Upał był nie do zniesienia. Ulice Lafayette
świeciły pustkami. Tylko na schodkach niewielkiego domku mieszczącego się na
obrzeżach miasta siedziało dwóch chłopaków. Pierwszy z nich trzymał w ręce
kilka kartek. Jego długie, rude włosy opadały na mokre od potu plecy. Na
ramieniu rudzielca leżała jego jasnoszara, kieyś biała koszulka. Chłopak
śpiewał i trzeba przyznać, że wychodziło mu naprawdę niesamowicie. Tym utalentowanym
przyszłym wokalistą był dwudziestoletni Axl Rose. Obok niego siedział jego
najlepszy przyjaciel Izzy Stradlin. Również dwudziestolatek. Ciemnowłosy
chłopak którym był Izzy trzymał na klanach gitarę i łagodnie wprawiając jej
struny w drżenie, wygrywał melodie będącą podkładem pod piosenkę śpiewaną przez
Axla. Tworzyli wspaniały duet. Ich marzeniem było mieć własny zespół.
- Nie wytrzymam już. Chodźmy gdzieś, byle nie na
ten upał – powiedział w pewnym momencie Axl.
- Wszędzie masz upał. Ale rzeczywiście można by coś
zrobić, bo bolą mnie już palce – odpowiedział Izzy.
- Mówiłeś kiedyś, że byłeś gdzieś nad jakimś
strumyczkiem czy czymś takim…pamiętasz?
- Pamiętam. Ale to jest taki strumyczek, że wiesz.
- Ale co będziemy kurwa robić innego? Nie chce mi
się śpiewać cały dzień. Odnieś gitarę i chodź, zaczekam na ciebie.
- No dobrze. Muszę wziąć psa. Mama twierdzi, ze się
nim nie zajmuję.
- Przecież dajesz mu jeść, kąpiesz go. A jak nie to
teraz to zrobi.
Izzy uśmiechnął się i wszedł do środka domu. Odniósł
gitarę do swojego pokoju po czym poszedł odszukać psa. Po jakiś pięciu
minutach, młody gitarzysta wyszedł z domu trzymając w ręku kilka pustych kartek
i dwa długopisy. Za nim podążał młody doberman.
- Rose, łap! – powiedział Izzy i rzucił
przyjacielowi długopisy – Możemy iść! – rzucił.
Axl spojrzał z niedowierzaniem na oddalającego się
chłopaka. Dobrze wiedział co zamierzał Stradlin. Jego raczej spokojny,
czarnowłosy towarzysz doszedł do wniosku, że w południe upalnego dnia napiszą
kolejną piosenkę! ,,Zwariował. Kurwa zwariował!” – pomyślał Rose i wepchnął
długopisy do kieszeni. Stał jeszcze chwilę w miejscu i ruszył za Izzym.
^^^^^^^^^
Stary pociąg zatrzymał się na stacji w
Lafayette. Z wagonów zaczęły wylewać się tłumy zmęczonych i spoconych ludzi.
Wśród nich idzie bardzo wysoki blondyn z walizką i z czarnym futerałem na
plecach. To osiemnastoletni Duff McKagan. Spojrzał na zegar wiszący na
ściennie. Była 13:48. Nastolatek czuł się zagubiony. Lafayette nie przypominało
jego rodzinnego Indianapolis, owszem było to całkiem ładne miasto, ale…
,,Co ja tu w ogóle robię?” – pomyślał Duff.
Chwilę później opamiętał się. Przypomniał sobie, że zjeździ cały stan Indiana
tylko po to żeby odnaleźć takich ludzi jak on – młodych, utalentowanych gości
pragnących zaistnieć w świecie muzyki. Nie miał pojęcia w którą stronę pójść.
Postanowił udać się w spokojniejszą stronę miasta. Duff nie wiedział, ze będzie
tu tak gorąco. ,,Gorzej niż w tym cholernym pociągu” - pomyślał. Nie miało jednak sensu stać w
dalszym ciągu jak kołek na stacji kolejowej. Trzeba było ruszyć. Ruszać na
poszukiwanie przyszłych rockmanów.
Minęły dwie godziny. McKagan był cały mokry.
Przez cały ten czas nie znalazł nikogo. Na ulicach miną może z piętnaście osób.
Zatrzymał się naprzeciwko lasu.
- Nie po to chodziłem jak idiota przez dwie
godziny żeby znaleźć tylko pieprzony las! – wykrzyczał na cały głos.
Był wściekły. Rzucił swoją walizkę na trawę po
czym zdjął przepoconą, czarną bokserkę i wyrzucił w krzaki. Usiadł na swoim
bagażu i schował twarz w dłoniach. Nagle usłyszał cichą grę na gitarze.
Podniósł głowę i rozejrzał się. Nikogo nie widział a gra nie ustawała. Chwilę
potem do dźwięków gitary dołączył jeszcze wokal. Niesamowity, zachrypnięty głos
i spokojna rock n’ rollowa gra? Czyżby jego podróż nie była jednak taka zupełnie bez skutku?
Duff szybko wstał z walizki i wyciągnął z
czarnego futerału gitarę basową. Ruszył w głąb lasu podążając za imponującą
(przynajmniej jego zdaniem) piosenką.
Czytanie tego tekstu w połączeniu ze słuchaniem "The spaghetti incident?" dało przyjazny mej duszy efekt. Intrygujący prolog, ciekawe opisy w opowiadaniu... Szykuje się kolejny blog wart uwagi. ;-) Teraz wszyscy zawieszają lub zamykają swoje dzieła, ale rodzi się coś nowego. Pisz dalej, podoba mi się. red-cuckoo.blogspot.com Wpadnij, jak będziesz chciała, chociaż dopiero się rozkręcam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Zajrzę na pewno. Zabieram się za nowy odcinek.
UsuńZaczęłam czytać, zwykle odpadam do trzech- czterech linijkach, teraz to co innego. Twój sposób pisania, opisy, miejsca to coś wspaniałego. Jesteś świetna w tym co robisz.
OdpowiedzUsuńZabieram się za dalsze czytanie. :)
Naprawdę, jest mi bardzo miło. Dziękuję :)!
UsuńPodrzuciłaś mi link na blogu i jestem z tego bardzo zadowolona :D Po przeczytaniu prologu i pierwszego rozdziału, stwierdziłam, że naprawdę podoba mi się bardzo Twój styl pisania i jak tylko znajdę dłuższą chwilę, doczytam resztę rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko, ale piszę z telefonu i nawet nie wiem, czy ten komentarz się doda xD
W każdym razie dodam Twojego bloga do polecanych u mnie i będę tu wpadać co jakiś czas ;D
Bardzo mi miło, naprawdę :) Dodał się i dziękuję xD
UsuńTy sobie pisałaś, ja sobie pisałam...ty do mnie trafiałaś, w końcu ujawniłaś swoją obecność i tak oto jestem przy pierwszym rozdziale.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało i ruszam czytać resztę. :D
Zaczęłaś czytac o 7:32 xD?!
UsuńBardzo dziękuję, miło mi i czekam na przedszkolnych Gunsów :D