piątek, 27 lipca 2012

II - ,,Mówię Ci Adler, będziemy wielcy!''

- Cholera jasna! Steven, twoje piękne, okropne blond kudły wszystko mi zasłaniają! Nie wiem gdzie jadę! - krzyczał Slash.
- Też nie wiem! Mam zamknięte oczy! Zatrzymaj ten rower! Chcę wrócić cały do domu - powiedział Steven.
- Do domu wracasz jutro. Dziś idziemy do mnie. Otwórz te oczy i powiedz gdzie jeste... - nie dokończył. Poczuł tylko, że rower gwałtownie leci do przodu - Steven, kurwa, otwórz te oczy jak chcesz żyć!
- O kurczaczki! Slash, radzę ci nabrać dużo powietrza!
 Ledwo młody Adler zdążył to powiedzieć i już wpadli do zimnego jeziora. To chyba największy takie kąpielisko w Greenwood. Dziś jednak nikogo tam nie było. Nic dziwnego. Ten dzień nie należał do najcieplejszych. Zasadniczo to bardziej przypominał jesienny wieczór niż letnie popołudnie.
 Slash wystawił głowę na powierzchnię. Rozejrzał się dookoła. ,,Gdzie jest ten kudłaty kretyn?!" - pomyślał, wyszedł z wody i zaczął szukać Stevena. Nie było to trudne. Chłopak siedział na brzegu i chyba wciąż nie wiedział co się stało. Wyglądał koszmarnie. Z jego czoła płynęła krew. Saul podbiegł do niego.
- Stary, nic ci nie jest? - zapytał - O co się wyrąbaliśmy?
- Nie, nic mi nie jest. Tylko głowa mnie boli. Chyba wpadliśmy do tamtego dołka - odpowiedział Steven i wskazał na dziurę z której wystawało koło roweru Slasha. Złapał się za czoło - O kur...Masz jakąś chusteczkę? - zapytał patrząc na zakrwawioną rękę.
- Tak, ale jest cała mokra. Chodź, miałem do roweru przywiązaną swoją koszulkę. Dam ci ją to sobie obwiążesz wokół głowy czy coś.
 Adler pokiwał głową i ruszył za przyjacielem.
Rower Slasha nie prezentował się najlepiej. Jedno koło ledwo co się trzymało a po drugim nie było śladu. Siodełko odpadło a rama był złamana wpół. Czarno-szara koszulka Saula była jednak w stanie nienaruszonym. Chłopak odgarnął z oczu swoje ciemne loki i podał ją poszkodowanemu blondynowi.
- Dzięki - powiedział Steven - Kurde! Jeszcze but zgubiłem.
- Nie przejmuj się. I tak już nie był taki śnieżnobiały jak...Kiedy je kupiłeś? - zapytał Slash.
- Półtora tygodnia temu.
- No, to i tak już nie był taki śnieżnobiały jak półtora tygodnia temu. Zdejmij tego drugiego i wywal do jeziora. Ja chyba to samo zrobię z rowerem...
- Nie szkoda ci go? - zapytał zdziwiony Steven usiłując zdjąć ocalały but.
- Trochę szkoda. Ale i tak już się psuł. Powiem babci, że ukradli mi go. A co do twojego czoła...Uznajmy, że cię zaatakowali.
- Kto mnie zaatakował?
- Złodzieje roweru, inteligencie. Chodź, idziemy do mnie - rzucił Slash po czym ruszył zakładając w między czasie swoją przemoczoną, jeansową kamizelkę.
Steven siedział jeszcze chwilkę, układając sobie w głowię wymyśloną historyjkę dotyczącą kradzieży. ,,No, nie jest to takie głupie" - pomyślał i ruszył w stronę domu babci Saula.

^^^^^^^^^
- To jest dobre! Steven, zagraj to jeszcze raz. Tylko bez tego ostatniego uderzenia w talerz! - powiedział
Slash i uśmiechnął się do początkującego perkusisty, swojego przyjaciela - Stevena.
- No ok.
Boom, boom, boom...
- A połączmy to z tym co przed chwilą zagrałem na gitarze.

Chłopcy już od trzech godzin siedzieli na poddaszu w domu babci Saula i grali najróżniejsze melodie. Steven już o siódmej rano wraz z pomocą przyjaciela przytargał swoją perkusję do domu Saula.
 Po zagraniu tego o co prosił Hudson, Steven niespodziewanie powiedział, że jest głodny i chce mu się pić. Slash był bardzo zdziwiony. Przecież jego kompan prawie nigdy nie przerywał "prób" za sprawą jedzenia. Ale ponieważ sam miał ochotę coś zjeść, zaprosił Stevena do kuchni.
- A co zjemy? - pytał zniecierpliwiony już Adler i wlepił swoje niebieskie oczy w Slasha.
- A nie wiem. Zamówmy pizze. Babcia już śpi, nie obrazi się.
- Ok, pizza o 21:34 to najlepszy pomysł. A picie?
- Sok ci wystarczy? Wiesz, moja babcia nie ma niczego mocniejszego - zaśmiał się Slash.
- Wystarczy, wystarczy -odparł blondyn i podał przyjacielowi telefon.
 Kiedy pizza była już (prawdopodobnie) w drodze, chłopcy snuli swoje wielkie marzenia o zrobieniu kariery. Wszystko było fajnie ale brakowało im do stworzenia zespołu basisty, jeszcze jednego gitarzysty i najważniejszego - wokalisty.
- Ale gdzie można by znaleźć takich gości? Basista? Skąd my go weźmiemy? - zastanawiał się Steven.
- Już ty się o nic nie martw. Ja mam plan. Pojedziemy do Indianapolis! - powiedział Saul.
 Adler popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- No dobrze, ale jak powiesz o tym babci? Mamy tylko 17 lat! Nie puści cię - krzyknął po czym przypomniał sobie, że starsza pani już śpi i opamiętał się.
- Spokojna twoja głupiutka główka. Jak łyknęła historie o złodziejach i rowerze to jakiś porządny argument o wyjeździe do stolicy Indiany też łyknie. Mówię ci Adler, będziemy wielcy! - odparł z dumą Slash.




2 komentarze:

  1. Super. ^-^ Coś czuję, że Twój blog mnie nie zawiedzie. BTW, kocham Adlera, ten zaciesz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adler bez uśmiechu na twarzy to nie Adler :D! Bardzo dziękuję!

      Usuń