wtorek, 14 sierpnia 2012

XVI – ,,Ja mam kubeczek to ja sprawiedliwie porozlewam do buteleczek!” Czyli pierwsze prawdziwe spotkanie integracyjne w nowym towarzystwie.


 Lydia Wagner siedziała na kanapie w domu Alisy. Cały czas trzymała w ręce kartkę którą zostawili na stole Gunsi. ,,Po co do cholery pojechaliście na lotnisko? Zobaczyć jak odlatuje samolot do Sztokholmu? Dziwni ludzie…” – myślała. Spojrzała na wielkie logo Stonesów i zapaliła papierosa. Siedziała w ciszy aż nagle usłyszała jakieś krzyki na klatce schodowej. Podeszła do drzwi i przyłożyła do nich ucho.
- Będzie melanż, kochani! Dobrze, że niektórzy mają już skończoną osiemnastkę! Ja pierdole, nawalę się jak nigdy!
 Lydia była zaskoczona. To był przecież głos Stevena! ,,Co oni odwalają?’’ – zapytała wielkiego Tatusia Muminka będącego nieodłączną dekoracją mieszkania. Zorientowała się, że ktoś przekręca zamek w drzwiach. Odeszła kilka metrów do tyłu i szybko zapaliła drugiego papierosa. Ktoś kopnął drzwi przez co otwarły się na oścież. Do przedpokoju wparował Duff z dwiema siatkami.
- Ha! Witam panienkę – powiedział blondyn – Ładnie to tak palić po kryjomu?
 Po chwili do Duffa dołączył Slash i Steven. Saul podszedł do zdezorientowanej dziewczyny i zabrał jej papierosa. Obejrzał go dokładnie i włożył sobie do ust.
- Gdzie Axl i Izzy? – zapytała po chwili Lydia – Co macie w tych reklamówkach?
- Napój szczęścia – odpowiedział Steven – Możecie już wchodzić! – krzyknął odwracając się w stronę drzwi.
 Do mieszkania wszedł Axl a za nim Izzy i…Alisa. Lydia myślała, że ma zwidy. Spojrzała na Duffa, Stevena i Slasha.
- Alisa? – zapytała podchodząc do niej – Co ty tu robisz? Przecież ty…samolot, dom…Szwecja. Pakowałaś się…walizka…oni na lotnisku…ty…kartka i…ja…Izzy?
 Axl popatrzył na Lydię a potem na resztę.
- No, ta pani już nie pije. Co ty bierzesz jak nie ma nikogo w domu?
- Morda, rudy! – warknęła Wagner – Mówię do Alisy.
- Zostałam! Nie cieszysz się? – zaśmiała się brunetka .
- Nie, no cieszę się, ale… Co oni takiego zrobili?
 W odpowiedzi Stradlin przytulił Alisę i pocałował ją. Lydia oniemiała. Zamurowało ją. Pierwszy raz widziała przyjaciółkę w takiej sytuacji.
- Oni…? – spojrzała na wiecznie uśmiechniętego Stevena.
- No właśnie oni! W sumie nie wiele straciłaś – zaczął perkusista – Wdarcie się na płytę lotniska, Izzy wyznaje jej przy wszystkich miłość, ona rzuca mu się na szyję coś tam sobie gadają i samolot odlatuje bez niej.
- Oż w chuja! Ja! Wdarliście się na płytę lotniska?! Ali, to prawda?
 Brunetka pokiwała twierdząco głową.
- Ej! – zawołał z kuchni Slash – To co, będziemy tak stać czy się czegoś napijemy? – pomachał im butelką Jacka Danielsa.
- Pijemy! – wydarł się Steven i wyciągnął z szafki kubek.
- Kretynie, będziesz pił Danielsa w kubku do kawy? – zapytał Izzy.
- A masz z tym jakiś problem? – zapytał Duff i też wyją z szafki kubek – Jak się bawić to na całego!
- No w sumie…lej do pełna! – wykrzyknął Stradlin i podsunął Slashowi pomarańczowy kubek w kropki pod nos.
 Axl spojrzał na zegarek. Była za pięć dziewiętnasta. Wiedział, że ta impreza będzie bez wątpienia początkiem czegoś nowego. Zaśmiał się sam do siebie i podbiegł do Slasha ze swoim fioletowym kubkiem.
 Pili już półtora godziny. Siedzieli w kółku na podłodze i rozmawiali ze sobą. Duff przez cały czas siedział pochylony nad kartką. Nie chciał nikomu powiedzieć co robi a nikt nie był już na tyle trzeźwy by odczytać pismo McKagana.
- Mam! – zawołał w końcu blondyn.
- Co masz? – zapytał Axl.
- Piosenkę!
- Napisałeś po pijaku piosenkę?
- It’s so easy, rudy. Taki tytuł będzie…It’s so easy…no…taki będzie…ładny tytuł, ładny…no…
- Widzisz Stradlin – wychrypiał Slash i przysunął się do Izzy'ego – Duffy już pisze o tobie piosenki. Ej, a o mnie coś napiszesz? Może być takie coś, czeka… I am Saul and I am proud of it…? Dobree, nie?
- Ja pierdolę! To nie jest o Izzym. It’s so E-A-S-Y – przeliterował Duff – a nie It’s so I-Z-Z-Y.
- Ahaaa. A czemu nie napiszesz nic o Izzym? Ładna by była piosenka…Izzyyyy! – zawył Slash i spojrzał do swojego kubka – Jackuś się skończył.
 - A widzicie – zaczął Steven – tera to ja naleję. Ja mam kubeczki to ja sprawiedliwie porozlewam do buteleczek… Piękne panowie i piękni panie…
 Wszyscy spojrzeli po sobie. Axl zaczął się śmiać. Steven patrzył się na wszystkich i nie za bardzo wiedział o co chodzi.
- Stevenuśku, dobrze się czujesz? – zapytała go Alisa.
- Taaak. Ja się zawsze dobrze czuję – odpowiedział Adler.
 Impreza trwała i trwała. Gdzieś o drugiej podzielili na trzy grupy. Nikt nie wiedział dlaczego i co mają w tych grupach robić. Ale w końcu trzeba było się bawić, prawda? 

Steven, Alisa i Izzy
,,Zajebista impreza! Jack się kończy…zdecydowane nie zajebista impreza…Jestem kompletnie pijany, nie mogę iść kupić, nie sprzedadzą mi. Cholera, jeszcze nie jestem pełnoletni. Może będę tak siedział i się uśmiechał i czekał aż ktoś inny się zorientuje, że nie ma co pić? Tak, tak, tak. Nie. Muszę być najodpowiedzialniejszym z nich wszystkich. Nie, to głupie. Jestem kretynem. To może Izzy?” – myślał Steven. Spojrzał nie siedzącego obok Stradlina. ,,Kurwa! No ileż można cię całować? Leżą tak od pół godziny. Ja nie mogę… Może jak się odezwę to przestaną?” – myślał dalej.
- Izzy… - zaczął blondyn – Izzzzzy!
- Adler, zajmij się czymś – odpowiedział czarnowłosy.
 Steven doszedł do wniosku, że nie może tak być. Wziął jedną z kolorowych puf i rzucił nią w Izzy’ego trafiając przy tym w Alisę.
- Kretynie!!! – wydarł się Izzy – Czego ty od nas, kurwaaa, chcesz?!
- Skończył się – powiedział Steve i pokazał mu pustą butelkę po Danielsie – Może skoczysz kupić, hę?
- Ale nie sprzedadzą mi…- tłumaczył się wkurzony Izzy.
- Ale mi sprzedadzą – wybełkotała leżąca na dywanie Alisa – ekspedientka mnie znaaa a ja tam bardzo rzadko kupuję trunki… Ale sama nie idę, Stradlin?
- No to mogę iść – odpowiedział Izzy i z trudem podniósł się z podłogi. Alisa zrobiła to samo. I tak jak siedzieli tak wyszli z mieszkania. Bez butów i bez pieniędzy.
 Wyszli z bloku i ruszyli w stronę sklepiku. Izzy szedł cały czas oparty o ścianę. A Szwedka o Izzy’ego. Rozmawiali w między czasie o Stevenie i jego darze do wkurwiania innych. Bez wątpienia Adler był chyba najbardziej irytującą osobą na świecie. I za to go kochali a czasem i…nienawidzili. Nagle Alisa chwyciła Izzy’ego za nadgarstek.
- No gdzie idziesz? – powiedziała – Tu jest sklep! – weszli do środka potykając się przy tym.
 Dziewczyna siedząca za ladą podniosła wzrok. Na początku nie była pewna kto wszedł do sklepu, ale gdy brunetka podniosła głowę to sprzedawczyni od razu poznała, że to Alisa. ,,Te jej kolorowe włosy” – zaśmiała się w sobie. Ale kim był ten mężczyzna? Elen [ekspedientka] słynęła z roli największej plotkarki w dzielnicy. I chyba właśnie miała nowy temat…
- Dobry wieczór, Ali! – zawołała.
- He...hej – wykrztusiła Alisa – Czy ja według ciebie jestem dysponowana do tego żeby zaaakupić alkohol?
- No… Ja ci sprzedam, ale nie mów nikomu!
- Oczywiści, Elenko. Zapisz mi na krechę. Nie mamy ze sobą kasy. Chyba rozumiesz… Daj nam…trzy butelki Jacka Danielsa.
 Po chwili siedzieli na schodach przed blokiem. Doszli do wniosku, że muszą porozmawiać w spokoju a w mieszkaniu brunetki teraz się za bardzo nie da. Oczywiście pili. Jedna butelka w te czy we w te nie zaszkodziła jeszcze nikomu. Zakochani, pijani i jeszcze bardziej zakochani. Steven jeszcze sobie chwilę poczeka na trunki. Przeżyje chłopak...?

Duff i Lydia (+ Steven)
- Ja nie mogę – śmiała się pijana Lydia – ty nie jesteś człowiekiem! No nie ma, kurwa, opcji!
- Dlaczego? – zapytał Duff i zapalił papierosa – Co cię tak dziwi?
- Ty powinieneś być żyrafą…albo czymś takim – dostała czkawki.
- To ty jesteś jakaś wybrakowana! Ty jesteś jakimś…kucykiem…Ha! Napij się wody, przejdzie ci.
 Siedzieli na kanapie w pokoju Alisy. Nagle usłyszeli głośny huk z kuchni. Spojrzeli po sobie i chwiejnym krokiem powlekli się w stronę z której dochodziły dziwne dźwięki. W kuchni zastali Stevena z patelnią w ręku.
- Przepraszam – zaczęła Lydia – ale co ty odpierdalasz?
- Gotuję – wybełkotał Steven.
- Ty gotujesz, Adler? – zapytał zaskoczony Duff – A co ty gotujesz…w patelni?
- Rosół gotuję, kochany! Buraczków troszkę…i już tu chuje więcej nie przyjdą! O nie, HAHA!!!
- Steven, co nie przyjdzie?!  Ile wypiłeś?
 Adler popatrzył tylko na niego morderczym wzrokiem. Założył sobie na głowę wielki czerwony garnek w grochy i wskoczył na stół. Zaczął wymachiwać patelnią we wszystkie strony.
- A walić to – mruknęła Lydia – wracamy do pokoju.
- Ani mi się ważcie – zawył Steven – oni was znajdą!
- Ja pierdolę! – wykrzyczał Duff i ruszył za Lydią. Ledwo weszli do pokoju a usłyszeli jeszcze większy huk niż przedtem. Wystawili głowę za drzwi. Axl i Slash zrobili to samo. Steven spadł ze stołu a patelnia którą machał jakoś zawiesiła się na lampie. Wszyscy gapili się po sobie. Nikt nie wiedział o co chodzi ich perkusiście. W końcu patelnia spadła z hukiem na podłogę. A zaraz po niej – lampa. Nagle Steven wychylił swój szurnięty łeb (w wielkim rondlu) z kuchni.
- Zaczynają nas atakować! – wydarł się. Pobiegł szybko po patelnię i wrócił do kuchni – Co się, kurwa, gapicie?! Wracać mi do bunkrów! Raz dwa!
Lydia westchnęła i zamknęła drzwi.
- On tak zawsze? – zapytała Duffa.
- Nie wiem. Pierwszy raz widzę go TAK pijanego…on jest głupi – zaśmiał się McKagan – nalejesz? – podał jej kubek.
- Cholera, kończy się – spojrzała do butelki – A gdzie Izzy i Alisa?
- Nie wiem…niech siedzą gdzie im pasuje. Niech się sobą nacieszą.
 Rozmowa się toczyła. Z kuchni co chwilę dochodziły jakieś huki i krzyki Stevena. Lydia i Duff już to ignorowali.
- Jak się zabije to będzie miał – skomentował Duff.
 Dziewczyna spojrzała na niego i zaśmiała się. McKagan też zaczął się śmiać.

Axl i Slash (+ Steven)
,,No…nudno tu się powoli robi. Rudy mi zasypia. Kurwa, Daniels się skończył… Muszę mu to w końcu zaproponować. Odwala mi. Haha! Ale będzie ubaw jak byśmy tak zrobili! Ja nie mogę, popierdoliło mnie! Jestem genialny, haha! Noż co ten kudłaty kretyn odwala w tej kuchni? Jak ja mu zaraz przyjebie tą poobijaną patelnią to się nie pozbiera do rana… No ile można tak wyć?! Cholera jasna z kim ja się tak przyjaźnie!? Ale kocham tą blond ciotę, haha!” – myślał Slash.
- Ej, rudy… - zaczął Slash.
- Yhyyy? – wychrypiał Axl.
- Ja mam taką małą prozpozycjieę.
- Jaką…ą?
- Byśmy sobie poszli do takiego jednego miejsca w którym byś się poczuł taki…nowy i w ogóle.
- Co masz na myśliiii?
- Byś sobie poszalał i byłoby faaajnie i w ogóle…z dala od tego kuchennego awanturnika.
- No. Ale o co ci chłodzi…chodzi?
- No ty już wiesz o co mi chodzi – zaśmiał się złowieszczo Slash.
- No o czym ty gadasz?! O co ci chodzi do kurwy nędzy?!
- O! O! O! – zawołał gitarzysta i zaczął skakać po łóżku jakby został potraktowany paralizatorem – Oooo! Pójdziemy do kurwy…
 Axl spojrzał na niego z niedowierzaniem. Miał ochotę wyrzucić Saula przez okno. Zaczął jednak rozważać ten pomysł. Wiedział, że są kompletnie pijani. Ale wszyscy inni też tacy byli. Jego przemyślenia przerwał dźwięk tłuczonego szkła. Zignorował to jednak. Rozważał dalej. Skoro oni są pijani i Duff, Izzy i cała reszta też… To znaczy, że jak wyjdą tak z mieszkania nikt nie będzie miał im tego za złe! Może i nawet się ucieszą?
- A no to możemy iść! – zawył Rose – Chodźmy. No, Slash, idziemy. Łuuuhuuuu!
 Wyszli z pokoju i spojrzeli na stół kuchenny na którym o dziwo nie było Stevena. Skoro nie było go w kuchni to gdzie mógł być? ,,Może też sobie poszedł?” – myślał Axl. Nagle zza rogu wyskoczył zaginiony. Podbiegł szybko do chłopaków z przerażoną miną.
- Co ci? – zapytał Slash.
- Znaleźli nas! – zawył i rozejrzał się dookoła.
- Kto nas znalazł?
- Oni! – pomachał Saulowi wielkim ziemniakiem przed oczami – Są wszędzie! Pozabijają nas!
- Kurwa!!! Adler to jest zwykły ziemniak! Ogarnij dupę i się połóż, co? Nawet ja nie jestem jeszcz tak pijanyyy!
 Steven zmierzył go wzrokiem pełnym pogardy i podziwu za razem. Pobiegł szybko do kanapy i wyciągnął zza niej kolejnego ziemniaka.
- Widzisz?! Udało mi się jednego złapać. Jest ich więcej! – wydarł się.
 Slash nie wytrzymał. Podszedł do blondyna, wyrwał mu z rąk patelnie i z impetem przywalił w garnek na jego głowie. Adler zachwiał się i przewrócił na ziemię (z ziemniakiem w ręku).
- To powinno załatwić sprawę na jakieś pół godziny – mruknął Saul – Idziemy!
 Ruszyli w stronę wyjścia chwiejąc się przy tym na wszystkie strony. Nagle Axl runął na ziemie jak długi. Już zaczyna się potykać na równej drodze? Gitarzysta spojrzał na niego i zapytał czy jeszcze żyje. Rudzielec rzucił mu spojrzenie w stylu ,,A nie widzisz kretynie?”. Poczuł, że leży na czymś wypukłym. Sięgnął ręką pod plecy i wyciągnął…ziemniaka.
- Naprawdę chcą nas te chuje zabić – mruknął Axl i rzucił ziemniaka za siebie.
- Idiota Adler chyba porozrzucał ze bulwy po całym domu – wybełkotał Saul i pomógł wstać rudemu. Nie wiele to jednak dało, bo sam się przy tym wywrócił. W końcu udało im się podnieść i wyjść z bloku.
 Na schodach zastali wtulonych do siebie (i oczywiście kompletnie pijanych) Alisę i Izzy’ego.
- Siedzą tu nasze kangurki – zaśmiał się Axl po czym dostał czkawki – O! I Jacka tu mają – chwycił jeszcze pełną butelkę.
- No chyba nam pożyy…czycie – zapytał niezbyt przekonująco Slash.
- A dokąd idziecie? – zapytała Alisa i zaczęła się śmiać – No mi chyba powiecie!
- A idziemy sobie na d… - Axl zasłonił Saulowi usta.
- Na długi spacer – skłamał rudy – Jeffuś już śpi?
- A nie wiem – śmiała się dalej dziewczyna – Idźcie się przejść, papa!
 Axl i Saul wzięli butelkę Danielsa, pomachali już w ogóle niekontaktującej Alisie i ruszyli. Kiwali się na wszystkie strony, ale mimo wszystko popijali alkohol. Śmiali się z byle czego.
- Te, Axl – bełkotał Slash – nieźle ich w bambukoko zrobiłeś! Tyle żeby ich nie zabiły…
- Kto? – zaciekawił się rudy.
- No te brązowe chuje od Adleraaa – odpowiedział Saul. Miał na myśli oczywiście ziemniaki.
- A no taaa…

^^^^^^^^^
 Dochodziła dziewiąta. Zielonooka blondynka średniego wzrostu jak zawsze biegała po Indianapolis. Właśnie przebiegała przez niewielki park gdy nagle jej uwagę przykuło dwóch chłopaków śpiących na ławce. Podbiegła do nich. Przyglądała im się chwilę po czym z niedowierzaniem złapała się za głowę.
- To przecież Axl i Slash z Guns N’ Roses – wyszeptała. Znała ich z koncertów w klubie. Była na obu i zespół bardzo przypadł jej do gustu. Nagle Saul podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę.
- Hej, piękna – wymamrotał i spał dalej.
 Dziewczyna była zszokowana. Uśmiechnęła się i pobiegła dalej. Kiedy przebiegała koło niewysokiego bloku zauważyła leżącą na schodach parę. Znowu przeżyła szok. To był przecież Izzy z GN’R! Spojrzała na leżącą obok dziewczynę. ,,Przynajmniej nie kocha go za sławę… I ma piękne włosy” – westchnęła. Pobiegła dalej. Tą podekscytowaną blondynką była Patti Johnson, osiemnastolatka pracująca w pobliskiej księgarni i chyba największa fanka wschodzącego zespołu jakim byli Gunsi…
 Reszta Gunsów też spała w ciekawych miejscach, nie oszukujmy się. Na przykład taki Steven. Spał jak zabity na klatce schodowej otoczony ziemniakami. Na plecach perkusisty ‘’siedział’’ największy z nich [ziemniaków]. Na ‘’głowie’’ miał coś w stylu meksykańskiego kapelusza. Nie wiadomo skąd Adler wytrzasnął kapelusz który pasował na taką bulwę, ale cóż… Lydia Wagner leżała rozwalona na łóżku Alisy. Wokół niej walały się niedopalone papierosy i butelki po alkoholu. Basista spał za to w oryginalnej pozycji. Nogi miał na łóżku a resztę na podłodze.
Wszyscy byli zadowoleni po imprezie. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu mogli się odstresować i rozerwać. Ale już niedługo problemy zaczną wracać z podwójną siłą…?



 ___________________________________________
Jutro prawdopodobnie nie dodam nowego odcinka. Wiecie, święto i takie tam różne. No nic, pozdrawiam was, Isbell1012 :)
Co myślicie o takiej długości odcinka?

17 komentarzy:

  1. hahahahaha, Adler jak zwykle mnie rozwala XD nieźle, nieźle . Im dłuższy tym lepszy :3 a i dzięki że mnie zaprosiłas :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Steven to Steven :D Dziękuję i mam zamiar pisać dłuższe odcinki :)
      Nie ma za co.

      Usuń
  2. Uwielbiam. Steven w sombrero i ziemniaki. XD Zapraszam do mnie na rekordowo długi post. Matko, Elen O_O prawie jak ja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam tego rozdziału, bo jeszcze kilka mi do nadrobienia zostało. Powiadamiam tylko o nowym rozdziale na moim blogu. Dodaje CODZIENNIE, póki co. Jak będę jakieś zmiany to powiadomię :)
    http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. No więc ten tego witam serdecznie, postaram się jak najszybciej nadrobić twego bloga, bo tak czytając kawałek opowiadania to nieźle brzmi i ogólnie mi się podoba, tak więc dzisiaj w nocy zabieram się za czytanie tegoż to cuda :D
    Dzięki za odwiedziny u mnie! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie ma za co :) Spodobał mi się to czytam.
      Miło mi tak swoją drogą :)

      Usuń
  5. Kurna dawaj kolejny rozdział. Kocham twoje opowiadania. Są czadowe, chciałabym umieć tak pisać. Jedziesz z kolejnym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że ci się podoba ;D Doczekasz do 16?

      Usuń
  6. Hhaahahah, dziewczyno! Rozjebałaś system! Od dziś Steven już zawsze będzie mi się kojarzył z ziemniakami ludobójcami xD A z początku myślałam, że go może "atakują" Hatifnaty xD
    Ojej, aż zazdroszczę, że umiesz tak ładnie pisać :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hatifnaty też byłyby dobre :D Bardzo mi miło i znowu dziękuję!

      Usuń
  7. "Jackuś się skończył." kuźwa, ja się jeszcze śmieję. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, to mi miło ;D Sama się zaczęłam śmiać xD

      Usuń
    2. Wyobraziłam sobie Slasha tak nawijącego, nawijającego i nagle "Jackuś się skończył" ze smutną minką. XD

      Usuń