siebie pisze, ale żeby przeczytać coś innego to już nie ma czasu...)
    http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/ zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkiem, całkiem ^^ Pomysł trochę odjechany, Ty musisz coś brać! XD Zastanawiam się jedynie czy to wszystko nie jest trochę naciągane, ale jeśli ma to sprawdzić po prostu ich wytrwałość, odporność psychiczną, to OK. Bo też nie bardzo miałam pomysł jak II W.Ś. miałaby wpłynąć na przyszłość rocka... Jeśli ktoś przeżyje taką tragedię... No to już chyba wszystko może. :)
    Eh... Mam mętlik, ale to nie wina opowiadania, tak ogólnie jakoś. Październik to dziwny miesiąc był, trochę mi namieszał, ale obecność JJ w Twym opo może namieszała mi bardziej, ale z pewnością poprawiła nieco humor. Dziękuję i czekam na następny rozdział ^-^

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na rozdział 8. na http://during-the-november-rain.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Ok, przeczytałam rozdział wczoraj, a komentuję dopiero dzisiaj, bo wczoraj byłam trochę zmęczona po osiemnastce przyjaciółki. No i żałuję, że nie skomentowałam wczoraj, bo dziś wróciłam do Łodzi i internet w akademiku ma zabójczą prędkość, jak zawsze zresztą, no nic, muszę to jakoś przeboleć, nie mam wyjścia, byle do środy :)

    Wiesz co Ci powiem? Tak bardzo się cieszę, że uczyniłaś Stevena człowiekiem mądrym i światłym, a nie pokojówką, pomocą domową, niańką ani kucharką. Naprawdę Ci za to dziękuję. I osobiście uważam, że gdyby zostawić Stevena samego w kuchni, to by prędzej cały budynek w powietrze wysadził, niż wstawił wodę na herbatę.
    I sama jestem zaskoczona i mimo wszystko dalej nie rozumiem, dlaczego Janis i pozostała dwójka obrali sobie taki plan działania. II wojna światowa, Polska, walka o honor, ojczyznę, masa wyrzeczeń, a jednocześnie walka o przetrwanie, ptrzetrwanie muzyki rockowej w kolejnych stuleciach.
    Myślę, że Rock nigdy nie zginie, chociażby dlatego, że do tej muzyki się powraca. Stonesi, Beatlesi, Doorsi czy nawet Janis - to są legendy, o nich zawsze będzie głośno. Tak to już ten świat zaprogramowany, mają swoje miejsce nawet w podręcznikach do historii. I to jest cudowne!
    Ciekawa jestem, jak wpleciesz te realia Polski z okresu II wojny światowej w życie muzyków i ich bliskich. No, nie wyobrażam sobie Stevena z karabinem w dłoni, goniącego gestapowca :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. O_O ja nie wiem co ty ćpiesz...ale wiedz, że to dobrze na Ciebie wpływa *___*
    Nie żeby coś...ale skąd pomysł z II wojną światową? xD Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś odwoła się do tak ważnego wydarzenia historycznego i połączy go z muzyką o.o matko jedyna...nie wiem co napisać! Jestem w szoku (takim pozytywnym, jeśli coś takiego istnieje), więc klikam następny i czytam!

    OdpowiedzUsuń