Isbell1012: Napisałam ten rozdział już dawno, ale nie miałam siły go poprawiać, przepraszam. Wyjaśnia się tu parę rzeczy, ale zaczyna się też mieszać, bo jest nowy wątek. Mam nadzieję, że wam się spodoba, jak zawsze zapraszam do Różowego Pałacu, właśnie pracuję nad czwartym rozdziałem oraz robię korektę dziesiątego na tego bloga.
Jeżeli chodzi o opowiadanie to tyle, teraz chciałabym życzyć wam wszystkim Wesołych Świąt, żebyście spędzili je z rodziną, dostali to czego chcecie i żebyście trwali na tym blogu razem ze mną, bo czasami to wy jesteście moją jedyną motywacją, naprawdę. Na bloggerze jestem już prawie dwa lata i chyba ich nie żałuję.
I przepraszam, że są takie dziwne akapity, ale coś się dziwnego tu dzieje z tym postem, miałam problem z jego publikacją.
Wesołych Świąt raz jeszcze i jakbym miała już nic nie wstawić przed nowym rokiem to Szczęśliwego Nowego Roku :)!
PS. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli za to czego się dowiecie w tym rozdziale, ale spodobał mi się ten pomysł.
Stała na środku polany a wiatr delikatnie
rozwiewał jej brązowe włosy. Na twarzy malował się uśmiech pewnej
satysfakcji. Co czuła? Czuła dumę i jakieś dziwne poczucie spełnienia.
W sumie to miała powód do takich właśnie odczuć. Zakończył się pierwszy
etap rywalizacji pomiędzy muzykami a wydarzeniami z przeszłości oraz ludźmi
biorących w nich udział bądź po prostu żyjącymi w danym czasie. Spojrzała w
lewo i zobaczyła tam jedną
z najważniejszych, przynajmniej od śmierci, dla
niej osób.
- Witaj
– powiedziała i podeszła bliżej swojego rozmówcy.
- No witaj, witaj… - odparł Jim i przyjrzał się
dokładnie kobiecie.
- Coś nie tak? – zapytała dla zasady, bo tak naprawdę
niewiele ją zainteresowało spojrzenie przyjaciela.
- Dlaczego tu jesteś?
- Proszę?
- Dlaczego tu jesteś? –
zmarszczył brwi nie wiedząc dlaczego to pytanie tak ją zdziwiło.
- Przecież już koniec
wojny dla nich! Nie widzisz tego co się tutaj dzieje?
- Ale co ma się dziać?
- Rozejrzyj się… -
stanęła za nim i chwyciła go za ramiona. Zwróciła jego nierozgarniętą głowę w
stronę w którą przedtem patrzyła. – Pomyśl i się przypatrz, poczuj!
- Ale…dobrze – wziął
głęboki wdech i spojrzał z uwagą przed siebie. Nic nie rozumiał, czego miał się
tam doszukać, skoro niczego tam nie było? Już miał się wyzwolić z uścisku Janis
aż nagle coś zobaczył. Skupił się i wyostrzył wzrok. To byli ludzie. Biegali
bez celu we wszystkie strony krzycząc coś. Patrzył dalej, to byli muzycy.
Wytapirowane istoty panikowały jak nigdy. Jim skupił się bardziej i zaczął czuć
wstrząsy, które z minuty na minutę były coraz silniejsze, rozumiał już dlaczego
młodzi byli tak zestresowani, po raz kolejny musieli przechodzić przez to co
było na samym początku. Krzyki były coraz głośniejsze i coraz bardziej
przerażające. Morrison zaczynał mieć dość, zaczynało mu się to coraz mniej
podobać. – Dosyć…
Janis puściła go i
sama spojrzała po raz kolejny na tą przerażającą scenę. Z jej twarzy nie znikał
uśmiech, wręcz przeciwnie. Zwróciła twarz w
stronę zdezorientowanego Jima i zaśmiała się cicho.
- Nie rozumiem, co cię tu
bawi? – zapytał i popatrzył w jej roześmiane oczy.
- Nic mnie nie bawi, nie
o to chodzi! Udało im się, nie załamali się, nie popadli w depresję, walczyli i
w jakiś sposób wygrali!
- Chyba, że tak –
zamyślił się i zaczął pojmować radość przyjaciółki. – Ale przecież parę z
nich zginęło…!
Tu Janis lekko
posmutniała. Westchnęła i położyła rękę na biodrze.
- Parę… - szepnęła.
- Ilu około? – zapytał
cicho Jim.
- Około jedna trzecia.
- Ile?! Jedna trzecia… -
nie wierzył. – Ale to był dopiero pierwszy…
- Wiem, ale ja bym się
tak nie martwiła. W kolejnych raczej nie będą narażeni na na
takie niebezpieczeństwo a po za tym, w jaki sposób zginęli!
- Teoretycznie masz
rację...
- Wiem – uśmiechnęła się
i ponownie spojrzała w stronę panikujących; było ich coraz mniej a w jej i Jima
stronę ktoś się zbliżał. Kto? Nietrudno zgadnąć – patrz kto postanowił nas
zobaczyć.
^^^^^^^^^
Wszystko jakby
działo się od nowa.
,,Niewysoki mężczyzna z kręconymi, brązowymi włosami siedział na czarnej
kanapie w kamiennym domu wzniesionym w niedostępnym dla ludzi i nieznanym im
miejscu. Patrzył się w stronę niewielkiego okna.’’ Tym razem jednak nie
tylko on wiedział dlaczego tu jest i kto może mu w tym pomóc. ,, Nagle
obok niego pojawiła się kobieta. Nie weszła ani drzwiami ani oknem. Po prostu
się pojawiła. Jej długie, roztrzepane, brązowe włosy opadały swobodnie na
plecy, ramiona. Położyła rękę przyozdobioną wieloma rzemykami i innymi
bransoletkami na prawym ramieniu siedzącego mężczyzny.’’
- Znany proces, prawda? – uśmiechnął się lekko.
- Owszem, ale czasem takie znane są chyba dobre, prawda? – zapytała.
- Dobre, nikt nie mówi, że nie. W takim razie…gdzie jest Jim?
- Pytanie na które nikt nie zna odpowiedzi – zaśmiała się. – Tym razem
był ze mną jak wiesz, zaraz powinien się zjawić.
- Trafi bez problemu…
- …w wizjach, schizach przechodził przez takie drogi, że ta nie powinna
sprawić mu najmniejszego problem – zacytowała słowa Ronniego sprzed
tych paru tygodni.
- Pamięć nie zawodzi, prawda? - powiedziawszy to
po jego lewej stronie pojawił się młody, szczupły mężczyzna może chłopak a może
staruszek. Wygląd, myśli i przejścia mówią zupełnie co innego tak, że trudno
stwierdzić kim on jest naprawdę. Część brązowych, falowane włosów plątała się
gdzieś pod jego białą koszulą a część opadała na nią. Spojrzał na dwójkę
towarzyszy zza swoich lustrzanek.
- Dlaczego przechodzimy przez to znowu? – zapytał Jim.
- Wiesz, tak zasadniczo to…nie wiem, tak jest łatwiej. Unikamy wszystkich
pytań dotyczących organizacji i od razu możemy przejść do omówienia kolejnego
etapu. Twojego etapu.
- Mojego etapu…owszem, coś w tym jest. Ale to w takim razie…czy następny
raz znowu spotkamy się tutaj i znowu będziemy przechodzić przez to samo?
- Chyba źle to sformułowałeś, ale wiem o co ci chodzi. Trudno mi
powiedzieć, ale prawdopodobnie tak, tak jest najlepiej.
- Więc? – zapytała Janis po chwili ciszy. – Od czego zaczniemy?
- Od podsumowania wojny – zadecydowali mężczyźni.
- Gratuluję ci – powiedział Ronnie. – Nie
spodziewałem się, że tak to wszystko się potoczy. Myślałem, że będą panikować a
ty…że ich zostawisz zaraz po tym spotkaniu…z nimi.
- Nie zrobiłabym tego, wiesz o tym! – oburzyła się.
- Nie dyskutuj, wiem…wiem – uśmiechnął się do niej. – Dalej, śmierci.
Wiedzieliśmy, że będą, to było nieuniknione. Odeszło ich dość sporo,
więcej niż się spodziewałem, ale w jaki sposób odeszli. To nie było spowodowane
ich nieuwagą, to były przeważnie czyny bohaterskie. Dobrze, że nie mieli żalu
zabijając wrogów. Jednak życie nauczyło ich, że jak trzeba, to po trupach do
celu. Gdyby nie to, nie byłoby ich tu, bo nie zaistnieliby w świecie muzyki.
- Prawda – wtrącił Jim.
- Prawda,
prawda. Ale najbardziej zafascynowała mnie postać nijakiego
Duffa McKagana.
- Owszem,
chciałam właśnie o tym wspomnieć – powiedziała Janis. – Jak się temu
wszystkiemu przyglądałam to miałam ochotę…płakać, naprawdę. Dwóch basistów i jeden problem, który tak naprawdę okazał
się nim nie być. Kiedy wreszcie się pogodzili to…musiało dojść do śmierci.
- Czyjej? – zainteresował się Morrison.
- Wspomnianego przedtem pana McKagana…
- Jak?
- Brittingham, drugi basista, stał zwrócony plecami w stronę z
której nadeszli wrogowie. McKagan ich
widział, ale za późno zareagował. Zdążył uprzedzić kolegę po czym go
zastrzelono. W ostatniej chwili ocalały odwrócił się i oddał dwa udane strzały.
Przeżył, ale teraz to on ma na sumieniu McKagana. Wie,
przez co on przechodził i ma do siebie żal – powiedział Dio.
- Ja byłam w szoku. Byłam niemal pewna, że McKagan będzie
chciał się jakoś zemścić na Brittinghamie.
- Dlaczego? On? Chciał mieć jeszcze jedną osobę na sumieniu? – Jim nie
rozumiał.
- To jest skomplikowane, ale słyszałam jak mówił sam do siebie, zaczynał wariować. Miał
dość Erica, bo ten ciągle miał do niego pretensje i żal. Nie był w stanie
zrozumieć, że Duff nie doprowadził do śmierci Jeffa a potem Sandry
celowo. McKaganowi nie dawało to spokoju, miał
nawet kiedyś zamiar…zastrzelenia całego zespołu Erica.
- Miał przedtem
jakieś problemy…psychiczne? – zapytał niedowierzając Morrison.
- Nie wiem, ale to była największa zapaść na tej wojnie. Nie wiedziałam
co JA mam robić, nie miałam na to wpływu. Jak mówię, byłam niemalże pewna,
że McKagan nie ostrzeże Erica przed tymi, którzy
chcieli go zabić. A on to zrobił…sam zginął, ale uratował tego, co zadawał mu
najwięcej i największy ból.
- Nie, to jest za skomplikowane jak dla mnie, przepraszam –
niemal krzyknął Jim wstając szybko i podszedł do okna.
- Mogę powtórzyć!
- Nie!
- Dobrze, nie
istotne, ważne, że ja wiem o co chodzi – zaśmiał się Ronnie. – To teraz coś dla Jima…twój
etap. Osiemnastowieczna Francja…
- Owszem.
- Więc? Masz już jakiś plan jak to wszystko ma się tam potoczyć?
- Cóż…mam, ale nie wiem czy to jest…dobre.
- Dlaczego ma być złe?
- Mogę tam zrobić wszystko, prawda? Bo tak naprawdę tam się nic nie
stanie, oni tam będą, ale to jest tylko ich psychika na którą my mamy jakiś
wpływ, tak?
- Tak, można tak powiedzieć. To się nie dzieję naprawdę, ale się dzieje
dla nich. O to ci chodzi?
- Mniej więcej. W takim razie czy coś byłoby nie tak…gdybym użył kilka
motywów z książki?
- Rozwiń to.
- Kiedy Janis pilnowała wojny, ty byłeś niewiadomo gdzie, to ja chodziłem spokojnie ulicami Los Angeles i przysłuchiwałem się rozmowom ludzi, tak jak to leży w
moim i mojej szanownej przyjaciółki zwyczaju, zwróciłem uwagę, że wiele
osób rozmawia o serii zatytułowanej ,,Kroniki Wampirów’’. Z góry mówię, że nie
mam zamiaru tworzyć nic co jest
związane z wampirami. Wracając do tematu, zaciekawiło mnie to i
postanowiłem…przeczytać pierwsze dwie części, nawet nie wiem czy jest więcej.
Akcja tej drugiej dzieje się praktycznie cały czas we Francji. Osiemnastowiecznej.
Spodobało mi się to, jak jest tam opisane życie ludzi. Chciałbym tak wykreować
ich.
- Cóż, ja nie mam nic przeciwko, to jest twoja działka. Tylko, że jeżeli
ty nad tym nie będziesz w stanie zapanować, to będziemy a raczej oni będą mieć
mały problem.
- Poradzę sobie.
- Ja mogę pomóc…? – zaoferowała Janis.
- Pomóc nie masz za bardzo jak, ale możesz z nim tam być i go wspierać.
Nie będziesz mieć tam takiej władzy jak Jim – powiedział Ronnie z
lekkim uśmiechem na twarzy. – Ale pomysł z tym jest ciekawy, jak tobie…wam się
to uda to dobrze.
- Coś jeszcze?
- Nie, chyba tyle. Powodzenia w takim razie.
- Nie dziękujemy – uśmiechnął się Morrison i spojrzał na
równie uśmiechniętą Janis – idziemy.
,, Janis i Jim zniknęli tak samo jak się pojawili. A Dio siedział
tak jak na początku i patrzył się w okno. W końcu wstał i skierował się w
stronę rozsuwanych drzwi. Wyszedł z kamiennego domku i spojrzał na niego.
Widział jak znika. Kamień robił się coraz jaśniejszy aż stał się niewidoczny
dla ludzi, ale wciąż tam był. Wiedział to. Stał w miejscu aż sam zniknął.’’
Zniknął by
wspierać Janis i Jima oraz znacznie już mniejszą armię muzyków. Obawiał się
nowych strat, ale wierzył w nich z całych sił. Tak trzeba było.
^^^^^^^^^
Axl Rose, Izzy Stradlin,
Steven Adler, Slash, Patti Johnson, Julia Plant, Pandora, Alisa Andbygd oraz Lydia Wagner
stali w znanej im już pustce. Czuli się jakby byli sparaliżowani. Lydia szukała
wzrokiem Duffa. Nie było go. Gdzie zatem był? Chyba znała odpowiedź, ale bała
się w nią uwierzyć. Spojrzała na milczącego Stevena. Na jego twarzy malował się
ból.
- Żyj kochany –
szepnęła zaciskając zęby a po policzku spłynęła jej łza. – Pomszczę
cię jak będzie trzeba…
Jak mogłaś uśmiercić Duffa?! ;___;
OdpowiedzUsuńRozdział dobry, choć wątek z Francją niezbyt mi się podoba, sama nie wiem czemu.
Czekam na następny rozdział :)
Jestem bogiem tego opowiadanie, mogę wszystko :)
UsuńMam pewien pomysł na Francję, zobaczę co z tego wyjdzie, ale mam nadzieję, że coś dobrego.
Dziękuję ;)
właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały. piszesz naprawdę świetnie! czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńproszę o więcej Metallici ;D
Dziękuję bardzo, w przyszłym tygodniu powinien pojawić się kolejny rozdział i postaram się wstawić gdzieś Metallikę :)
UsuńNO NIE.
OdpowiedzUsuńNO KURWA NIE.
NO JA CIE CHYBA ZAJEBIE.
WIEDZIAŁAM, ŻE W KOŃCU TO ZROBISZ.
JAK MOGŁAŚ GO ZABIĆ?! JAK KURWA MOGŁAŚ ZABIĆ MOJEGO KOCHANEGO DUFFICZKA?! MOJĄ KOCHANĄ TLENIONĄ ŻYRAFĘ BEZ MÓZGU?! JAK?!
OBRAŻAM SIĘ.
Skoro wiedziałaś to po co bulwers? Spokojnie, jeszcze podziękujesz, jak już mówiłam ^^
UsuńNie dostałam powiadomienia :(
OdpowiedzUsuńMinuta ciszy za Duffa.
OdpowiedzUsuńDobra, eh, no w szkoku jestem, że Duff zginął, ale w sumie, to była bohaterka śmierc, jakby na to nie patrzeć. Ale teraz mi jest szkoda jego dziewczyny. Aż mi się płakac chce, naprawdę :( Bo on ma dzieci, noo.. tak nie może być, nie zgadzam się :(
Ale wypowiem się tu od strony trchnicznej. Mogłaś to jakoś wszystko hronologicznie ułożyć. Wiesz, aby epaty zgadzały sie z osią czasu. Francja była przed wojną. Wtedy wydaje mi się, że to wszystko by jakoś miało lepszy skład. No ale cóz, klamka zapadała.
Jakoś do tego odcinka nie mam nic wiecej do powiedzenia.
Pozdrawiam :*
Zabiłaś Duffa -_-. No ej.! Dlaczego.? Wgl. jak możesz ich wszystkich tak uśmiercać, to ja nie wiem. Gościa z opieki społecznej w simsach - okej. Ale takich wyjebistych muzyków w takim wyjebistym opowiadaniu.? Straszne. Już ich tylu nie żyje..;( Mogę ogłosić wszem i wobec, że żałoba narodowa, bo nie żyją.? I tak to zrobię, whatever..;D
OdpowiedzUsuńNie wiem co jeszcze.. Kocham Cię. Za to, jak piszesz, co piszesz i o czym piszesz. Tylko niech już nie umierają, noo.! A taki bieber to sobie teraz gdzieś popierdala i wcale nikt go nie chce w czasie przenosić.. Hahahahah.. Wyobraziłam go sb w takiej sytuacji..xD
Mmm.. Czekam na kolejny, oczywiście. Pozdrawiam..;*
AAA Uśmierciłaś Dufa! Nie wybaczę ci tego! XD I tak wiem, że jak się to wszystko skończy, to wszyscy znów będą żyć ;)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
Zapraszam na drugą część dodatku "Kołysanka" http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy ; ) http://lets-go-to-bed.blogspot.com/2012/12/rozdzia-6_26.html
OdpowiedzUsuńW komentarzu napisz mi czy chcesz być informowana, jeżeli nie to, to już mój ostatni spam, obiecuję. :D
Czyli z Polski w czasie II wojny światowej przeniesiemy się teraz do Francji mniej więcej w okresie Rewolucji Francuskiej? Podoba mi się ten pomysł. Maria Antonina - wielka imprezowiczka, królowa rozpierduchy i jej kochaś Axel Fersen. Niezła była z nich parka. Trzeci etap, to pewnie będzie PRL :D
OdpowiedzUsuńAch, nie napiszę, że szkoda, iż Duff zginął. Dla niego to lepiej, nie zrobi nic głupiego i nie będzie miał już wyrzutów sumienia.
Mam nadzieję, że w następnym etapie będzie więcej Skid Row :)
Pozdrawiam!
WIDZĘ ŻE U CIEBIE TAK SMUTNO JAK I U MNIE. CÓŻ. TY JESTEŚ AUTOREM I TY ROBISZ Z BOHATERAMI CO CI SIĘ ŻYWNIE PODOBA. OCZYWIŚCIE SZKODA MI DUFFCIA. ALE NIE STRZELĘ FOCHA. TAKĄ MIAŁAŚ WIZJĘ I TAK ZROBIŁAŚ. PODOBA MI SIĘ TO JAK PISZESZ. MASZ DO TEGO TALENT. KAŻDE ZDANIE MA SWOJĄ MAGIĘ. INFORMUJ MNIE O KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH. TWOJA SIOSTRA :)
OdpowiedzUsuńhttp://sweet-fucking-child.blogspot.com/
Dziękuję ci bardzo i za pochwałę i za nie strzelanie focha za Duffa :)
UsuńNowy 27 rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńW sumie to taki posumowujacy rozdzial, ale nie mniej dobry. Lisa bezie miala ciezko, zreszta jak wszyscy ktorzy przezyli i kogos stracili... eh... ja na jej miejscu to chyba bym tylko padla na kolana i sie rozryczala.
OdpowiedzUsuństeven ciagle powazyy i wgl. i wgl.
a morrison wydaje mi sie taki dosc... zagubiony... w sumie sam nie wie czego powinien chciec i co ze soba zrobic, i to na swoj sposob dolujace, wydaje mi sie ze wzbudza w janis taki instykty, on badzo cce mu pomoc i uswiadamia duzo rzeczy na ktore sam nie zwrocilby uwagi... uzupeniaja sie na zmiane, bardzo zgrany z nich zespol i mysle, ze jako para dobrze by wygladali, ze tak powiem...
dobra, a ja nie będę na Ciebie krzyczeć, że zabiłaś Duffa, o! :D ale gdybyś zabiła Stevena, to naprawdę, znalazłabym Cię i udusiła. serio! ale wiesz... ja też lubię uśmiercać swoich bohaterów. w szczególności takich, którzy tak często występują i są bardzo lubiani. :D
OdpowiedzUsuńok, przechodząc do rozdziału... jest jedna rzecz, do której chciałabym się przeczepić: "Wytapirowane istoty panikowały jak nigdy". tak mi się wydaje, że na wojnie rano nie siedzi się przed lustrem i nie tapiruje włosów, skąd w ogóle wzięliby lakier itd? :D wybacz, ale naprawdę musiałam. nie będziesz zła, prawda?
rozdział mi się podobał i nie wiem co mam dalej powiedzieć na ten temat. że pomysł genialny, oryginalny itd to słyszałaś, że dobrze piszesz to słyszałaś, więc co chciałabyś jeszcze usłyszeć? że kocham Cię i czekam na kolejny rozdział? mam nadzieję. :D
u mnie nowy: http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
Nowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMam zamiar wystartować z nowym opowiadaniem, na razie nic jeszcze tam szczególnego nie ma... Ale gdybyś była zainteresowana o to link : http://i-think-about-you-lover.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńnowy u mnie, i tak, nie wię gdzie informować xD
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejną część "Niebo jest wszędzie" Tym razem coś o pierwszej miłosci Izzy'ego i o tym, jak to się smutnie skończyło. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTAK TAK TAK TAK! CHOLERA! JESTEM OCZAROWANA TYM OPOWIADANIEM! Teraz wyjdę na wredną małpę, ale cieszę się, że uśmierciłaś Duffa o.o serio, tego mi brakowało w opowiadaniu xD To jest genialne! Pędzę do kolejnego rozdziału, jednak zanim to zrobię, to jeszcze wspomnę, że nie ma "po za" tylko "poza" xD
OdpowiedzUsuń18-wieczna Francja?! *_* AAAAA!